Początki hodowli krów mlecznych u Chwiałkowskich nie były proste
Piotr Chwiałkowski ze wsi Jarochówek w powiecie łęczyckim, gospodarstwo przejął w 1992 r. Miało ono powierzchnię niespełna 10 hektarów. Zaś obsada starej obory była też niewielka: 4 krowy, 2 byki i 2 jałówki. Jednak Piotr Chwiałkowski postanowił rozwijać gospodarstwo w kierunku mlecznym.
– Początki nie były łatwe. Krów jednak z czasem przybywało. W pewnym momencie były one we wszystkich budynkach, jakie posiadałem. Adaptowałem je na potrzeby utrzymania zwierząt. Na środku podwórka mieliśmy starą oborę zbudowaną z kamienia. Tam też były krowy. Jak zwierząt przybyło to potem sporo wysiłku wymagało karmienie i dojenie. Musieliśmy chodzić z dojarkami i rozciągać przewody – wspomina Chwiałkowski.
Budowa nowej obory bez wsparcia z PROW
W 2007 r. po raz pierwszy na ogromną skalę rolnicy mogli skorzystać ze środków europejskich. Zostało bowiem udostępnione działanie „modernizacja” w ramach PROW. Najłatwiej było uzyskać wsparcie na zakup nowych maszyn rolniczych. Zdecydowana większość rolników składała wnioski o dotacje na zakup ciągników, opryskiwaczy czy też agregatów. Piotr Chwiałkowski postanowił dostępną pulę (300 tys. zł) przeznaczyć na sfinansowanie budowy obory.
– Trafiłem na bardzo niekorzystny moment. Kiedy w styczniu 2007 r. odwiedziłem targi budowlane przedstawiciele firm informowali, że wszystko jest dostępne. Nie ma problemu z materiałami. Można ustalać terminy. Kilka miesięcy później sytuacja ulega radykalnej zmianie. Cegła bardzo zdrożała. Poza tym brakowało też cementu i wielu innych materiałów budowlanych – twierdzi Piotr Chwiałkowski.
Hodowca jednak nie rezygnuje z budowy obory, która zapewni nie tylko możliwość zwiększenia produkcji mleka, ale też dobrostan zgodny z normami unijnymi. Niestety, nie udaje się pozyskać na ten cel finansowania w ramach „modernizacji” PROW.
– Mój wniosek na dofinansowanie obory nie został rozpatrzony pozytywnie. Procedury trwały trzy lata. Zajeździłem samochód wożąc dokumenty do biura Agencji. Zgromadziłem ogromną ilość segregatorów. Zmuszono mnie do przedstawienia kilku wersji wniosków. Nie mogłem ukończyć budowy. Miałem zobowiązania. Chciałem szybko wprowadzić zwierzęta po to, aby produkować mleko i móc zarabiać. Wtedy po raz pierwszy poprosiłem o pomoc redaktora naczelnego „Poradnika Rolniczego”: Krzysztofa Wróblewskiego i redakcja udzieliła mi pomocy prawnej. Bardzo pomógł mi też Krzysztof Jankowski, prezes Łódzkiej Spółdzielni Mleczarskiej JOGO – wspomina Piotr Chwiałkowski.
Została zbudowana obora uwięziowa na ponad 60 stanowisk, z cielętnikiem i dojarką przewodową. Zwierzęta są utrzymywane na ściółce. Mury budynku składają się z trzech warstw. Zewnętrzne ściany są zbudowane z cegły klinkierowej. W środku zastosowano izolację w postaci płyty styropianowej o grubości 10 cm, do której dołożony został mur z pustaków typu max. Zastosowanie cegły klinkierowej wymusiła sytuacja na rynku budowlanym. Kiedy rozpoczęła się budowa w okresie budowlanego bumu nie był dostępny żaden inny rodzaj cegły. Budynek ma 48 m długości i 16 m szerokości. Przez środek przechodzi stół paszowy o szerokości 5,4 m. W oborze został zastosowany solidny strop. Dzięki niemu udało się stworzyć sporą powierzchnię magazynową, która służy do przechowywania słomy i siana. Przed postawieniem budynku przechowywane były w 5 dzierżawionych stodołach. Obora została wyposażona także w hydrauliczne zgarniacze do usuwania obornika. Przy budynku znajduje się spora płyta obornikowa o długości 26 i szerokości 16 m oraz dwa zbiorniki na gnojowicę.
Obora została ukończona, jednak wcześniej brakowało funduszy na podłączenie wszystkich elementów wyposażenia. To dlatego rodzina Chwiałkowskich przez długi okres musiała większość czynności wykonywać ręcznie. Woda do poideł była dostarczana wężem. Krowy dojono przenośnymi dojarkami.
– Całe szczęście, że w projekcie budowlanym przewidziałem za stanowiskami krów 2,5 m korytarz. Można było wjechać ciągnikiem i wprowadzić małą przyczepkę. Przez kilka lat wszystko robiliśmy ręcznie przy krowach. Pasza podawana była oddzielnie. Nie było wozu paszowego. Donosiliśmy kolejne produkty paszowe. Rzucana była kukurydza, wysłodki, sianokiszonka z balotów oraz siano – wspomina hodowca.
Gospodarze długo czekali na ukończenie budowy nowej obory, którą teraz czeka katastrofa budowlana
Oborę ostatecznie udało się ukończyć. W tej chwili znajduje się w niej 28 krów. Łącznie stado bydła liczy ponad 60 szt. Oborze grozi jednak katastrofa budowlana. Starostwo powiatowe w Łęczycy zgodziło się na to, aby na sąsiednich działkach powstała kopalnia żwiru. W 2009 r. wydało koncesję na „wydobywanie kruszywa naturalnego (piasku ze żwirem) ze złoża Jarochów”. Miała ona wygasnąć najpóźniej w styczniu 2019 r. Starostwo jednak miesiąc później zmieniło termin jej obowiązywania do końca grudnia 2029 r.
- Ta nowoczesna obora stoi kilka metrów od głębokiej kopalni żwiru, która znajduje się po jej wschodniej stronie
Kopalnia żwiru kompletnie zmieniła funkcjonowanie gospodarstwa
Eksploatacja złoża trwale zmieniła krajobraz. Wprowadziła niemałe utrudnienia dla funkcjonowania gospodarstwa. Hałas, jaki powodowała praca ciężkiego sprzętu oraz samochodów ciężarowych transportujących urobek negatywnie wpływał na dobrostan bydła mlecznego. Wydobycie żwiru było dla gospodarstwa uciążliwe. Rolnik jednak cierpliwie to znosił. Kłopoty zaczęły się, kiedy głęboki dół, na dnie którego znajdowała się woda pojawił się bardzo blisko granicy gospodarstwa i nowej obory. Przy budynku oraz płycie obornikowej zostały też usypane wysokie zwały ziemi.
– Przez lata nie zgłaszałem pretensji ani zastrzeżeń. Ale wiosną auta po kopalni zaczęły jeździć bardzo blisko ściany obory. Zwierzęta się płoszyły. Poprosiłem kierowców, aby jeździli trochę dalej od granicy, na co usłyszałem, że właściciel kazał im tak się poruszać. Poszedłem do urzędu i zapytałem czy to jest zgodne z prawem, aby kopać i jeździć w odległości 8,7 m od mojego budynku inwentarskiego. Usłyszałem tam, że takie są przepisy. Nic nie można zrobić. Najwyżej mój budynek się przewróci! – mówi Piotr Chwiałkowski.
Prawo górnicze przewiduje, że na wydobycie kopalin niezbędna jest koncesja. Jeśli rocznie będzie pozyskiwane do 20 tys. m3 a obszar górniczy żwirowni nie przekroczy 2 ha wydaje ją miejscowe starostwo powiatowe.
Wydobywanie żwiru 8 metrów od gospodarstwa jest zgodne z prawem?
Prawo geologiczne i górnicze wyróżnia także dwa terminy „obszar górniczy” i „teren górniczy”. Traktowanie tych pojęć, jako synonimy jest błędem, ponieważ w sferze prawa oznaczają zupełnie coś innego.
Obszar górniczy to między innymi przestrzeń, w granicach której przedsiębiorca jest uprawniony do wydobywania kopaliny. Jest to więc część działalności zakładu górniczego, na której odbywa się wydobycie. Teren górniczy to zaś przestrzeń objęta przewidywanymi szkodliwymi wpływami robót górniczych zakładu górniczego. Obejmuje więc strefę prognozowanego negatywnego oddziaływania na środowisko przyrodnicze. Teren górniczy nie jest więc obszarem górniczym. Nie można na nim prowadzić eksploatacji złoża.
Starostwo powiatowe w Łęczycy wydając koncesję dla złoża „Jarochów” określiło wielkość obszaru górniczego na 18805,5 m2 a terenu górniczego na 38600 m2. W koncesji starostwo określiło, że maksymalna wysokość piętra eksploatacyjnego może wynieść do 7,8 m, a nachylenie skarpy roboczej wyrobiska ustalono na około 60°. Wyprofilowanie skarpy końcowej ustalono na 40°.
Starostwo w koncesji ustaliło, że nadkład złoża – gleba usuwana będzie „w zasięgu terenu górniczego, ale poza granicami udokumentowanego złoża. Wysokość zwałowiska nie powinna przekraczać 2 m a szerokość podstawy 4 m. Dolna krawędź zwałowiska winna być oddalona (…) od granicy nieruchomości nienależących do przedsiębiorcy o ok. 1,0 m”.
– Wydajemy koncesje zgodnie z dokumentami określającymi planowanie przestrzenne na terenie danej gminy. Tam są określone warunki, które my musimy respektować. Robimy to zgodnie z prawem geologicznym. Wydaliśmy koncesję a wójt gminy wydał na to milczącą zgodę. Nie zgłaszał zastrzeżeń – usłyszeliśmy w Wydziale Rolnictwa i Ochrony Środowiska łęczyckiego starostwa.
Stwierdzono też, że każda sprawa to indywidualny przypadek. Dlatego szczegółowe pytania dotyczące eksploatacji złoża „Jarochów” wysłaliśmy na adres mailowy sekretariatu i starosty łęczyckiego. Kilka lat temu gmina Daszyna zmieniła przeznaczenie wielu położonych na jej terenie gruntów. Przestały one być uznawane za rolnicze. Grunty klasy 5–6 zaklasyfikowano, jako tereny wydobycia żwiru.
– Kopię zgodnie z prawem i koncesją, mogę to robić 6 metrów od granicy innej działki. Mam do tego prawo na działkach 223 i 224. Zapraszam, może pan przyjechać i naocznie sprawdzić, że nie ma problemu. Geodeta był i określił granice. To moje pole. Rów wykopałem, bo nie pozwoliłem na jeżdżenie po moim polu. Nie łamię prawa. Proszę to sprawdzić – powiedział nam właściciel firmy, dla której wystawiona została koncesja.
Łęczyckie starostwo zobowiązało przedsiębiorcę do pozostawienia pasów ochronnych „od strony zachodniej 15,0 m od strony wschodniej 30,0 m i południowej 6,0 m licząc od górnej krawędzi skarpy wyrobiska do granicy gruntów stanowiących własność osób trzecich. Obora i gospodarstwo znajdują się po stronie zachodniej. Od strony wschodniej nie ma zabudowań. Jest droga dojazdowa do kopalni.
Pytania wysłaliśmy do Wyższego Urzędu Górniczego w Katowicach. Chcieliśmy dowiedzieć się czy prowadzenie kopalni w bezpośrednim sąsiedztwie zabudowań mieszkalnych i inwentarskich jest zgodnie z polskim prawem. Zapytaliśmy także, jakie przepisy pozwalają na wykopanie dołu o głębokości kilku metrów i usypywanie zwałowiska w odległości ok. 1 m od granicy działki. Na odpowiedzi czekamy.
Tomasz Ślęzak
Zdjęcia: Tomasz Ślęzak
Zdjęcia: Tomasz Ślęzak