StoryEditorWiadomości rolnicze

List do redakcji: Krzysztof Banach mnie pobił

16.05.2017., 15:05h
Po przeczytaniu artykułu o tym, że Krzysztof Banach domaga się od TPR sprostowania, że mnie nie pobił, postanowiłem napisać kilka zdań osobiście o tym co się stało 13 grudnia w Hotelu Skalnym w Zakopanem.

W dniach od 13 do 15 grudnia 2016 roku przebywałem na zwołanym posiedzeniu zarządu Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka w Zakopanem. Wieczorem, około godziny 23, przed recepcją Hotelu Skalny zostałem nieoczekiwanie zaatakowany przez Krzysztofa Banacha – wiceprezydenta Federacji. Uderzył mnie czołem w nos. Po tym uderzeniu upadłem na podłogę. Poczułem bardzo silny ból i bardzo mocne krwawienie z nosa. Są na to naoczni świadkowie – koledzy hodowcy: Józef Warunek, Marek Juniewicz, Tomasz Kocięba oraz recepcjonistka hotelu, która podobno chciała zadzwonić na policję, ale jej na to nie pozwolono. W hotelu był monitoring. Z tego co wiem, nagranie zostało zabezpieczone przez kierownictwo hotelu.

Straciłem dużo krwi. Zostałem zawieziony do szpitala, gdzie przyjęto mnie w trybie nagłym na oddziale ratunkowym w szpitalu w Zakopanem. Lekarz dyżurujący rozpoznał złamanie kości nosowych. Dwóch pracowników Federacji, którzy byli ze mną obecni na pogotowiu, zasugerowali mi, bym powiedział lekarzowi pogotowia, że spadłem ze schodów. Dlatego tak to zostało zapisane w dokumentach pogotowia, a ja wówczas pomyślałem, że to dobre rozwiązanie dla dobra Federacji, bo sprawa się nie rozniesie. W rzeczywistości, jak już pisałem, nos mi złamał Krzysztof Banach uderzając mnie niespodziewanie i to bez żadnej przyczyny. Wyglądało na to, że Krzysztof Banach był pod wpływem alkoholu, bo kto na trzeźwo uderzyłby kolegę hodowcę – tak by złamać mu nos. W czasie badania lekarz zadał mi też pytanie czy piłem alkohol tego dnia. Odpowiedziałem, że trochę wypiłem, chociaż nie było tego po mnie widać. Zdawałem sobie sprawę, że ta wiadomość była potrzebna lekarzowi do dalszego leczenia.

Policja w Zakopanem wszczęła w tej sprawie dochodzenie, które było nadzorowane przez Prokuraturę Rejonową w Zakopanem. W tej sprawie byłem przesłuchiwany przez Policję z Komisariatu w Krasnosielcu. Z tego co wiem, świadkowie zdarzenia nie byli przesłuchiwani.

Niestety, mimo wielu świadków prokuratura umorzyła postępowanie. Uzasadniono, że biegły lekarz stwierdził, że moje obrażenia były poniżej 7 dni i wtedy prokurator nie zajmuje się takimi sprawami. Ja nie byłem badany przez biegłego lekarza. Jedyny lekarz, który mnie badał, to lekarz dyżurny na pogotowiu w Zakopanem. To co mogę powiedzieć, to moje obrażenia złamanego nosa wynosiły znacznie więcej niż 7 dni.

Od samego początku zaskakujące było to, że wielu osobom zależało na umniejszeniu sprawy, obróceniu kota ogonem, a nawet zatuszowaniu. W pierwszej kolejności prezydent Polskiej Federacji Leszek Hądzlik powiedział na zarządzie, że to tylko incydent i upomina pana Banacha po czym przeszedł do porządku dziennego nawet nie pytając mnie jak się czuję.

Poza tym, jeden z działaczy Federacji dostarczył mi ugodę pomiędzy mną a Krzysztofem Banachem. Pismo jest bardzo sprytnie napisane. Widać, że pisał to prawnik. Chciano bym podpisał, że doszło tylko do „sporu”, w czasie którego nie doszło do pobicia lub bójki. Poza tym, miałem się zrzec wszelkich roszczeń wynikłych, jak to określił Krzysztof Banach, z tego „sporu”. Pisma nie podpisałem. Chcę stanowczo napisać, to nie był żaden spór. Krzysztof Banach uderzył mnie w nos niespodziewanie i to bez żadnej przyczyny.

Właśnie takie zachowanie się wiceprezydenta Banacha skłoniło mnie do opisania tego co się działo w Zakopanem i co się dzieje do dnia dzisiejszego. Ta ciągła chęć wybielenia Krzysztofa Banacha. Złamał mi nos, a teraz wszystko na to wskazuje, że chce się z tego wykręcić. Widać, że zależy też na tym kilku osobom z kierownictwa Federacji. Rodzi się pytanie: dlaczego wiceprezydentowi Banachowi i innym osobom z Federacji tak na tym zależy?

Marek Niestępski

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
05. listopad 2024 05:20