Z Ewą Bartnik, prezes OSM w Bychawie, rozmawia Krzysztof Janisławski
Zarządza pani spółdzielnią od niedawna, bo od ok. półtora roku?
– Tak, z Okręgową Spółdzielnią Mleczarską w Bychawie związana jestem stosunkowo krótko bo od czerwca 2018 r. Pracę tutaj rozpoczęłam jako wiceprezes, a od grudnia 2018 r. pełnię funkcję prezesa.
Kieruje pani spółdzielnią o bogatej, ponad 90–letniej historii.
– Nasza spółdzielnia powstała w styczniu 1928 r. z inicjatywy księdza Józefa Barszczewskiego, który był jej pierwszym prezesem. Następnym prezesem przez długi czas była właścicielka folwarku Waleria Skawińska. Jestem trzecią kobietą pełniącą funkcję prezesa, ponieważ zastąpiłam na tym stanowisku długoletnią prezes Zofię Popławską.
A wracając do historii. W 1932 r. spółdzielnia liczyła 195 członków, którzy wykupili 530 udziałów. Zakład mieścił się wtedy w budynku należącym do Gminnej Spółdzielni w Bychawie. W drugiej połowie lat 30. wykupiono plac, na którym do dnia dzisiejszego funkcjonuje zakład produkcyjny. W okresie okupacji spółdzielnia skupowała niewielkie ilości surowca, który był bezpośrednio zwożony furmankami do zakładu i przerabiany na sery twarogowe, ser trapistów, masło i śmietany. Natomiast pierwsze punkty skupu zaczęły powstawać w latach pięćdziesiątych.
Obecnie misją spółdzielni jest produkcja wyrobów mleczarskich bez dodatków i konserwantów oparta na tradycyjnych recepturach. Potwierdzeniem słuszności wyboru takiej drogi rozwoju zakładu jest wpis masła, twarogów, śmietany i maślanki na listę produktów tradycyjnych.
Spółdzielnia w Bychawie specjalizuje się więc w galanteryjnych wyrobach tradycyjnych nie od dziś. Do wytwarzania galanterii potrzebny jest surowiec najwyższej jakości.
– Jesteśmy jednym z mniejszych zakładów mleczarskich na Lubelszczyźnie. Dzienny skup wynosi 25 tys. litrów, a surowiec pozyskujemy ze 150 gospodarstw. Położenie geograficzne i brak przemysłu w okolicy sprawiają, że mleko do produkcji pochodzi z terenów czystych ekologicznie. Nasi dostawcy to w większości gospodarstwa małe i średnie, gdzie stada liczą od kilku do kilkudziesięciu sztuk.
Hodowcy to często ludzie z pasją, którzy pomimo trudu pracy nie wyobrażają sobie innego sposobu na życie. Muszę dodać, że część z nich to ludzie w wieku przedemerytalnym. Ubolewają, że ich dzieci nie chcą kontynuować tradycji i po przejściu na emeryturę będą musieli zlikwidować hodowlę krów.
Cała gospodarka, w tym branża mleczarska, jest u progu ciężkiego okresu spowodowanego epidemią. Pracownicy zatrudnieni przy produkcji czy transporcie nie mogą zostać w domach, jak państwo sobie radzicie w tej trudnej sytuacji?
– Staramy się przestrzegać zalecanych zasad, ażeby chronić zakład i pracowników, którzy niestety nie mogą zostać w domach. Ze względu na zaczynające się braki kadrowe muszą dawać z siebie jeszcze więcej.
Jeden z producentów z branży zażądał od rolników ograniczenia dostaw mleka, obniżki cen skupu stały się faktem. To reakcja na spadek sprzedaży. Jak pani w tym kontekście widzi przyszłość branży?
– W związku z postępującą epidemią koronawirusa sytuacja na rynku mleczarskim pogarsza się niemalże z dnia na dzień. Chyba wszyscy, nie tylko mleczarze, z przerażeniem patrzymy w najbliższą przyszłość. Potrzebna jest mobilizacja, rozwaga, a przede wszystkim zdrowy rozsądek.
Niestety, spadek sprzedaży wyrobów w naszym przypadku jest już odczuwalny. Odwołujemy się tutaj do patriotyzmu lokalnego naszych klientów. Czy to wystarczy? Nie wiem. Staramy się zagospodarowywać całość skupionego surowca – cena przerzutów bardzo spadła. Nie wyobrażam sobie sytuacji, by ograniczać dostawy surowca. Zakład jest spółdzielnią i ma służyć rolnikom i członkom a nie odwrotnie. Jesteśmy dopiero na początku tej trudnej drogi a naszym celem jest odbiór mleka od rolników niezależnie od sytuacji.
Ciągle słyszymy o nadwyżkach produkcji w mleczarstwie i sposobie ich zagospodarowania, o braku solidarności spółdzielczej itp. Może wreszcie nadszedł czas, aby przemyśleć pewne sprawy i to nie tylko w obliczu zagrożenia. Kryzys kiedyś minie i może trzeba się jednoczyć a nie dzielić – o co często apeluje obecny minister rolnictwa – Jan Krzysztof Ardanowski.
Jakiego wsparcia rządowego oczekiwałaby pani dla zakładów takich jak ten, którym pani zarządza?
– Oczywiście popieram inicjatywę interwencyjnego skupu masła i mleka w proszku przez Agencję Rezerw Materiałowych na zapasy strategiczne zgłoszona przez Krajowy Związek Spółdzielni Mleczarskich. Ale wobec pogłębiającego się kryzysu interwencja może okazać się nie wystarczająca. Dlatego potrzebna jest też interwencja unijna związana z wykupem owych produktów. Uważam też, że w obecnej sytuacji potrzebna jest także większa dostępność kredytów finansowych i ulg podatkowych.
Miejmy nadzieję, że kryzys szybko minie. Gdy sytuacja się ustabilizuje, to czy portfolio produktów spółdzielni będzie rozwijane?
– Specjalizujemy się głównie w produkcji masła i twarogów oraz wyrobów takich jak śmietany, maślanki, jogurty naturalne i kefiry, a więc podstawowych produktów mleczarskich. Cały czas pracujemy nad jakością naszych produktów. Jak już wspomniałam, są to produkty bez dodatków i konserwantów. Obecnie produkujemy 34 asortymenty i nie planujemy ich zwiększenia, tak aby się rozdrabniać. Chcemy produkować, to co robimy dobrze i z czego nasi klienci są zadowoleni.
Dodam, że rozpoczynamy budowę nowej kotłowni, gdzie czynnikiem grzewczym będzie gaz ciekły LNG. Jest to dla nas duże wyzwanie. Myślę, że ta trudna sytuacja epidemiologiczna nie pokrzyżuje nam planów i szczęśliwie dokończymy tę inwestycję i pomyślimy o kolejnych, które mamy w planach.
Dziękuję za rozmowę.
– Dziękuję także i życzę Państwu dużo zdrowia i wytrwałości w tym trudnym dla wszystkich czasie.
Zdjęcie: Archiwum
Zdjęcie: Archiwum