Unia i jej zasady dobrostanowe nie są wyłącznym promotorem nowości i lepszych standardów
Sama konsultacja, która dopuszcza do dyskusji o dobrostanie zwierząt wszystkich – nawet tych, co zwierzątko widzieli tylko w telewizji – budzi u mnie jako hodowcy niesmak, bo traktuje mnie jak gbura i nieuka, który sam nigdy nie wprowadziłby postępu w swoim gospodarstwie i należy dać mi wytyczne.
Jestem rolnikiem, który od 40 lat zajmuje się hodowlą bydła mlecznego, a moja wiedza w tym zakresie oparta jest na: przekazie moich rodziców, długoletnim, własnym doświadczeniu, korzystaniu z nowości na szkoleniach organizowanych przez w ODR, producentów pasz i środków ochrony roślin, wiedzy i informacji czerpanej z prasy rolniczej i internetu. Z powyższego wiem, że Unia i jej zasady dobrostanowe zwierząt nie są wyłącznym promotorem nowości i lepszych standardów. Z powodu przepisów m.in. o dobrostanie zwierząt, jakie UE wdrożyła, postrzegana jest przez hodowców jako żandarm, który nakazuje i egzekwuje. Fakt, że jest żandarmem wynika z opinii hodowców, szczególnie tych rezygnujących z hodowli (bo już się nie boją). Jako jeden z czynników rezygnacji z hodowli wymieniają oni częste kontrole weterynaryjne i coroczne nowe obciążenia.
I tak dla przykładu „Głównym celem systemu identyfikacji i rejestracji zwierząt jest umożliwienie śledzenia przemieszczeń zwierząt gospodarskich. Ma to znaczenie w przypadku wystąpienia choroby zakaźnej”. Aby ocenić przydatność tego przepisu, warto porównać go z okresem, gdy nie było paszportów (a jestem w wieku, kiedy hodowlę prowadziłem w tym okresie). Cóż się epidemicznego w tym czasie wydarzyło? Nie pamiętam żadnych sytuacji, czyli nic takiego. Czy wprowadzenie paszportów czemukolwiek zapobiegło lub pomogło? W mojej opinii niczemu. System jest więc zbędny i należy go znieść. Szkoda pieniędzy podatnika, aby okrągły rok pracowali urzędnicy bez widocznych korzyści i efektów. Dziś, w dobie komputeryzacji i telefonizacji znalezienie właściciela zwierzęcia jest bezproblemowe, bez całej machiny urzędniczej. I tutaj powiedzenie „lepiej zapobiegać niż leczyć” jest nad wyraz niepotrzebne i kosztowne dla społeczeństwa. Powiem wręcz, iż przy wystąpieniu epidemii ASF u świń, system okazał się bezradny, nie przyniósł żadnych pozytywnych efektów, ani nie zapobiegł, ani nie pomógł w zwalczaniu choroby. ASF gdzie chciał tam był, przeszedł Polskę, wszerz i wzdłuż, pomimo różnych wymogów higieny narzuconych przez Unię, aby takim przypadkom zapobiegać lub je ograniczyć. I znowu weterynaryjne kontrole zostały tylko kontrolami i nie przyniosły żadnego skutku. Należy dodać, że dla potrzeb systemu raz w tygodniu trzeba pojechać 20 km do siedziby ARiMR w powiecie po paszport, odrywając się od pracy w najlepszych godzinach. Za zapomnienie lub spóźnienie w obowiązku systemu paszportowego grozi oczywiście kara, której sam doświadczyłem.
Po wprowadzeniu norm unijnych w gospodarstwach mlecznych, często jednym pismem powiatowego lekarza weterynarii wykluczano z produkcji np. w jednej wsi kilkanaście gospodarstw mlecznych. Czy były one dla kogoś zagrożeniem? Nie. Mleczarnie skupowały od nich mleko bez zastrzeżeń, oczywiście przestrzegając norm jakościowych. Ci hodowcy, z kilkoma krowami z czasem sami by się „wykruszyli”, ale zostali wyrzuceni z produkcji nakazem urzędniczym i nie ma się co dziwić, że do Unii czują niesmak. Sytuację opisuję z własnego doświadczenia, bo odbierałem mleko od takich producentów.
Unia podnosi standardy choć nie wiem w czyim imieniu
Z powyższych faktów wynika, że Unia podnosi standardy choć nie wiem w czyim imieniu. Mówi, że konsumenta. A ten ma bardzo skuteczne narzędzie w swoim ręku – produkt, który budzi jego wątpliwości i go nie kupuje. I to jest najbardziej wiarygodna ocena czego chce konsument. I żadna decyzja urzędnika nie jest tu potrzebna, jest wręcz szkodliwa, bo buduje sztuczne standardy oparte na „opinii społecznej”. Konsultacje społeczne KE dopuszczające wszystkich do głosu są tylko ułudą dla samej Unii.
Bo jak wyżej przytoczyłem, opinia społeczna ma narzędzie inne niż tylko luźne wypowiedzi „co by się chciało” i budowanie na tym prawa nie ma twardego uzasadnienia. Tak argumentowali swoją decyzję wprowadzeniem „Piątki dla zwierząt” nasi posłowie – „będziemy jednymi z pierwszych w Europie, którzy wprowadzą taką ochronę zwierząt”. Jednak rozsądek i tradycja hodowców ten dziecinny pomysł w drodze strajków odrzuciła. I widać tutaj czarno na białym, jak rozmijają się górnolotne „ja bym chciał” pomysły urzędników z realiami.
Galicjan z Podkarpacia
(imię i nazwisko tylko do wiadomości redakcji)
Zdjęcie: Beata Dąbrowska
Zdjęcie: Beata Dąbrowska