Według prof. Andrzeja Kowalskiego z IERiGŻ, prowadzenie gospodarstwa bez produkcji zwierzęcej jest możliwe jedynie w gospodarstwach większych o powierzchni 60–100 ha i na lepszych glebach. W takich gospodarstwach rolnicy mogliby uzyskiwać dochód z gospodarstwa na poziomie parytetowym, tj. takim jak przy produkcji ok. 200 sztuk świń rocznie. W ocenie ekspertów z Instytutu mało realne jest też przestawienie się gospodarstw specjalizujących się w hodowli świń na produkcję mleka. Przystosowanie chlewni do chowu krów mlecznych ze względu na konieczność poniesienia wysokich nakładów inwestycyjnych jest mało realne.
Zdaniem prof. Kowalskiego za chowem bydła mięsnego przemawiają przede wszystkim niskie wymogi środowiskowe bydła ras mięsnych w zakresie budynków gospodarskich. Ponadto perspektywy do rozwoju hodowli bydła mięsnego są dobre, a główną siłą napędową i szansą dla tego kierunku produkcji jest rozwijający się eksport wołowiny. Duże znaczenie mają również sprzyjające warunki naturalne do hodowli bydła, tzn. udział trwałych użytków zielonych (łąk i pastwisk) w województwie podlaskim, wschodniej części województwa mazowieckiego i północnej lubelskiego, a więc na obszarach objętych ograniczeniami z tytułu ASF. Oceniając opłacalność produkcji bydła mięsnego Instytut wziął pod uwagę również dopłaty do jego produkcji. Nie wziął jednak pod uwagę zagrożeń wynikających z podpisania umowy o wolnym handlu Unii z Mercosurem oraz ewentualnego wprowadzenia w Polsce zakazu uboju rytualnego.
Prof. Andrzej Kowalski nie rekomendował przestawienia się na produkcję drobiu, gdyż w jego ocenie, rynek ten jest już nasycony. Poddał jednak pod rozwagę, mając na względzie nieduże nakłady finansowe, chów kaczek lub gęsi. ms