Podlaskie mleko najlepsze na świecie
Produkty mleczne wyrabiane z podlaskiego mleka są znane i cenione nie tylko na rynku krajowym, ale również zagranicznym. Niestety, jakość wyrobów mlecznych i samego surowca nie idzie w parze ceną. Wśród rolników obecnych na spotkaniu z wojewodą podlaskim obecny był Tomasz Cieślik, jeden z bohaterów programu "Rolnicy. Podlasie", hodujący krowy mleczne, a także uprawiający ponad 100 hekatrowy areał ziemi, który odniósł się do sytuacji na polskim rynku mleka i przyznał, że jest ona nie do przyjęcia.
– Branża mleczarska stoi przed widmem kryzysu. Od stycznia mamy korekty cen w naszych mleczarniach, które stają się nie do przyjęcia. Polskie gospodarstwa rodzinne stoją na granicy opłacalności przez wysokie kredyty, przez wysokie ceny pasz, które nie spadają, mimo że są produkowane z ukraińskiego zboża, przez koszty związane z zakupem nawozów, paliwa, które są bardzo wysokie. Ceny proponowane przez mleczarnie są niezadowalające. Zapowiadane są kolejne obniżki, do których nie chcemy dopuścić i się na to nie zgadzamy – rozpoczął Cieślik.
Rolnik z Podlasia odniósł się również do jakości sprzedawanych obecnie wyrobów mlecznych. Zdaniem nie tylko Cieślika, ale również obecnych na spotkaniu rolników, sprowadzanie jakiegokolwiek nabiału, który powstał poza granicami kraju, przy jakości polskiego, a przede wszystkim podlaskiego mleka, zakrawa o absurd. Jak przyznał, rolnicy pracowali na obecną renomę przez 30 lat i żaden z nich nie wyobraża sobie, by ich trud poszedł na marne ze względu na umożliwienie wprowadzania przez polski rząd niskiej jakości wyrobów mlecznych z Ukrainy na polski rynek.
– Przez 30 lat transformacji naszej branży dążymy do spełniania ustalonej normy. Nasze produkty są bardzo dobrej jakości, zajmują wysokie miejsca w Europie i na świecie, dlatego żal, że przez to, że do Polski w ostatnim czasie trafiają mleko i przetwory niewiadomego pochodzenia, możemy to miejsce stracić. Musicie działać i reagować, już wprowadzać jakieś mechanizmy. Mamy duże nadmiary zapasów mleka w proszku, masła w blokach, które także przyjechało, z tego, co słyszymy, z Ukrainy – relacjonował Cieślik.
Tomasz Cieślik poinformował również, że podlascy rolnicy otrzymują relacje od rolników gospodarujących i protestujących przy granicy, z których wynika, że transport produktów mlecznych trwa. Podczas gdy na polskim rynku zalegają tony mleka w proszku, przewożone są kolejne partie produktu z Ukrainy. Wątpliwości budzi fakt, że protestujących odsuwa się od granicy, co uniemożliwia im wyraźną relację tego, co ma miejsce na granicy.
– Przyjeżdżają cysterny, rolnicy wysyłają zdjęcia, nagrania, gdzie widać, że cysterny jadą do Polski. Nie można podejść pod te tory, bo telefony są zabierane, ludzie trafiają na 48 godzin do aresztu. To jest prawda i trzeba to mówić głośno. Jeżeli to wszystko jedzie tranzytem, to dlaczego takie obostrzenia są, dlaczego przenoszą tych protestujących o kolejne 500 metrów od torów? No chyba po to, żeby nie robić zdjęć, nie robić jakieś dokumentacji – stwierdził Cieślik.
Rolnicy z Podlasia przedstawili wojewodzie swoje żądania odnośnie do obecnej sytuacji na rynku mleka i w gospodarce. Treść dokumentu była podobna do tych, które protestujący w Polsce rolnicy składali już na ręce poszczególnych rządzących.
– My jako związek, jako prości rolnicy, na razie prosimy, oby nie doszło do tego, że będziemy musieli żądać, o wprowadzenie mechanizmów dopłat do prywatnego przechowywania produktów, prosimy o podniesienie cen skupu interwencyjnego, a także o uaktualnienie cen, które obecnie są nam oferowane, bo są nieadekwatne do sytuacji, w której się obecnie znajdujemy, czyli w czasach embarga, drogich paliw, nawozów, produkcji, energii, wszystkiego. Te ceny nie są satysfakcjonujące. Problem z Ukrainą to jedna strona, ale z drugiej, dochodzą nas słuchy i są to potwierdzone informacje, że przyjeżdża do nas ser z Holandii i Niemiec po 12-13 zł. Koszt wyprodukowania jednego sera to jest 20 zł, to jest 10 litrów mleka, bo mleko jest po 2 zł. Gdzie jest Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta? – podsumował Cieślik.
Karol Grabowski: "Branża mleczna jest dzisiaj w kryzysie"
Obecną sytuację na rynku mleka skomentował także rolnik Karol Grabowski, który przyznał, że ceny za surowiec oferowane producentom mleka są niedopuszczalne i prowadzą do głębokiego kryzysu w polskiej gospodarce, a może nawet zabicia rynku mlecznego w Polsce, tak jak miało to miejsce w przypadku hodowców trzody chlewnej.
– Od 1 stycznia do 28 lutego do Polski wjechało 1 mln 200 tys. kg przetworzonych produktów mlecznych. O tym nikt nie mówi. Branża mleczna dzisiaj jest w kryzysie. W ciągu kwartału cena mleka spadła o złotówkę. Zaczynamy żyć na krawędzi opłacalności, jeżeli chodzi o sektor mleczny. Sektor świniarski został wykończony. Na polskiego rolnika nakłada się warunkowość i ekoschematy, gdzie w ekoschematach mamy likwidować opryski chemiczne, mamy wprowadzać opryski biologiczne, jak one mają być stosowane raz, drugi, trzeci, jak nie zadziała wtedy chemia. Jesteśmy jednym z krajów, który stosuje najmniejszą ilość oprysków w Europie, a mamy konkurować z ukraińskim zbożem, które jest trujące i już trafiło do polskich młynów – stwierdził Grabowski.
Prezes PIROL: "To, co jest sprzedawane w Polsce, powinno być dokładnie zbadane"
Rolnicy z PIROL-u domagali się przede wszystkim wprowadzenia badań paszy, która powstaje z ukraińskiego zboża, co ma na celu zapobiegnięcie niepożądanym konsekwencjom dla kraju, a przede wszystkim dla konsumentów.
– Przedstawiliśmy swoje żądania, aby zaprzestać obrotu zbożem ukraińskim na terenie kraju, szczegółowo zbadać, czy w tym zbożu nie ma substancji, które zostały znalezione na Słowacji. Jeśli ma być prowadzony skup interwencyjny, to chcemy, żeby nie dotyczył tylko pszenicy, ale również kukurydzy i innych zbóż paszowych, ale również mleka w proszku, ponieważ na rynku mleka w naszym województwie zaczyna się źle dziać. To, co jest sprzedawane w Polsce, powinno być bardzo dokładnie zbadane, bo jeżeli zostanie zjedzone i wystąpią niepożądane skutki uboczne, to może przynieść to niepożądane konsekwencje – wyjaśnił Grzegorz Leszczyński, prezes Podlaskiej Izby Rolnej.
Rolnicy: "My nie chcemy żadnej zapomogi, my chcemy godnych cen"
Rolnicy obecni na spotkaniu z wojewodą podlaskim nie postulowali wyłącznie o wprowadzenie działań w kwestii kryzysu na rynku mleka, ale domagali się również przywrócenia wyższych cen skupu produktów rolnych, zamrożenia odsetek do kredytów preferencyjnych, czy zrealizowania planu odbudowy produkcji trzody chlewnej, który wpłynął do rządu w 2018 r.
– Postulaty są ciągle te same, tu się nic nie zmieniło. Te obietnice w telewizji, które Kaczyński wygłasza, nic nie dają. Zboże jak jechało, tak jedzie, tu nie ma nic więcej do powiedzenia. Problem jest taki, że prawo i sprawiedliwość zniszczyło produkcję trzody chlewnej, jakiejkolwiek produkcji zwierzęcej i dzisiaj jest problem z tym zbożem. Po pierwsze problem taki, że cena jest niska, po drugie brak odbiorców, problem ze sprzedażą i zalewają nas transporty z Ukrainy – mówił rolnik, Marcin Szarejko.
Rolnicy zgodnie stwierdzili, że nie chcą zapomóg związanych z poniesionymi stratami, lecz przywrócenia stanu polskiego rolnictwa sprzed roku 2023, kiedy ceny były adekwatne do nakładu pracy, który ponoszą przy uprawie i w hodowli.
– My nie chcemy żadnej zapomogi, my chcemy godnych cen, jakie były. Co to znaczy techniczne? Zabronili niby teraz wprowadzania zboża technicznego, ale to, co widać na Facebooku, to teraz ciągną czyściwo. Dla nas nie ma znaczenia, jak się nazywa zboże, my chcemy je sprzedać. Oni tylko zmieniają nazwy, z czyściwa na techniczne, teraz kukuryku wyjdzie. Oczekujemy normalnych cen, takich, które były w grudniu, listopadzie – powiedział rolnik, Paweł Rogucki.
Bohdan Paszkowski: "Zgodziłem się z tym, że zboże powinno być zbadane"
Wojewoda Paszkowski nie ukrywał swojego zdziwienia z powodu wizyty przedstawicieli Podlaskiej Izby Rolnej w siedzibie województwa, jednak po burzliwej dyskusji i wysłuchaniu postulatów rolników, które przyjął i obiecał przekazać do premiera Mateusza Morawieckiego i ministra rolnictwa Roberta Telusa, zgodził się w niektórych kwestiach z rolnikami, zapewniają, że robi, co może, by nie ponosili oni strat.
– Zgodziłem się z tym, że zboże powinno być zbadane. Ja w tym zakresie zasięgałem do swoich służb, mówię tutaj oczywiście o skali województwa i to zboże czy kukurydza są sprawdzane. Były odprawy nie tylko na granicy, ale również zdarzały się w naszym województwie i te kontrole były permanentnie przeprowadzane. Wyniknęło z nich to, że nie było zasadniczych zastrzeżeń do jakości, oczywiście mówię o tych uprawnieniach, które posiadają poszczególne inspekcje, natomiast był zgłoszony postulat, aby dokonywać permanentnych kontroli paszy. Część z postulatów kierowanych przez Podlaską Izbę Rolną ma charakter kierowany do rządu, bo to jest regulacja albo ustawowa, albo związana ze zmianą rozporządzenia, albo taka, która dotyczy całego kraju i wykracza poza moje kompetencje – podsumował wojewoda Paszkowski.
oprac. Justyna Czupryniak