Ogień w oborze pojawił się w środku dnia
Hodowcy podkreślają, że szczęściem w nieszczęściu był fakt, że ogień pojawił się w ciągu dnia i udało się w miarę szybko go zauważyć.
– Przed godziną szesnastą wyszłam do obory, żeby podgarnąć paszę zwierzętom. Zobaczyłam dym ulatujący spod kalenicy obory. Natychmiast powiadomiłam straż pożarną i zajęliśmy się ratowaniem zwierząt. Momentalnie zjawili się znajomi i sąsiedzi, którzy pomogli przy wyprowadzeniu zwierząt. Niektórych osób nawet nie znaliśmy, ale przyszli, żeby nam pomóc, za co jesteśmy im wdzięczni. Sporo ludzi przychodzi, żeby pomóc nam w czasie doju. Jednorazowo przy tej czynności pomaga nam około 10 osób. Trudność polega na tym, że wcześniej zwierzęta dojone były za pomocą robotów, a hala jest dla nich czymś nowym – wyjaśnia Dorota Orlicka.
– Zanim przyjechała straż pożarna zwierzęta były już na zewnątrz. Wszystko działo się szybko. Gdy teraz przeanalizowaliśmy zdarzenia, to cała akcja od wezwania straży do końca pożaru trwała około pół godziny – dodaje Jan Jakub Orlicki.
Rolnikom udało się uratować zwierzęta przed ogniem
Gospodarze zauważają, że uratowaniu zwierząt przed dużym poparzeniem, czy nawet śmiercią pomogło kilka elementów. Po pierwsze, w budynku przebywało 165 zwierząt, co nie stanowi pełnej obsady. Miały więc one miejsce na ucieczkę przed spadającymi płonącymi elementami dachu. Ponadto obora ta jest specyficzna, gdyż jej długich ścian nie tworzy mur, tylko w dolnej ich części znajduje się drabina paszowa. W górnej wolna przestrzeń zasłaniana była kurtynami, które uległy zniszczeniu.
– Duży napływ powietrza od dołu sprawił, że ogień wydmuchiwany był do góry, dzięki czemu nie doszło do zapalenia ściółki. Także płyta warstwowa była cienka, więc ogień nie rozwinął się tak, jak mogłoby to mieć miejsce przy grubszej płycie – wyjaśnia Jan Jakub Orlicki.
- – Najważniejsze, że udało się uratować zwierzęta – mówią hodowcy
- Kurtyny zamontowane na ścianach długich uległy zniszczeniu
Zwierzęta zostały przepędzone do budynków na innym siedlisku. Tam między innymi znajduje się obiekt z halą udojową, która od ponad 7 lat nie była użytkowana.
– Hala nie była już kompletna, gdyż wymontowaliśmy z niej pompę. Dodatkowo zbiornik na mleko jest przy oborze, która się spaliła. Na szczęście firma Mleko-System z Parczewa Wiesława Kozaka przyszła nam z pomocą. Jej pracownicy przyjechali najszybciej jak tylko było to możliwe. Przywieźli potrzebną pompę, zbiornik na mleko i pomogli uruchomić urządzenie – mówi Jan Jakub Orlicki.
- Straty spowodowane pożarem są bardzo duże
- Zniszczeniu uległy między innymi boksy robota udojowego
Opowiadając o reaktywowanej hali gospodarze powiedzieli, że planowo miało jej już nie być.
– Ponieważ hala nie była nam potrzebna, więc postanowiliśmy ją zlikwidować. 28 listopada rano miał przyjechać człowiek, żeby ją zamurować, ale na szczęście nie dotarł. Okazało się, że jeszcze tego dnia doiliśmy w niej krowy – mówią hodowcy.
Spółdzielnia Mleczarska w Rykach udzieli wsparcia swoim dostawcom
Gospodarstwo państwa Orlickich po pożarze odwiedził między innymi Zenon Więk – wiceprezes Spółdzielni Mleczarskiej Ryki.
– Na wczorajszym posiedzeniu zarząd i rada nadzorcza SM Ryki podjęła decyzję o przyznaniu państwu zapomogi. Jeśli będzie taka potrzeba, to istnieje możliwość otrzymania pożyczki w SM Ryki – powiedział Zenon Więk.
Straty w gospodarstwie Państwa Orlickich są bardzo duże
Gdy odwiedziliśmy Dorotę i Jana Jakuba Orlickich czekali oni na przeprowadzenie ekspertyzy rzeczoznawcy budowlanego i oględziny przedstawiciela firmy ubezpieczeniowej. W związku z tym hodowcy nie byli jeszcze w stanie określić wysokości poniesionych strat. Na pewno można stwierdzić, że zniszczeniu uległa płyta warstwowa służąca jako pokrycie dachowe. Konstrukcja obory była stalowa, ale przeprowadzona ekspertyza wykaże, czy niektóre jej elementy nie wymagają wymiany. Zniszczeniu uległy 2 falowniki od instalacji fotowoltaicznej, dwa boksy robotów udojowych, stacja ładowania od robota czyszczącego posadzkę rusztową. Trzeba będzie jeszcze sprawdzić, czy sam robot czyszczący jest sprawny. Na dachu znajdowały się panele fotowoltaiczne, których stan techniczny nie został jeszcze zbadany.
- Zdaniem hodowców, duży dopływ powietrza z otwartych długich ścian uchronił zwierzęta przed dużymi oparzeniami
- Spłonęły także falowniki od instalacji fotowoltaicznej
Hodowcy mają nadzieję, że w oparciu o odszkodowanie z ubezpieczenia oraz własne oszczędności będą w stanie odbudować obiekt i uruchomić urządzenie do udoju. Nie będzie to jednak łatwe, gdyż jeszcze spłacają kredyt zaciągnięty na budowę obory i zakup robotów udojowych. Niemniej jednak zwracają się do nas hodowcy bydła mlecznego z Mazowsza, którzy gdy zajdzie taka potrzeba nie pozostawią państwa Doroty i Jana Jakuba bez pomocy. Jak podają państwo Orliccy, cały czas otrzymują telefony z pytaniem, czy nie potrzebują pomocy. Swoją pomoc zaoferował im także gospodarz terenu, wójt gminy Jastrząb Andrzej Bracha.
– Chcielibyśmy podziękować wszystkim za okazaną pomoc i wsparcie w tym trudnym dla nas okresie – mówią Dorota i Jan Jakub Orliccy.
Józef Nuckowski
Zdjęcia: Józef Nuckowski
Artykuł ukazał się w Tygodniku Poradniku Rolniczym 51-52/2022 na str. 86. Jeśli chcesz czytać więcej podobnych artykułów, już dziś wykup dostęp do wszystkich treści na TPR: Zamów prenumeratę.