- Federacja oderwała się od korzeni i zaczęła żyć dla siebie, nie licząc się z rolnikami a to jest złe. Wydarzenia z Zakopanego były kulą śnieżną, która wywołała lawinę i poruszyła wiele innych tematów. Od dwóch lat uczestniczę we wszystkich posiedzeniach zarządu i nagle w grudniu w Zakopanem dowiaduję się o pewnych rzeczach, które wcześniej nie były poruszane. To, kto, gdzie i kiedy o tych rzeczach decydował? Kto głosował i jak oraz protokoły podpisywał? Czy my jesteśmy zarządem czy tylko figurantami, którzy mają głosować w określonych sytuacjach tak jak chce grupka ludzi, która podejmuje decyzje w niewiadomy sposób.
Na ostatnim posiedzeniu zostały postawione konkretne pytania dotyczące kwestii finansowych i pewnych decyzji. Kto i kiedy je podjął i w jaki sposób? Na te pytania nie zostały jeszcze udzielone odpowiedzi. Bodajże dwa dni temu dostałem oficjalną informację podpisaną przez prezydenta Leszka Hądzlika, że w kwietniu ma się odbyć kolejne posiedzenie zarządu i myślę, że wówczas wyjaśnione zostaną pytania, które zadałem w sposób oficjalny i poprosiłem, żeby je zaprotokołować. Jakie są w Federacji i spółce wynagrodzenia? Jaka jest struktura zatrudnienia w Warszawie na Żurawiej, jakie są obowiązki pracowników? Nie do końca jest to jasne, jakie są wynagrodzenia osób na poszczególnych stanowiskach, bo jeśli nie zarząd – to kto ma prawo o tym wiedzieć!
Widzę dwie drogi. Albo droga ewolucyjna – obecne prezydium zrozumie, że tak dalej być nie może. Albo droga rewolucyjna, co oznacza wymianę prezydium. A opowiadanie, że jak nie będzie jednej osoby w prezydium, to się Federacja rozleci i to są wierutne bzdury. Właśnie obrona tego układu, jaki jest w tej chwili, to działanie przeciwko Federacji, bo to rodzi podejrzliwość, nieufność i ludzie źle się nastawiają do Federacji. Przecież to nie jest organizacja kilku panów z prezydium tylko 11 tys. rolników, którzy do niej należą.
Wracając do decyzyjności, to wydaje mi się, że nie powinno być tak jak jest, że posiedzenia zarządu ograniczają się do półtorej, dwóch godzin i słyszymy, że prezydium ustaliło to, postanowiło tamto, a my musimy to przegłosować. Przykład z Zakopanego: Pani dyrektor jednego z działów mówi, że jest do ustalenia kwestia sędziego na krajową wystawę zwierząt w Poznaniu. Opowiada, że było trzech kandydatów w tym jednym ze Szkocji, który został wybrany na sędziego głównego. Popatrzyliśmy po sobie kto podjął taką decyzję? Do pani dyrektor nie docierało to, że wybór sędziego nie jest w zakresie jej kompetencji, że to zarząd powinien decydować. Sposób wyboru sędziego pokazuje jak biuro PFHBiPM traktuje zarząd? jak natrętów. Pracownicy biura uważają, że to oni powinni o wielu rzeczach decydować, a ja uważam, że zgodnie ze statutem organem decyzyjnym jest zarząd, a nie biuro. … Jeśli dochodzi do sytuacji, że naszym przedstawicielem w jednym z organów europejskich zostaje pracownica administracji biura w Warszawie, a nie członek zarządu, to o czym to świadczy? Informację tę otrzymaliśmy ustnie na ostatnim zarządzie. Argumentem za jej wyborem była znajomość angielskiego. A ja też znam angielski i to w stopniu komunikatywnym. Na zarządzie nikt z prezydium nie zapytał nas czy ktoś chciałby kandydować na to stanowisko? Nie wiadomo kto, gdzie, kiedy podjął decyzję, że ta pani będzie naszym przedstawicielem.
Zastanawia mnie dlaczego jest grupa osób, która w Zakopanem głosowała w obronie tej sytuacji. Czy to jest kwestia tego, że są członkami rady nadzorczej w Polskiej Federacji Sp. z o.o. i z tego tytułu otrzymują wynagrodzenie, czy to jest kwestia - nie chcę nikogo obrażać – koszul, kurtek i krawatów? 10 lutego odbyło się zebranie naszego regionalnego związku, gdzie doszło do zmiany prezesa tylko i wyłącznie z tego powodu, że Jan Tymczyszyn nie chciał już dalej pełnić tej funkcji, ale zgodził się pełnić funkcję wiceprezesa i zajmować się sprawami, które dotychczas prowadził. Ja zaś zgodziłem się objąć funkcję prezesa. Przedstawiłem sytuację, jaka panuje w zarządzie Federacji w Warszawie, niczego nie ukrywając z tego co mi wiadome i zapytałem hodowców o opinię. W końcu jestem delegatem dolnośląskich hodowców, a nie prywatną osobą. Zapytałem wprost hodowców: jakie stanowisko powinienem zajmować wobec zaistniałych spraw na posiedzeniu zarządu Polskiej Federacji w Warszawie? Hodowcy uznali, że zmiany są niezbędne, że trzeba wyjaśnić wiele tematów, zwłaszcza finansowych. Mówili, że jeśli nadal mają płacić za usługi Federacji, to chcą wiedzieć, że wpłacane pieniądze są przeznaczane rzeczywiście na rzeczy potrzebne, statutowe i te, które będą służyły rozwojowi Polskiej Federacji, a nie na nieuzasadnione wynagrodzenia czy pewnego rodzaju Bizancjum finansowe. Jeśli ja słyszę oficjalnie od dyrektora Kautza, że tu można byłoby coś zaoszczędzić, ale czy jest sens takie małe pieniądze oszczędzać. Nie wytrzymałem i powiedziałem, że jeśli pan tak stawia sprawę, to chyba jest jakieś nieporozumienie. Przecież to nie są nasze pieniądze, lecz rolników. Nie zapominajmy o tym, że za dwa lata nasz rynek się otworzy i monopol Polskiej Federacji się skończy. Z tego co mi wiadomo, ceny usług świadczonych przez Polską Federację są wyższe niż te w niemieckich landach. Kto zabroni niemieckim organizacjom wejść na nasz rynek skoro ustawowo będzie to dozwolone? Część rolników od razu, kolejni po pewnym czasie dojdą do wniosku, że skoro polska firma nie potrafi gospodarować pieniędzmi, to w imię czego ja mam dopłacać do panów z Warszawy i przejdą do niemieckich organizacji zrzeszających hodowców.
Leszek Wojciechowski – członek zarządu Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka, prezes zarządu Regionalnego Związku Hodowców Bydła i Producentów Mleka we Wrocławiu