– Mamy za sobą ogromną suszę, plony ziarna zbóż i kukurydzy są prawie o połowę niższe niż przed rokiem, to samo dotyczy zielonki na kiszonkę. Ceny mleka idą w dół, jeszcze bardziej spadły ceny żywca wołowego, w zasadzie buhajków rasy hf nikt nie chce kupować, zaś koszty produkcji rosną. Znacznie podrożała energia elektryczna, paliwo, nawozy, pasze, jednym słowem wszystkie środki do produkcji, a Polska Federacja Hodowców Bydła i Producentów Mleka, która przecież jest dla hodowców i zarządzana przez hodowców, w tym trudnym czasie dla rolnictwa podnosi stawki za kontrolę użytkowości mlecznej. Zamiast nam pomóc i przynajmniej zamrozić ceny usługi, to jeszcze nas dobija. Bardzo nie podoba mi się tłumaczenie, że to wina PiS-u i ministra Krzysztofa Ardanowskiego, który zabrał dotacje do hodowli. Przecież nie zrobił tego bez powodu. Minister miał wiele uwag co do działalności PFHBiPM. Sam też mam wiele uwag zwłaszcza do wysokich wynagrodzeń ścisłych władz Federacji, a zwłaszcza dyrektora biura Stanisława Kautza, który w spółce Polska Federacja w roku 2015 zarobił aż ponad 700 tys. zł – powiedział Andrzej Jagielski.
Andrzej Jagielski prowadzi ocenę użytkowości mlecznej od 20 lat z bardzo dobrymi wynikami. Obecna średnia wydajność laktacyjna wynosi niecałe 10 tys. kg mleka od sztuki. Zanim wystąpił problem suszy, a rolnik gromadził pasze objętościowe zasobniejsze w składniki pokarmowe, było jeszcze lepiej. Dla przykładu, w roku 2013 zajął II miejsce na całe województwo wielkopolskie w kategorii stad do 20 krów uzyskując wynik 10 782 kg za 305 dni laktacji od przeciętnej krowy w oborze. Co więc takiego się stało, że hodowca rozważa wyjście spod oceny?