Dlaczego zdecydowała się Pani zabrać głos na naszych łamach?
– Federacja to organizacja potrzebna nam wszystkim. Innowacje, które wdraża, są na poziomie światowym. Dotacje, jakie otrzymujemy z rządu za pośrednictwem Federacji, są rolnikom bardzo potrzebne. Nigdy nie byłam za tym, aby hodowców w Federacji poróżniać, dzielić czy wyrzucać ze struktur. Musimy się szanować i budować kompromisy. Niestety, chyba niektórzy koledzy nie zdają sobie sprawy z tego lub zapomnieli o tym, że Federacja została stworzona przez hodowców z całej Polski. W ogólnej informacji Federacja podaje, że skupia 11000 członków, a właściwie skupiała przed wyrzuceniem dwóch dużych związków. W MZHBiPM oraz PZHBiPM jest zrzeszonych ponad 5 tys. hodowców. Czyli około połowa. I tu pojawia się kolejne pytanie: czy normalne jest to, że w obecnej sytuacji tylko połowa hodowców z kraju ma decydujący głos, a reszcie zostały zamknięte usta? Tylko garstka wybrańców czy hodowcy z całej Polski, tak jak to było w zamyśle pierwotnym, mają decydować o naszej wspólnej przyszłości?
Ma Pani również zastrzeżenia co do swoich reprezentantów w zarządzie Federacji?
– Jako członek zarządu KPZHB chciałabym jasno i wyraźnie zaznaczyć fakt, że nie zgadzam się z decyzjami osób, które reprezentują mnie w Federacji. Prezydium KPZHB nie informuje Zarządu o działaniach, jakie podejmuje w Federacji, ani ich z Zarządem nie konsultuje. Już w poprzednich latach na spotkaniach prosiłam o to, by delegaci naszego związku zdawali pełne relacje z tego, co się dzieje na spotkaniach w Warszawie, jakie jest ich stanowisko i jakie chcą podejmować decyzje. Po to, aby każdy z członków wiedział kto i jak ich reprezentuje na szczeblu krajowym. Każdy może mieć inne zdanie – to jest normalne, ale nie można narzucać nikomu swoich racji. Są osoby w naszym związku, które zarzucają mi, że „niczego w życiu nie osiągnęłam” i nie powinnam się udzielać w sprawach związkowych, próbują dyskredytować moją codzienną pracę w gospodarstwie i wmówić, że takie gospodarstwa, jak moje, nie są żadnym osiągnięciem. Nie można przekreślać kogoś tylko dlatego, że jest mniejszy, biedniejszy czy też słabszy. Rzucając takie stwierdzenia, obraża się również tysiące innych hodowców z całej Polski, którzy mają gospodarstwa takie, jak moje. Dla mnie czy ktoś ma 15, 50, czy 500 krów zasługuje na równy szacunek.
Przecież często rolnik z mniejszą liczbą krów ma lepiej rozwinięte stado pod względem genetycznym niż ten, który ma tych krów kilkaset.
– Dokładnie tak. Hodowlą w moim rodzinnym gospodarstwie zajmował się jeszcze mój dziadek, później mój ojciec, a teraz ja ją kontynuuję. Ojciec jako jeden z pierwszych zakupił własny kontener i nauczył się samodzielnie inseminować krowy. Chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć, jak ważny jest postęp genetyczny. To właśnie takie rodzinne, postępowe gospodarstwa z całego kraju miały wpływ na to, jak rozwijała się genetyka w Polsce. W hodowli nie liczy się ilość, a jakość i przypominam, że nasz związek ma łączyć wszystkich hodowców bydła.
Związek powinien też tak obracać pieniędzmi, żeby wracały z nawiązką do tych, którzy je wpłacają. Uważam, że hodowcy mają też prawo wiedzieć, ile płacą prezydentom w Polskiej Federacji, tak jak wie to każdy pracodawca, który zatrudnia swoich pracowników. Dodatkowo mamy prawo rozliczać was, czyli zarząd Federacji, z waszej pracy. Usunęliście rzesze hodowców – można powiedzieć swoich pracodawców – dlatego, że nie podobała im się praca wykonana przez was – pracowników.
Jak związek, Pani zdaniem, może pomagać hodowcom?
– Zaczynając swoją działalność w zarządzie KPZHB szczerze mówiąc, inaczej sobie wyobrażałam działanie takiego związku. Wydawało się, że zrzeszenie tak dużej liczby hodowców wpływa na ich funkcjonowanie na rynku. Hodowcy w takich związkach powinni mieć szansę chociażby negocjowania cen potrzebnych im produktów.
Związek mógłby organizować przetargi w firmach, ustalać i negocjować ceny sprzedaży bydła czy pasz. Oczywiście każdy i tak ma swoich dostawców i doradców, ale ceny można negocjować z wieloma firmami.
Chciałam zrobić darmowe kursy inseminacji bydła dla chętnych hodowców, które odbywałyby się co roku. Znalazłam bez problemu hodowców, którzy chcieliby się rozwijać, płacić regularnie składki do związku i wziąć udział w takim kursie. Byłaby to świetna okazja do tego, aby pieniądze, które płacą przez lata, w końcu im się zwróciły. Prezydium ustaliło, że zrobi przetarg dla firm zajmujących się sprzedażą nasienia, a hodowcy poniosą część kosztów takiego kursu. Ucieszył mnie ten fakt, ale na krótko. Niestety, nie wiem, kto wygrał przetarg, na jakich zasadach on się odbył, czy w ogóle się odbył i jaka byłaby cena takiego kursu. Takie organizacyjne sprawy muszą być oparte na konkretnych i jawnych zasadach, aby nikt nie czuł się oszukany.
A co uważa Pani na temat sposobu przeliczania i przydzielania delegatów na Walne Federacji dla poszczególnych związków?
– To jest bardzo ważny temat. Problemem w naszym związku, który trzeba poruszyć i w końcu rozwiązać, jest fakt, że gospodarstwa, które płacą składki do związku, są również sponsorami tych, którzy tych składek nie opłacają. Związek wpłaca do Federacji składki za około 1500 członków, a moim zdaniem w rzeczywistości składki do związku opłacane są tylko przez około 50% hodowców. Myślę, że jest to również problem całej Federacji. Ten problem również zgłaszałam na Walnym w 2023 r. Trzeba w końcu ustalić, czy liczba delegatów do Federacji ma być ustalana od liczby obór pod oceną, liczby członków aktywnych (płacących składki) czy od liczby ocenianych krów, a nie tak, jak teraz, kiedy tak naprawdę liczy się wysokość składki, jaką związek zapłaci za deklarowaną ilość członków. Uważam, że powinna się liczyć liczba obór pod oceną, ponieważ – jak się okazuje – trudno jest udowodnić poszczególnym związkom ile faktycznie mają aktywnych członków w swoich strukturach.
Być może powodem problemów naszego związku jest to, że większość członków Zarządu nie uczestniczy nawet w połowie posiedzeń. Opuszczanie tak wielu posiedzeń jest brakiem poszanowania hodowców, którzy nas wybierają. Chciałam zdobyć oficjalną listę osób z kilku lat, które na spotkania zarządu prawie nigdy nie docierają, ale niestety dyrektor Nalewalski chroni listy obecności. Być może dlatego, że dla niektórych byłoby to dość krępujące. Przykro mi, ale w tym momencie nie mogę opuścić tematu polityki. Są osoby, które pochłonięte totalnie sprawami samorządowymi i swoich partii politycznych nie mają czasu zjawiać się na spotkaniach zwykłych rolników, czyli na spotkaniach naszego zarządu. Może czas, żeby odstąpili swoje funkcje w zarządzie takim, co chcą i mają czas działać? Osoby, które osiągnęły wybitne wyniki w hodowli, ale powoli wycofują się z przyziemnych spraw hodowlanych, zawsze mogą zostać honorowymi członkami związku, zasłużonymi dla Federacji.
Moim wnioskiem na ostatnim Walnym Zjeździe było to, aby w statucie powstał zapis, by osoby, które opuszczą powyżej 40% zjazdów w roku, były usuwane z Zarządu. Niestety, mojego wniosku nikt nie usłyszał, ponieważ prowadzący obrady – pan Ryszard Gawinecki – kazał mi zabrać mikrofon, twierdząc, że zawsze mam do powiedzenia rzeczy nieistotne. Abstrahując, nasuwa się kolejne pytanie, czy takie rzeczy faktycznie są mniej ważne niż opowiadanie seksistowskich żartów w moim kierunku? Przypominam, że nadal nie usłyszałam słowa „przepraszam”.
Problemem braku obecności na posiedzeniach może być również fakt, że niektórzy nie zdają sobie sprawy z tego, jak ogromne znaczenie ma ich głos.
– To prawda, liczy się głos każdego hodowcy. Jest mi bardzo przykro, że hodowcy walczą między sobą. Rok 2024 może być niesprzyjający dla mleczarstwa i rolników. Nie wiadomo czy dopadną nas kolejne susze, czy obniżki cen mleka. Co roku rosnące koszty paliw i energii niewspółmierne do cen naszych surowców mogą nas powoli wykańczać. W takiej sytuacji powinniśmy wszyscy być zgodni, żeby móc uchronić się przed trudnymi czasami. Dlatego Zarząd Federacji powinien jak najszybciej przywrócić Mazowiecki i Podlaski Związek do swoich struktur. A następnie usiąść do wspólnego stołu i ustalić jakieś kompromisy w statucie Federacji i zwołać nowy Walny Zjazd, na którym wybierze się nowe władze. Inaczej dojdzie do podziału hodowców w całej Polsce, powstanie nowy twór do oceny krów, a obecna Federacja być może zostanie sprywatyzowana. Źle wygląda to, gdy nie masz prawa głosu, ale dostajesz kolejny rachunek do opłacenia. Życzę wszystkim hodowcom pomyślnego 2024 roku.