Z Konradem Krupińskim – dostawcą mleka do OSM Giżycko oraz założycielem Stowarzyszenia Polskie Mleko rozmawia Andrzej Rutkowski
Skąd pomysł na powstanie takiego stowarzyszenia?
– To oddolna inicjatywa młodych hodowców i producentów mleka. Razem z Anną Węgłowską z okolic Iławy, postanowiliśmy zarejestrować stowarzyszenie, które będzie reprezentowało silny głos producentów mleka czego, z przykrością muszę stwierdzić, do tej pory brakowało. Zainteresowanie jest bardzo duże. Tylko po jednym dniu obecności na facebooku mieliśmy ponad 100 polubień i kilkaset osób obserwujących. Chcemy być bardzo aktywni w mediach społecznościowych, ale nie tylko. Chodzi o to, aby być tam, gdzie zapadają decyzje dotyczące naszej branży, aby zabierać głos, gdy dzieje się krzywda producentom mleka, ale nie tylko, także wszystkim gospodarstwom rodzinnym, ponieważ chcemy promować taką formę działalności jako najlepszą z możliwych. Tu jest właśnie problem, bo gospodarstwa rodzinne powoli się zwijają. Należy stworzyć takie warunki, aby jednak zachować rodzinny charakter gospodarstw rolnych. To nasza tradycja i szansa na zachowanie bezpieczeństwa żywnościowego. Z przykrością patrzymy na to co stało się z rodzinnymi gospodarstwami utrzymującymi trzodę chlewną, nie możemy pozwolić, aby to samo dotknęło gospodarstwa mleczne. W stowarzyszeniu będziemy działać non profit, w stu procentach społecznie nie pobierając żadnych wynagrodzeń. Do naszego stowarzyszenia może wstąpić każdy producent mleka. Jesteśmy w trakcie uruchamiania strony internetowej. Chcemy też zadbać o pomoc prawną dla rolników, którzy często takiej nie mają.
Wynika z tego, że największy istniejący związek hodowców i producentów mleka, czyli PFHBiPM nie broni w wystarczający sposób spraw reprezentowanego sektora?
– Prominentni działacze Federacji myślą tylko o tym, jak utrzymać władzę, a nie o reprezentowaniu głosu hodowców w ważnych dla nas sprawach. Pomimo prawomocnych wyroków sądowych prowadzony jest atak na takich hodowców jak: Faszczewski czy Bruliński. Nadal chce się ukarać Plantowskiego, a przecież ci hodowcy tylko domagają się, aby działania Federacji były jawne, transparentne i na rzecz hodowców, a nie wąskiej grupy. Federacja nie dba wystarczająco o zwykłych rolników, np. podczas debaty w sejmie na temat obrońców praw zwierząt z tej organizacji nie było nikogo, a spotkałem się z bardzo dużym i pozytywnym odzewem rolników w stosunku do mojego wystąpienia w sejmie dotyczącego tzw. zielonych. Wielu rolników, którzy chcą jechać i interweniować do Warszawy w ważnych sprawach, po prostu nie ma na to czasu. Mnie w takich sytuacjach musi zastąpić w gospodarstwie tata.
Dlaczego akurat taka nazwa? Na marginesie wspomnę, że rubrykę o nazwie Polskie mleko wymyślił redaktor Krzysztof Wróblewski, a pojawiła się ona w tygodniku „Plon” 26 lat temu i towarzyszy nam do dnia dzisiejszego.
– Nazwa ma się kojarzyć z polskim mlekiem, czyli z produktem bardzo wysokiej jakości zarówno na etapie gospodarstwa, jak i już na półce sklepowej w postaci artykułów mleczarskich. Polski sektor mleczarski zachował jako jedyny z branży rolniczej swój spółdzielczy charakter, sam też dostarczam mleko do spółdzielni. Dzięki temu jest to kapitał polski, a my dostawcy jesteśmy współwłaścicielami. Polskie produkty mleczarskie są bardzo wysokiej jakości, oczywiście nasze mleczarnie nie mają odpowiednio dużych środków na ich reklamę i promocję. Dlatego chcemy promować polskie artykuły mleczarskie, co może doprowadzić do wzrostu ich spożycia. Chcemy współpracować z polskimi mleczarniami. Trzeba zdawać sobie sprawę, że zarówno polskie mleczarnie, jak i gospodarstwa mleczne pracują na bardzo niskiej rentowności. Zdecydowaną większość zysku zgarnia handel wielkopowierzchniowy. Niestety, nikt nie ma lekarstwa na tę sytuację, bardzo słabo oceniam dotychczasowe działania UOKiK-u w tym zakresie. W celu lobbowania interesów naszej branży chcemy ściśle współpracować z ministerstwem rolnictwa, jak i Komisją Europejską.
Co do produktu wysokiej jakości, to niewielu konsumentów zdaje sobie sprawę, że polscy rolnicy zużywają o kilka razy mniej nawozów i środków ochrony roślin, niż ich koledzy z tzw. starej Unii?
– Otóż to i o tym chcemy również głośno mówić, bo wielu konsumentów jest nieuświadomionych. Z tych też względów bardzo niebezpieczne zwłaszcza dla polskiego rolnictwa są założenia tzw. Zielonego Ładu, jaki zamierza wprowadzić UE. Redukcja nawożenia o 20% oraz stosowania pestycydów o 50% ma dotyczyć wszystkich krajów, ale będzie naliczana od obecnych poziomów w konkretnym kraju. Nas niepokoi to, że nawet po redukcji nawożenie i zużycie pestycydów w takich krajach jak Niemcy czy Holandia i tak będzie większe niż u nas obecnie bez jakichkolwiek redukcji. To wpłynie na obniżenie wydajności, a więc wzrost kosztów i zmniejszenie konkurencyjności polskiego rolnictwa w Europie, jak i całego unijnego rolnictwa do reszty świata. My hodowcy stawiamy pytanie: kto za to zapłaci? Chore również wydaje się zwiększanie na siłę produkcji ekologicznej, która według założeń ma wynieść 25% całości. Rozwój produkcji ekologicznej musi opierać się o powolny naturalny proces odpowiadający na wymagania rynkowe. Zresztą Polska dziś przy Holandii jest jak rolnictwo ekologiczne przy mocno uprzemysłowionym.
- Konrad Krupiński ze wsi Kukowo (gm. Olecko) gospodaruje na 130 ha z żoną Dorotą, mają trójkę dzieci: Aleksandra, Agatę i Gabrielę, pomaga im tata Mirosław. Uprawiają 25 ha lucerny, 26 ha kukurydzy, w tym 13 ha na kiszonkę i 13 ha na ziarno, 15 ha łubinu, 20 ha pszenżyta, 13 ha żyta, 7 ha pszenicy ozimej, 15 ha pastwisk i ok. 10 ha łąk. Utrzymują 100 sztuk bydła, w tym 40 krów dojnych, 40 jałówek i 20 byków opasowych. Mleko dostarczają do Okręgowej Spółdzielni Mleczarskiej w Giżycku.
Jakie jeszcze sprawy leżą na sercu producentom mleka?
– Oprócz tych wspomnianych, bardzo ważna nadal jest sprawa kar za przekroczenie kwot mlecznych. Wiele gospodarstw do tej pory nie może wyjść na prostą i boryka się z problemami finansowymi, bo aby zapłacić często horrendalną karę musiało się zadłużyć. Okazuje się, że była możliwość umorzenie raty kary za nadprodukcję w związku z suszą, ale prawie żaden rolnik o tym nie wiedział. Tu mamy problem komunikacji i dezinformacji. Z tym też chcemy skończyć, dzięki naszej aktywności w szeroko pojętych mediach. Chcemy współpracować z każdym na rzecz wzmocnienia pozycji producentów mleka. Wielu młodych rolników boryka się z problemem braku ziemi, aby móc rozwijać produkcję mleka, ponadto zazwyczaj przejmuje ziemię od rodziców, którzy nie mają wieku emerytalnego i nic im się nie należy po wielu latach pracy. Inni czekają z przepisaniem ziemi i przepisują ją na następcę, który ma ponad 40 lat i nie jest już młodym rolnikiem. Brak rent strukturalnych to duży problem polskiej wsi. Na rodzinnych gospodarstwach często wybiera się pomiędzy emeryturą, a młodym rolnikiem.
Problemem jest też brak jednego dużego banku rolnego, w żadnym z polskich banków tak naprawdę nie ma specjalistycznego pionu rolnego. Są oczywiście banki spółdzielcze, ale rozdrobnione. Na jednym terenie działają i współpracują bardzo sprawnie, a na innym już nie. Dlatego często rolnicy kredytują duże inwestycje w zachodnich bankach komercyjnych. Trzeba wiedzieć, że gospodarstwa mleczne są jednymi z bardziej zadłużonych, zatem potrzebny jest też nowy korzystny dla rolników program oddłużeniowy, bo obecna forma nie spełnia swojej funkcji. Trzeba również lepiej kontrolować poczynania komorników względem rolników oraz zasady leasingowania w rolnictwie co często przypomina lichwę. Przytoczę przykład, rolnik wziął w leasing pług wart 50 tys. zł, spłacił 30 tys. zł i podwinęła mu się noga. Pług zabrano, a rolnikowi zostało do spłaty jeszcze 70 tys. zł.
Praca producenta mleka do łatwych nie należy, ale polskie społeczeństwo nie darzy jej takim szacunkiem, jak chociażby w krajach zachodnich?
– Nie jest to praca na 8 godzin, a na 16, a nieraz nawet całą dobę. Dlatego chcemy, aby społeczeństwo nabrało szacunku do naszej pracy i zdawało sobie sprawę czym jest bezpieczeństwo żywnościowe naszego kraju. Wiadomo, że Niemcy czy inny kraj wyprodukuje i do nas sprzeda, ale po jakich cenach, kiedy u nas produkcji tej już by nie było. Nie zgadzamy się z kłamliwym hejtem wylewanym na hodowców bydła, że rzekomo odpowiadają za efekt cieplarniany. Nie może być tak, że do opinii publicznej często trafia przekaz, że hodowcy źle traktują swoje zwierzęta. My bardzo często dbamy lepiej o swoje zwierzęta niż o samych siebie, bo to dzięki nim utrzymujemy nasze rodziny. Najlepiej dba się o zwierzęta w małych oborach uwięziowych, gdzie każda krowa ma swoje imię i jest traktowana prawie jak członek rodziny, a to właśnie na te obory w ostatnim czasie jest duża nagonka. Przecież rolnik, który ma 20–30 krów nie wybuduje obory wolnostanowiskowej.
Andrzej Rutkowski
Fot. Andrzej Rutkowski