Nowa ustawa niesie wiele zagrożeń dla polskiego rolnictwa
Grzegorz Kot wspólnie z żoną Małgorzatą i synem Jakubem prowadzi w miejscowości Skrzyszew (woj. lubelskie) hodowlę bydła mlecznego. Stado krów dojnych liczy około 30 sztuk, a surowiec dostarczany jest do Spółdzielczej Mleczarni Spomlek w Radzyniu Podlaskim.
– Ta ustawa jest jakąś porażką i oceniam ją negatywnie. Niby dotyczy tylko zwierząt futerkowych, a tak naprawdę niesie wiele innych zagrożeń. Rolnictwo jest bardzo ważną gałęzią całej gospodarki i należy o nie dbać. Nowe przepisy mówią o wydłużeniu łańcuchów dla psów, a zaraz okaże się, że także nie będziemy mogli utrzymywać na uwięzi bydła. Natomiast budowa obory wolnostanowiskowej jest bardzo kosztowną inwestycją. Oprócz krów mlecznych utrzymujemy także bydło opasowe, żeby mieć dodatkowy dochód. Gdy tylko ubój rytualny zostanie wstrzymany, to cena bydła opasowego spadnie. Jeszcze inną sprawą wynikająca z tworzonej ustawy jest powstanie dodatkowej inspekcji kontrolującej gospodarstwa.
Kukurydza w tym roku plonowała całkiem nieźle. Ostatnio miałem ponad 1,5 zł brutto za litr mleka. Cena surowca będzie u nas jeszcze podniesiona o 5 groszy na litrze. Jestem ze SM Spomlek związany od około 40 lat. Zamysł spółdzielczości w mleczarstwie jest dobry, bo daje rolnikom parasol bezpieczeństwa – mówi Grzegorz Kot.
"Piątka dla Zwierząt" powinna trafić do kosza
Edyta i Andrzej Wójcikowie z Łaznowskiej Woli w gminie Rokiciny w powiecie tomaszowskim (woj. łódzkie), posiadają około 150 krów dojnych. Surowiec dostarczany jest do Spółdzielni Mleczarskiej w Rykach.
– Protestowałem przeciwko tej ustawie i uważam, że cała powinna trafić do kosza. Jak można rujnować gospodarkę takim jednym posunięciem. Wygląda na to, że jako kraj mamy przejść na weganizm. Takie poglądy ma pani, która jest doradcą nowego ministra rolnictwa. Protesty rolników świadczą o tym, że ta kontrowersyjna ustawa w całości powinna zostać odrzucona.
Kukurydza w naszym gospodarstwie udała się nieźle, a szczególnie dużo było zabranej masy. Zawartość skrobi mogłaby być większa, ale rośliny urosły takie duże, że kolby za nimi nie nadążyły, tylko zostały na normalnym poziomie. Dlatego nie będzie ona miała tyle energii ile byśmy oczekiwali. Ostatnio mieliśmy w naszej spółdzielni podwyżkę za sierpień i są przesłanki ku temu, że pod koniec roku cena jeszcze wzrośnie. Myślę, że dzięki spółdzielczości nasza branża funkcjonuje na normalnym poziomie. Jednak także w spółdzielniach trafiają się różne zawirowania spowodowane złym zarządzaniem i nie do końca trafionymi inwestycjami, co czasami prowadzi nawet do ich upadku – mówi Andrzej Wójcik.
Sukcesywnie odbiera się rolnikom źródła dochodu
Marek Hońko ze wsi Jankielówka w powiecie suwalskim (woj. podlaskie). Utrzymuje stado bydła mlecznego, które liczy 19 szt. krów. Posiada także bydło opasowe. Zwierzęta są utrzymywane w oparciu o wypas na pastwiskach. Gospodarstwo produkcję roślinną prowadzi na 40 ha. Uprawiane są trwałe użytki zielone oraz kukurydza z przeznaczeniem na kiszonkę. Jest dostawcą mleka do Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Olecku.
– Moje gospodarstwo jest w o tyle dobrej sytuacji, że nie mam zaciągniętych kredytów. Brak stałych zobowiązań w trudnych czasach daje niezależność. Celowo w okresie koniunktury nie realizowałem dużych inwestycji. Nie chciałem doprowadzić do tego, że będą one większe niż możliwości gospodarstwa. Wprawdzie cena za mleko aktualnie nie jest najwyższa, ale mimo to gwarantuje rentowność produkcji. W trudnych czasach jakoś sobie radzimy. Płatności za mleko przez spółdzielnię, której jestem dostawcą są stabilne i realizowane regularnie. W celu ograniczania kosztów nie zainwestowałem w kosztowną oborę. Krowy są utrzymywane w oparciu o wypas pastwiskowy do późnej jesieni. W tym roku kukurydza na kiszonkę plonowała dobrze. Plon jest większy w porównaniu z ubiegłym rokiem. W naszym regionie wegetacja jest późniejsza niż w centralnych rejonach kraju. Wielu sąsiadów jeszcze nie rozpoczęło zbioru kukurydzy na ziarno. Nowelizacja przepisów o ochronie zwierząt to uderzenie w egzystencję wszystkich rolników, odebranie ważnego źródła dochodu. Działanie wymierzone wprost na szkodę producentów rolnych – ludzi. Bydło opasowe można utrzymywać dzięki hodowli bydła mlecznego. Można z niego czerpać dodatkowy dochód bądź od razu zarabiać sprzedając cielęta sąsiadom. Jeśli nikt nie będzie chciał utrzymywać opasów, to co z nimi będziemy robić. Sami mamy jeść? – pyta Marek Hońko.
Hodowla bydła mlecznego i opasowego to działy ściśle powiązane
Paweł Murawski ze wsi Czyżewo w powiecie rypińskim (woj. kujawsko-pomorskie). Stado bydła w jego gospodarstwie to 64 szt., z czego 24 to krowy mleczne. Areał gospodarstwa liczy 20 ha. Uprawiana jest kukurydza z przeznaczeniem na kiszonkę oraz utrzymywane są trwałe użytki zielone. Z powodu niewielkiego areału nie ma możliwości prowadzenia na większą skalę uprawy zbóż. Na potrzeby żywienia bydła rolnik kupuje 20 t ziarna rocznie. Po tym jak upadła spółdzielnia ROTR, hodowca mleko dostarcza do Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Sierpcu.
– Moje krowy, aby mogły dawać mleko muszą rodzić cielęta. W gospodarstwie zostaje kilka sztuk. Resztę sprzedaję. Jak sąsiadom przestanie się opłacać utrzymywanie opasów, to nie będą brać ode mnie cieląt. Co ja z nimi będę miał robić? Oddawać do utylizacji? Do lasu będę wypuszczał? Zapraszam wszystkich obrońców zwierząt do siebie. Oddam pod opiekę nowo urodzone cielęta. Niech martwią się i dbają o ich dobrostan. Hodowla bydła mlecznego i opasowego to działy ściśle powiązane. Wzajemnie się uzupełniają. Mam ograniczoną ilość ziemi. Nie mogę jej dokupić. Oddawałem cielęta sąsiadom. W zamian dostawałem od nich pasze, słomę oraz ziarno. Wieś cały czas się zmienia. Rolników jest coraz mniej. Bydło mleczne wymaga dużych nakładów pracy. Wielu rolników postawiło przestać produkować mleko. Przestawili się na opasy, dorabiają jeszcze pracując poza rolnictwem. Jak nie będzie eksportu wołowiny do krajów muzułmańskich, to ten kruchy system się zawali. Nie wiadomo jak będzie z ceną mleka czy ona także nie spadnie jak zakazany zostanie ubój religijny.
Jestem dostawcą OSM Sierpc. Cena jest dobra i stabilna. Opłacalność jest w gospodarstwie możliwa, dlatego, że ważnym elementem produkcji są opasy. Już teraz zamarł rynek handlu cielętami. Nikt ich nie chce brać. Pojawiają się ogłoszenia o tym, że są chętni, gotowi oddać je za darmo. Kiedyś pracowałem pod krawatem poza rolnictwem. Potem przejąłem gospodarstwo i postawiłem na rozwój. Mam kredyty, które spłacam regularnie. Wszystkie wydatki są dokładnie zaplanowane i mogą być realizowane dzięki określonym dochodom. Teraz ważna ich część zostanie mi zabrana. Kiedy przychodzą dopłaty obszarowe są przeznaczane na spłatę zobowiązań bankowych. Dzięki temu, co uchowam mogę zakupić środki do produkcji, naprawę maszyn i drobne inwestycje. Teraz zaś staje przed problemem, co zrobić z nadwyżką zwierząt i jak zrekompensować straty wynikające z załamania hodowli bydła opasowego. Tak zwana ustawa o ochronie zwierząt może przynieść kolejne kłopoty. Nie wiadomo, co będzie z systemem utrzymania zwierząt. Jeśli obory uwięziowe zostaną zakazane, to gospodarstwa mleczne będą masowo zamykane. Inwestowanie w hale udojowe będzie nierealne – mówi Paweł Murawski.
Tylko niewielki procent bydła opasowego zostaje w Polsce
Stanisław Wierzbicki z miejscowości Czyńcze w powiecie ełckim (woj. warmińsko-mazurskie). Produkcję roślinną prowadzi na areale 100 ha. W znacznym stopniu jest ona podporządkowana produkcji pasz dla bydła. Utrzymywanych jest 30 krów mlecznych. Gospodarstwo zajmuje się także utrzymywaniem bydła opasowego, które stanowi dodatkowe źródło dochodu. Hodowca produkowane mleko dostarcza do Spółdzielni Mleczarskiej Mlekpol w Grajewie.
– Jeśli ubój rytualny będzie zabroniony, nie będzie nam się opłacało utrzymywać bydła opasowego. Jest ono naturalnym uzupełnieniem dla bydła mlecznego i produkcji mleka. Można od razu zarobić kilka złotych sprzedając cielęta albo samemu je odchowywać. Ja zdecydowałem się na odchów. Tylko niewielki procent bydła opasowego zostaje w Polsce. W naszym kraju konsumpcja wołowiny nie jest popularna. Znaczna część produkcji trafia na eksport. Jeśli zakłady mięsne nie będą mogły sprzedawać swoich produktów za granicę, mocno ucierpią. Powstałe straty będą przenoszone i rekompensowane kosztem pracowników oraz rolników. My jesteśmy ostatnim ogniwem w całym łańcuchu produkcji. Podnoszona jest płaca minimalna, rosną koszty wynagrodzeń dla pracowników. Rząd ponoć o nich dba. Zapomina jednak o nas. Nakładane są na nas coraz większe obciążenia. Teraz pozbawia się nas możliwości dorabiania na bydle opasowym. Co dalej robić z cielętami? Mam 30 dojnych krów. Cena, jaką płaci moja spółdzielnia jest wysoka, ale w przeszłości bywała wyższa. W ostatnim czasie większość produktów do produkcji rolnej zdrożała. Więcej płacimy za nawozy, środki ochrony, oleje i smary. Koszty produkcji stale rosną. W naszym regionie zbiór kukurydzy na ziarno dopiero się zaczyna. U nas średnie temperatury są niższe, więc i plantacje późno dojrzewają. Plony kukurydzy na kiszonkę były przyzwoite jednak są też plantacje, które jeszcze nie zostały zebrane. U niektórych sąsiadów kukurydza na kiszonkę nadal stoi. Zmiana ustawy o ochronie zwierząt to jest inicjatywa niepoważna. Rolników w całym kraju oszukano. Jest to wyjątkowo perfidne działanie zważywszy na to, co opowiadano nam przed wyborami. Przecież prezydent został wybrany na drugą kadencję dzięki nam. Zadecydowali rolnicy i mieszkańcy mniejszych miejscowości. Wykorzystano wszystkich mieszkańców wsi. Po wyborach nie jesteśmy traktowani poważnie. Dziś mamy do siebie żal, że tak łatwo zostało zapomniane rządzącym przymiarki do zakazu uboju rytualnego z 2017 r. – mówi Stanisław Wierzbicki.
Andrzej Rutkowski
Józef Nuckowski
Tomasz Ślęzak
Zdjęcie: Archiwum
Zdjęcie: Archiwum