Z Wiesławem Żebrowskim, prezesem zarządu Krajowego Związku Spółdzielni Mleczarskich, rozmawia Paweł Kuroczycki
W Krajowym Związku Spółdzielni Mleczarskich nastąpiły ostatnio duże zmiany. Ze stanowiska prezesa zrezygnował Waldemar Broś, rada KZSM powołała pana na stanowisko prezesa zarządu. Jaka obecnie jest sytuacja w Krajowym Związku?
– Musimy podjąć działania naprawcze oraz rozpocząć szukanie nowych źródeł finansowania. W siedzibie KZSM znajdują się lokale mieszkalne i obowiązują nas przepisy dotyczące wynajmu lokali. Musimy jednak położyć nacisk na to, aby te lokale, zarówno w siedzibie w Warszawie, jak i w Krakowie, były wynajęte i na siebie oraz na związek zarabiały. Podobnie jest z bilansami i lustracjami przeprowadzanymi przez KZSM. Nie chcę na razie mówić, jakie to będą zmiany. Oczywiście musimy także zadbać o większą promocję spożycia mleka prowadzoną przez Krajowy Związek. Chcemy zwiększyć lobbing naszej branży, a także promocję wyrobów zarówno w kraju, jak i za granicą.
Na ostatnim walnym zjeździe Krajowego Związku duże emocje budziła kwestia podniesienia składek członkowskich.
– Oczywiście, to bardzo istotna sprawa, o której zdecyduje walny zjazd. Pod tym względem nic się nie zmieniło.
Rada Krajowego Związku ogłosiła konkurs na stanowisko prezesa.
– Mam nadzieję, że przyjdzie człowiek, który będzie miał naprawdę dobre pomysły.
Co ze sprzedażą majątku KZSM?
– Na dzisiaj ta opcja w ogóle nie jest rozważana, ponieważ majątek sprzedaje się tylko raz. Mówiąc językiem mleczarskim, chcemy zwiększyć spieniężenie tego, czym zajmuje się KZSM. Chodzi mi między innymi o zwiększenie zasięgu lustracji prowadzonych przez Związek, zwiększenie wpływów z tytułu wynajmu lokali zarówno mieszkalnych, jak i biurowych, pozyskiwanie środków z Funduszu Promocji Mleka oraz innych źródeł finansowania.
Jak pan ocenia sytuację w polskim mleczarstwie?
– W branży mleczarskiej jest tragedia. Spółdzielnie mleczarskie mają magazyny zapchane po sufit. Spadła sprzedaż nabiału, co obserwuję choćby na przykładzie spółdzielni, którą kieruję. Podobnie jest w innych zakładach. Do Polski zaczyna napływać mleko z Niemiec, bo stajemy się niekonkurencyjni w stosunku do zagranicy. Dochodzi nam dodatkowe obciążenie, czyli wpłaty na rzecz Funduszu Ochrony Rolnictwa. W przypadku dużych spółdzielni to będą miliony złotych rocznie. Mniejsze zapłacą po kilkaset tysięcy. Branży bardzo trudno będzie wytrzymać kolejne obciążenia narzucane przez państwo. Komplikuje się sprawa transportu, rosną stawki frachtu ze względu na sytuację na Morzu Czerwonym. Na rynki tradycyjnie zaopatrywane przez mleczarnie z Europy wchodzą produkty nowozelandzkie. Okaże się, że proszkiem mlecznym przyjdzie nam pola wapnować.