Jak obecnie przedstawia się sytuacja SM Spomlek?
– Sytuacja na rynku nabiału, szczególnie w kontekście cen serów żółtych, jest od kilku miesięcy w miarę stabilna. Natomiast na sytuację naszej firmy ma wpływ również rynek B2B: ceny tłuszczu mlecznego i produktów proszkowanych, które produkujemy na bazie serwatki. Tu od wielu miesięcy ceny są na relatywnie niskim poziomie, co ma negatywny wpływ na ceny mleka w skupie. Przez pierwsze półrocze płaciliśmy naszym dostawcom jedną z najwyższych cen w kraju, licząc na to, że w drugiej połowie roku ceny na nasze produkty wzrosną. Niestety ten optymistyczny wariant się nie sprawdził i musieliśmy obniżyć cenę, chociaż średnia roczna jest nadal lepsza niż w roku ubiegłym. Obniżkę cen za surowiec zrekompensowaliśmy rolnikom w znacznym stopniu dodatkową wypłatą z Funduszu Stabilizacji i Rozwoju. Taką dopłatę uruchamiamy, gdy nasza cena za surowiec jest poniżej poziomu akceptowalnego przez dostawców.
Czy skoncentrowanie się głównie na produkcji serów wymaga dodatkowych zabezpieczeń na wypadek załamania koniunktury w tym segmencie?
– Ceny na rynku mleczarskim nie zmieniają się jednocześnie i równie mocno we wszystkich segmentach produktów nabiałowych. Po pewnym czasie to wszystko się wyrównuje, ale są okresy, gdy produkcja serów przynosi wyraźnie większe zyski niż np. galanterii, czy mleka w proszku, ale też takie, gdy serowarzy mają ciężko w stosunku do mleczarni działających w innych segmentach rynku. W naszym przypadku konieczne jest odkładanie pieniędzy na Fundusz Stabilizacji, gdy sery „płacą” wyjątkowo dobrze i korzystanie z niego, gdy koniunktura dla nas nie jest dobra. Dzięki Funduszowi Stabilizacji możemy istotnie wytłumić wahania cen surowca w stosunku do bieżącej opłacalności biznesu wynikającej z wąskiej specjalizacji.
Co może przynieść nam najbliższe kilkanaście miesięcy na rynku mleczarskim?
– Prognozy ekspertów są różne, bo przewidywanie przyszłości w mleczarstwie jest dosyć trudne. Na pewno dodatkowym elementem ryzyka jest dzisiaj niepewność co do rozwoju sytuacji w sprawie brexitu i wojny handlowej pomiędzy USA i Chinami. Większość ekspertów uważa, że nadal będziemy w spadkowej fazie cyklu, co wydają się potwierdzać kolejne notowania na GDT. Ich zdaniem, cena za surowiec pod koniec 2020 roku będzie niższa niż cena w ostatnich miesiącach 2019 roku. Mogą się pojawić sezonowe wahania cen surowca, ale nie zmienia to faktu, że sygnałów do wyraźnego trendu wzrostowego w najbliższym czasie nie widać. Niestety, chyba muszę przychylić się do tej prognozy, chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest to scenariusz, którego życzyliby sobie rolnicy i mleczarze. Wszyscy mają nadzieję, że będzie lepiej, ale bezpieczniej będzie zakładać realistyczny wariant rozwoju sytuacji, czyli bez nagłych i mocnych wzrostów, niż popadać w jakiś nadmierny optymizm. Nie ma też powodu, żeby podchodzić do sprawy zbyt pesymistycznie, bo trend spadkowy trwa już dosyć długo i musi się kiedyś skończyć. Bardzo na to liczymy, bo przecież część naszych serów, które produkujemy dzisiaj, będziemy sprzedawali dopiero za rok.
Czy SM Spomlek rozważa zmianę strategii?
– Nie. Mamy od kilku lat określoną strategię polegającą na skoncentrowaniu się na produkcji serów i nie zamierzamy jej zmieniać. Taka strategia ma oczywiście, oprócz zalet, także swoje wady, ale mieliśmy wiele powodów, żeby zdecydować się na specjalizację i te powody nie przestały być aktualne, a niektóre nawet przybrały na sile. Główny powód to efekt skali produkcji, który decyduje o kosztach i miejscu na rynku. Nie mamy wystarczającego potencjału, by pretendować do roli ważnych rynkowych graczy w kilku kategoriach, a rola outsidera w jakimś innym segmencie rynku nabiału nas nie interesuje. Rynek mleczarski jest już poukładany i obecnie każdy debiut nowego producenta w jakiejś kategorii jest bardzo trudny. Sklep nie dołoży np. kolejnego producenta mleka spożywczego, tylko najpierw musi kogoś z półki zdjąć, żeby kogoś innego w to miejsce wstawić. Trzeba by bardzo agresywnie zagrać ceną, żeby wypchnąć konkurencję z półki bez żadnej gwarancji, że klient zaakceptuje taką zmianę. My staramy się poprawiać rentowność przesuwając produkcję i sprzedaż w kierunku serów długodojrzewających. Produkując te sery osiągamy lepsze zyski niż przy produkcji serów tzw. śniadaniowych. Rynek serów długodojrzewających się rozwija i ich sprzedaż z roku na rok rośnie, a Spomlek ma bardzo dobre produkty i przewagę w tej kategorii. Oczywiście konkurencja też nie śpi, ale to nie jest tak, że wystarczy położyć ser na półce na 12 miesięcy i otrzyma się dobry ser długodojrzewający. Spomlek ma już w produkcji „Bursztyna” 15-letnie doświadczenie i wiemy, że początkowo te sery, pomimo długiego okresu dojrzewania, nie były takie jak byśmy chcieli.
Zakłady mleczarskie w naszym kraju cały czas się konsolidują. Czy Spomlek rozważa kolejne połączenie z innym zakładem mleczarskim?
– Nigdy nie wykluczaliśmy takiej formy rozwoju, bo jak wiadomo, połączyliśmy się już wcześniej z dwiema spółdzielniami mleczarskimi. Natomiast nie szukamy firm do przejęcia na siłę, bo szkoda wysiłku i środków na połączenie, gdy efekt synergii jest wątpliwy. W tej chwili nie prowadzimy żadnych rozmów konsolidacyjnych, ale gdyby taka propozycja się pojawiła, bylibyśmy na nią otwarci.
Pan prezes w ramach sprzeciwu wystosował list do ministra rolnictwa po opublikowaniu listy importerów serów w pierwszej połowie 2019 roku. Dlaczego pana zdaniem Spomlek nie powinien się znaleźć na tej liście?
– Minister Ardanowski publikując tę listę chciał piętnować zakupy dużych ilości tanich serów i masła z zagranicy, bo to zaniża ceny rynkowe polskich produktów, a więc również ceny płacone rolnikom za mleko. W tym zakresie jestem w stanie z ministrem Ardanowskim się zgodzić, zwłaszcza gdy owe tanie sery są konfekcjonowane a więc kawałkowane albo plastrowane i tym sposobem udają polskie. Ale wykonanie decyzji podjętej przez ministra było bardzo niedobre. Zostało to zrobione mechanicznie, bez wnikania, kto ile kupił, w jakiej cenie, skąd i po co. W taki sposób znaleźliśmy się na tej liście chociaż przez pół roku zaimportowaliśmy niecałe 6 t drogich serów klasy premium, które nie są w Polsce produkowane. Był to ser z Grecji i Anglii. Nie udawaliśmy, że to jest polski ser. Na etykiecie widniał napis – wyprodukowano dla Spółdzielczej Mleczarni Spomlek w Anglii, Grecji z podaniem nazwy tamtych mleczarni. Poza tym nie złamaliśmy prawa. Musimy rozszerzać asortyment produktów nabiałowych w Polsce o te wyroby, których u nas nie ma albo są jeszcze niepopularne, a na świecie są produkowane. Pieniądze wydawane na promocję spożycia nabiału bez rozszerzenia oferty w moim przekonaniu nie przyniosą specjalnego efektu. Podjęliśmy więc próbę rozszerzenia rynku. Jeżeli test rynkowy wypadłby dobrze, to być może u nas podjęlibyśmy się produkcji tego typu serów. Na to potrzebne są duże pieniądze, więc trudno jest inwestować nie wiedząc jak polski konsument taki produkt przyjmie. Nasza dzienna produkcja sera wynosi 70 ton, a w tym roku wysłaliśmy już za granicę ponad 2 300 ton sera. Umieszczenie nas na tej liście za import 6 ton w ciągu 6 miesięcy zakrawa na kpinę.
Dziękuję za rozmowę
Zdjęcie: Pixabay
Zdjęcie: Pixabay