Z Dariuszem Sapińskim – prezesem Spółdzielni Mleczarskiej Mlekovita w Wysokiem Mazowieckiem rozmawiają: Krzysztof Wróblewski i Andrzej Rutkowski
Pomimo pandemii rok 2020 był dobry dla polskiego mleczarstwa, chociaż pierwsze miesiące pandemii zwiastowały kryzys!
– Był to dla nas bardzo dobry rok, wręcz rekordowy, bo zakończony najwyższymi obrotami w historii działania spółdzielni w wysokości 5,5 mld zł. Rekordowy był również eksport, który osiągnął wartość 1,3 mld zł. Wzrosła skala działania pod każdym względem, a więc mamy większy skup mleka, większą produkcję i sprzedaż. To już nie pierwszy raz w okresie kryzysu osiągamy rekordowe wyniki, co nie oznacza, że chcemy, aby był kryzys. Cel, jaki udaje nam się realizować to umacnianie marki Mlekovita zarówno na rynku krajowym, jak i zagranicznym. Tak, aby nasza marka była wyłącznie kojarzona z produktami najwyższej jakości. Na eksport do 167 krajów kierujemy 35% wytwarzanych przez nas produktów i już wkrótce ten poziom zbliży się do 40 procent. Codziennie poza granicę kraju wysyłamy średnio 150 kontenerów z produktami. Co miesiąc na rynek krajowy i zagraniczny trafia 60 mln l mleka spożywczego, 8 tys. ton serów, 6 tys. ton masła i 10 tys. ton proszków mlecznych.
Jakie inwestycje udało się przeprowadzić w minionym roku?
– Na rozwój bazy technicznej, technologicznej i produktowej w roku 2020 przeznaczyliśmy 100 mln zł. Największym przedsięwzięciem jest budowa mroźni wraz z magazynami i infrastrukturą w centrali w Wysokiem Mazowieckiem. Powstały też nowe linie: w Pilicy do produkcji batonów twarogowych oraz w Świeciu do produkcji kajmaku i mleka zagęszczonego. W sumie w 21 naszych zakładach, przy zatrudnieniu 5 tys. pracowników, na 180 liniach produkcyjnych dziennie przerabiamy 8 mln l mleka skupionego od około 15 tysięcy rolników.
Czy wszystkie inwestycje poczynione w ostatnim czasie się sprawdziły?
– Oczywiście, wszystkie pracują na 100 procent. Właściwie mamy tyle zdolności produkcyjnych co skupu mleka, a ten w roku 2020 przekroczył 2,3 mld l. Zakup mleka z zewnątrz jest symboliczny i nie zawsze konieczny. Nasi dostawcy rozwijają swoje gospodarstwa i następuje znaczna koncentracja produkcji mleka. Pomimo iż wielu rolników zrezygnowało z hodowli i produkcji mleka, skup z roku na rok rośnie od kilku do kilkunastu procent. Ziemie po tych rolnikach, którzy już zrezygnowali z produkcji, nie stoją odłogiem, dzierżawią je sąsiedzi. Również dobre jałówki i krowy z likwidowanych obór trafiają w dobre gospodarskie ręce.
To fakt, szczególnie w powiecie wysokomazowieckim widać koncentrację produkcji mleka. Ale Mlekovita nikogo nie skreśla, bowiem kupujecie surowiec także od tych małych.
– Mamy jeszcze punkty skupu mleka. Ale z roku na rok jest ich coraz mniej. Jednak to sami rolnicy decydują, czy jeszcze chcą produkować i dostarczać mleko czy nie. Nikt nie zabiera im takiej możliwości. Z kolei w województwie podkarpackim i małopolskim, gdzie mamy swoje oddziały, gospodarstwa są znacznie mniejsze i tam bez stacji schładzania oraz punktów skupu w ogóle ciężko byłoby funkcjonować. Każdy litr mleka dobrej jakości liczy się dla nas tak samo, nieważne czy pochodzi z dużego czy małego gospodarstwa.
Funkcję prezesa SM Mlekovita, a właściwie OSM w Wysokiem Mazowieckiem, bo taka była wtedy jeszcze nazwa, objął pan w roku 1985, kiedy to wiele okolicznych spółdzielni mleczarskich było większych i miało mocniejszą pozycję na rynku?
– Wówczas nie liczyliśmy się zbytnio na Podlasiu, nie mówiąc o Polsce. W zasadzie pełniliśmy funkcję gigantycznej zlewni mleka, gdyż mieliśmy znikome zdolności produkcyjne, a jednocześnie jakość produktów pozostawiała wiele do życzenia. Wszak nie można było uzyskać wysokiej jakości bez wdrożenia odpowiednich procesów technologicznych. Jednak warunki do rozwoju były dobre. Przede wszystkim dobre warunki do produkcji mleka, dużo łąk i ziemie nie najlepszej jakości, ale nadal urodzajne. Dużo dała tradycja i pracowitość okolicznych rolników. Procesy hodowlane zawsze wymagały czasu, ale dziś przy znacznym postępie genetycznym łatwiej i szybciej można dochować się dobrego bydła mlecznego. Kiedyś potrzeba było pracy pokoleń, aby zaprezentować bydło na wystawie czy mieć rekordowe wydajności mleczne. A mamy takich dostawców, którzy mogą poszczycić się takimi wynikami.
Okoliczne wsie znacznie się rozwinęły, do obór trafiło mnóstwo drogiej i zaawansowanej techniki, jednak i samo miasto Wysokie Mazowieckie znacznie się zmieniło?
– Następcy, czyli potencjalni młodzi rolnicy, nie szukają pracy w mieście czy też za granicami kraju, a swoje miejsce widzą w rodzinnych gospodarstwach. Da się zatem żyć z mleka na dobrym poziomie. To gospodarstwa wielopokoleniowe, dla których jako Mlekovita mamy duży szacunek, podobnie jak dla naszych pracowników. Samo miasto także rozwija się głównie dzięki Mlekovicie.
- Prezes Zarządu Grupy MLEKOVITA Dariusz Sapiński
Jedną ze strategii Mlekovity jest wdrażanie nowych produktów. Jakie ostatnio weszły nowości na rynek z logiem Mlekovity?
– Jedną z ostatnich nowości jest baton twarogowy oblewany czekoladą „MiaMu”. Do tej pory taki produkt robili Niemcy, Litwini oraz Białorusini, ale w Polsce nikt go nie wytwarzał. I musiał być importowany. Zatem jako pierwsi w kraju zainwestowaliśmy w odpowiednią linię technologiczną i zdobywamy rynek, co nie oznacza, że wypieramy innych. Po prostu jest większe spożycie i zapotrzebowanie na ten produkt, który dobrze się sprzedaje, pomimo że ma dość krótki termin przydatności do spożycia i musi być przechowywany w lodówce. Jednak jest znacznie zdrowszy niż inne typy batonów dostępne na rynku. W tym batonie właściwie nie ma cukru, a jest źródłem białka i wapnia niezbędnych dla organizmu. Te batony powstają w Pilicy w województwie śląskim.
Odnośnie Pilicy, to gdyby SM Mlekovita nie przyłączyła OSM Pilica, to tej mleczarni po prostu by nie było?
– Zgadza się, ale nie tylko Pilicy, wiele spółdzielni mleczarskich uratowaliśmy przed zupełną likwidacją. Każdy z naszych zakładów musi mieć produkt flagowy, w Pilicy są to wspomniane batony. W Świeciu jest to kajmak w tubkach oraz wiaderkach, a także mleko zagęszczone w tubkach. W Białej Podlaskiej budujemy dużą serownię na serymtwarde długodojrzewające, będzie miała ona zdolność ok. 25 ton na dobę. Biała Podlaska stanie się centrum produkcyjnym serów jakości premium, które dojrzewają powyżej 3 oraz 6 miesięcy. To linia polskiej produkcji. Obecnie inwestycja jest na etapie stanu surowego zamkniętego. Próbną produkcję zaczniemy jeszcze w pierwszym półroczu tego roku. W Lubawie sztandarowym produktem jest serek wiejski, ale robimy tam jeszcze mleko w proszku. W Działdowie produkujemy sery twarde z certyfikatem koszerności z dodatkami np. ziołowymi. W Baranowie powstają sery cheddar, które coraz lepiej sprzedają się nie tylko na świecie, ale i u nas w kraju. To świetny ser do topienia lepszy niż mozzarella. Cheddara produkujemy 1,5 tys. ton miesięcznie, produkujemy tam też twarogi. Zaś w drugim zakładzie produkcyjnym w Baranowie, zakupionym od firmy Hochland, powstają sery pleśniowe. Bardzo dobrym posunięciem był zakup zakładu od firmy Hochland. Będziemy nadal rozwijać produkcję serów pleśniowych, które bardzo dobrze się sprzedają, może nie w Polsce, ale w krajach ościennych, z których płyną większe zamówienia niż na obecną chwilę posiadane zdolności produkcyjne. W Baranowie w obu zakładach przerabiamy ponad 1 mln l mleka dziennie.
W Baranowie ponad 1 mln l mleka dziennie zamieniany jest na wyroby mleczarskie, a jakie moce przerobowe posiada główny zakład w Wysokiem Mazowieckiem?
– W całej Grupie Mlekovita przetwarzamy ok. 8 mln l mleka, a w centrali możemy przerobić ponad 4 mln l mleka na dobę i 3 mln l serwatki. Dopracowaliśmy procesy technologiczne w fabryce proszków i te produkty idą głównie na eksport. Rozwinęliśmy produkcję koncentratów białek serwatkowych WPC oraz białek mleka MPC. Robimy też sproszkowane serwatki natłuszczane olejem roślinnym, których wiele firm potrzebuje na paszę. Mleko w proszku produkujemy, np. na potrzeby kontraktu do Algierii, który wygraliśmy, pokonując mocne zagraniczne firmy – holenderskie i niemieckie. Wszak historia pokazuje, że na mleku w proszku zarabia się dobrze raz na 3 lata i ten dobry okres trwa nie dłużej niż pół roku. Z kolei przerabianie kwaśnej serwatki to nie tylko biznes, ale też ochrona środowiska. Kwaśną serwatkę najpierw neutralizujemy – obniżamy jej pH i po przerobieniu jej na proszek wysyłamy np. do Japonii, gdzie jest dodawana do pasz.
Jak rozwija się produkcja napoi prozdrowotnych na bazie serwatki?
– Nie idzie to tak, jak sobie wymarzyliśmy, ale ja piję 4 sztuki dziennie i czuję się świetnie, żaden wirus mnie nie atakuje. Dar Pro to napój serwatkowy, którego ważnym składnikiem jest opatentowana przez nas bakteria Lactobacillus planetarum będąca silnym probiotykiem. Badania w tym zakresie przeprowadziliśmy wspólnie z Uniwersytetem Jagiellońskim.
Jakie inwestycje oprócz tych rozpoczętych są w najbliższych planach w Mlekovicie?
– Teraz z inwestycjami trzeba postępować ostrożnie, ponieważ nie wiemy, jak zachowa się konsument w czasie pandemii, a zwłaszcza podczas kryzysu gospodarczego po pandemii. Nasze pokolenie nie przeżyło wojny, a to co teraz się dzieje, dla mnie jest wojną biologiczną. Na początku pandemii była panika, społeczeństwo wykupywało produkty trwałe m.in. mleko UHT, sery twarde dojrzewające. Jednak wtedy ludzie mieli pieniądze, a ta siła nabywcza społeczeństwa spadnie. Nasi wrogowie plują na mleko, pseudonaukowcy im wtórują. Póki co nie ma to większego wpływu na zachowanie konsumentów, ale nie można tego bagatelizować. Na pewno nie mamy w planie uruchomienia w Mlekovicie linii produkcyjnej produktów „bez mleka” dla wegan. Chociaż wielokrotnie nas do tego namawiano. Wytwarzamy natomiast wyroby z mleka ekologicznego w takich zakładach jak: Sanok, gdzie sztandarowym produktem jest ser Kaszkawał oraz w Trzebownisku. Jeszcze polskie społeczeństwo nie jest w pełni przekonane do produktów eko. Ale dobrze sprzedaje się nasz kefir z mleka ekologicznego, który np. sprzedajemy do Lidla czy też sieci Netto.
Panie prezesie, pracuje pan 7 dni w tygodniu! Wszak nasza rozmowa toczy się w sobotę 23 stycznia.
– Inaczej nie da się zarządzać tak ogromną firmą, chociaż niedzielnej mszy nie opuszczam. W przeliczeniu na godziny to wyszłoby może, że tej pracy jest 9 dni w tygodniu. Pomimo wielu obowiązków znajduję czas na sprawy rolników, których nie tylko przyjmuję w biurze, ale też odwiedzam w gospodarstwach. Ważny jest kontakt z rolnikami jako nie tylko dostawcami, ale też konsumentami. Pytamy się ich jak oceniają nasze produkty, które najlepiej im smakują? Dosłownie przed chwilą był rolnik, który ma problem z paszą i pytał czy ktoś nie ma na sprzedaż tańszej paszy objętościowej. Damy ogłoszenie w dziale skupu i ktoś pewnie się znajdzie.
- Trzy zakłady centrali Grupy MLEKOVITA, na pierwszym planie: Fabryka Proszków Mlecznych
W dobie pandemii uruchomiliście kanał sprzedaży internetowej?
– Tak, nasz sklep internetowy nazywa się Mlekovitka.pl. Nasze przedsięwzięcie ma przede wszystkim wymiar społeczny. Aby ludzie będący na kwarantannie mogli kupić produkty mleczarskie, w tym te chłodzone. Są one dostarczane przez nas do mieszkań na terenie całego kraju, w każdej nawet małej miejscowości. Koszty tej dystrybucji są duże. Ale ma to wpływ na pozytywną promocję marki, bo to jest działanie prospołeczne. Do tej pory nikt nie prowadził tak masowej sprzedaży nabiału w Internecie, tym bardziej na terenie całego kraju, zatem tworzymy nowe trendy.
Czy Mlekovita planuje w najbliższym czasie kolejne przejęcia?
– Organizacyjnie to jesteśmy przygotowani do przejęć, jednak na razie takowych nie będzie. Chcemy się skupić na jeszcze większej koncentracji produkcji u rolnika, jak i koncentracji przerobu w zakładach, ponieważ mamy coraz większe zamówienia, a popyt na nasze wyroby rośnie na całym świecie. Abyśmy tylko nadążyli produkować. To sygnał dla rolników, że nie należy się bać inwestować w nowe obory i w modernizację starych. Pomimo antymlecznej propagandy rynek mleka jest perspektywiczny. Co do eksportu, ważna jest dywersyfikacja, zatem nie można się opierać tylko na jednym dużym odbiorcy, jakim są np. Chiny. Przecież Chiny mogą w każdej chwili, pod określonym pretekstem, wstrzymać odbiór towarów. Był przecież okres, że wstrzymały dostawy nabiału od takich poważnych kontrahentów jak Australia czy Nowa Zelandia. Eksport jest ważny i w obecnym roku pewnie będzie stanowił już około 40% naszej produkcji. Codziennie mamy duże zamówienia, także od nowych kontrahentów. Moim marzeniem jest, aby porty pracowały codziennie, co zwiększyłoby ich przepustowość. Niestety brakuje kontenerów, brakuje statków, a koszty frachtu poszły w górę prawie o 100 procent.