9 listopada 2015 roku hodowca wystosował do Podlaskiego Związku Hodowców Bydła i Producentów Mleka w Jeżewie Starym pisemny protest wyborczy. W piśmie tym Karol Faszczewski wymienia nieprawidłowości, jakie miały miejsce podczas wyborów: rejestracje kandydatów prowadził zarząd Związku przez co ograniczył zadania komisji skrutacyjnej, ograniczono liczbę kandydatów do 13 pierwszych zapisanych na liście, tłumacząc to ograniczoną liczbą miejsc na to stanowisko. Karol Faszczewski do pisemnego protestu załączył podpisy 10 hodowców, którzy potwierdzili jego zarzuty.
Po zakończeniu
przyjmowania kandydatów odczytano listę.
Po przepychankach
słownych przystąpiono do głosowania.
Karol Faszczewski uważa, że nowi kandydaci byli celowo zniechęcani do ubiegania się o funkcję delegata.
– W wypowiedziach szczególnie aktywny był Tomasz Radziszewski i Krzysztof Pogorzelski, który niejednokrotnie twierdził, że nie pobiera ze strony Federacji żadnych pieniędzy, a w czasie wyjazdów służbowych za wyżywienie płaci z własnych środków. Nasuwa się pytanie, gdzie są pieniądze ze spółki córki? Przecież zasiada w radzie nadzorczej, której wynagrodzenie dla 16 osób wynosiło ok. 2 mln zł – mówi Karol Faszczewski.
Karol Faszczewski po zwróceniu się do Podlaskiego Związku Hodowców Bydła i Producentów Mleka, otrzymał odpowiedź, że powinien ze swoimi zarzutami zwrócić się do Sądu Koleżeńskiego.
– Zrezygnowałem z roszczeń w Podlaskim Związku, gdyż w Sądzie Koleżeńskim zasiadają osoby, które dobrze znają się z członkami zarządu i ich opinia nie byłaby obiektywna. Uważam, że wybory zostały przeprowadzone bez poszanowania praw, jakie zostały zagwarantowane w obowiązującym statucie. Nie obwiązywały tam demokratyczne zasady, a raczej przypominało to reżim, gdzie dyktatorem był Krzysztof Pogorzelski – prezes Związku Hodowców Powiatu Wysokomazowieckiego. Trzeba wspomnieć o obecności na sali Krzysztofa Banacha – wiceprezydenta Federacji, który aktywnie wspierał wybrany w niedemokratycznych wyborach zarząd. Na sali był również redaktor naczelny czasopisma mocno związanego z Federacją, czyli Hodowla i Chów Bydła. Żaden z tych panów nie zareagował na łamanie demokratycznych praw członków PZHBiPM – dodaje Karol Faszczewski.
Przewodniczącym komisji skrutacyjnej podczas opisywanych wyborów był Sylwester Krajewski z miejscowości Wnory Wiechy i co do sposobu ich przeprowadzenia ma wiele zarzutów.
– Funkcję tę pełniłem po raz pierwszy i łatwo dałem się podejść. Przede wszystkim kandydaci na delegatów powinni być zgłaszani do mnie, a nie do członków zarządu, którzy prowadzili rejestrację chętnych na delegatów. Ponadto jeszcze przed rozpoczęciem wyborów podano nam wszystkie protokoły z wyborów, które podpisaliśmy. Ja także podpisałem i to był mój błąd. Nie przypuszczałem, że mogę mieć jakieś zastrzeżenia co do sposobu przeprowadzenia wyborów. Gdy w trakcie wyborów stwierdziłem, że nie chce w takim cyrku uczestniczyć, to odpowiedziano mi, że nie mogę zrezygnować z tej funkcji, bo i tak wszystkie dokumenty podpisałem wcześniej. Ponadto można było zgłosić tylko 13 hodowców i głosowano na te wszystkie osoby jednocześnie. Nasza gmina Kulesze Kościelne jest duża i chcieliśmy mieć swojego delegata na Walny Zjazd Podlaskiego Związki Hodowców Bydła Mlecznego. Jednak do kandydowania nie dopuszczono nikogo z naszej gminy – powiedział Sylwester Krajewski.
O zdanie na temat wyborów na delegatów w Kole Hodowców Bydła i Producentów Mleka Powiatu Wysokomazowieckiego przeprowadzonych 28 października 2015 r. zapytaliśmy także osoby będące na tym zebraniu, które poprosiły o anonimowość.
– Między nami mówiąc, te wybory były fikcją. Kto siedział bliżej stołu prezydialnego ten mógł zgłosić kandydatów, a ci z końca sali nie byli dobrze słyszani i nie zapisano tych kandydatów. To co się tam odbyło nie miało nic wspólnego z demokracją. Stwierdzono także, że kandydatów nie może być za dużo, tylko 13. Niektórzy chcieliby zostać delegatami, a nie mieli takiej możliwości. Być może ci, którzy są już jakiś czas delegatami wiedzą, jak i gdzie załatwić sprawy. Ale z drugiej strony, dlaczego nie dać szansy młodym – powiedział hodowca z powiatu wysokomazowieckiego.
Drugi zapytany
hodowca ma natomiast inne zdanie na temat przeprowadzonych wyborów.
O przebieg wyborów zapytaliśmy także prezesa tego Koła Krzysztofa Pogorzelskiego.
– Jest to trochę dziwne, że ten temat wypływa dopiero teraz. Gdyby jakiś konflikt istniał, to byłby poruszony na Walnym Zebraniu w roku ubiegłym, a nic takiego nie miało miejsca. Podczas Walnego Zebrania w 2015 roku porządek obrad i regulamin wyborów został przyjęty i nie było w tej kwestii żadnych uwag. Podawane były kandydatury z sali i przeprowadzono głosowania jawne. Nikt z zarządu nie wpisywał kandydatów na listę. Listy były udostępnione na sali i każdy chętny się na nie wpisywał. Jeśli ktoś to przegapił, to ja nie będę w to wnikał. Słyszałem takie zarzuty – dlaczego mnie nie ma na liście? – to pytam dlaczego się nie wpisałeś? Uważam, że niezadowolenie w tej kwestii nie wynikało z techniki przeprowadzenia wyborów, ale po prostu są to pretensje ludzi, którzy przegrali w wyborach. Na zebraniu wybierano prezydium naszego Koła, zarząd oraz delegatów na Walny Zjazd Wojewódzkiego Podlaskiego Związku Hodowców Bydła. Niektórzy po prostu mieli ambicje, ale się nie dostali – powiedział Krzysztof Pogorzelski.
Krzysztof Pogorzelski zaprzeczył, że lista kandydatów była ograniczona i że głosowano na wszystkich kandydatów jednocześnie.
– Głosowano oddzielnie na każdego kandydata. Nie było też żadnych ograniczeń co do ich liczby, bo wówczas nie byłyby to wybory. Wybierano 13 kandydatów, ale kandydatów było chyba 22, ale dokładnie musiałbym to sprawdzić w protokole – powiedział Krzysztof Pogorzelski.
Nasz rozmówca
potwierdził, że w przyszłości kandydaci będą zgłaszani według gmin, w których zamieszkują.
Prezes wysokomazowieckiego Koła Hodowców podkreśla, że nie ma nic przeciwko nowym kandydatom do władz i na Walne, ale jest to praca społeczna, która wymaga pełnego zaangażowania.
– Przypominam na każdych wyborach, że jeśli ktoś zgodzi się kandydować, to niech kandyduje, może wniesie coś nowego. Jednak niech weźmie pod uwagę to, że trzeba będzie poświęcić swój czas. Nawet wtedy, kiedy kosi się kukurydzę, zbiera sianokiszonkę, czy wykonuje się inne prace. Jeśli jest jakieś zebranie, to trzeba na nim być niejednokrotnie za własne pieniądze, bo niestety na pensji żaden z nas w Związku nie jest. Mamy tylko diety jako zarząd Polskiej Federacji, jak uczestniczymy w zarządzie Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka. Te diety nie są ogromne, gdyż ja nadal jestem ubezpieczony w Kasie Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego, a kto zarabia więcej niż 800 zł miesięcznie nie może być ubezpieczony w KRUS i praktycznie wszyscy są w KRUS – powiedział Krzysztof Pogorzelski.
Józef Nuckowski