Pięć złotych za kilogram – byk w cenie tucznika
Afera leżakowa to było tylko preludium do tego, co dzieje się dzisiaj na rynku. Krótko bowiem po jej wystąpieniu rynek się uspokoił i była już nadzieja na to, że tak pozostanie. To było jednak złudne. Niektórzy rolnicy przetrzymywali bydło, licząc na lepsze ceny, i bardzo się rozczarowali.
– Co się stało, że w ciągu trzech miesięcy cena skupu bydła spadła na wagę bitą ciepłą w klasie „0” o 3 złote na kilogramie? Nagle nikt nie chce już naszych byków? Stoją w oborach przerośnięte, a jak znajdzie się nabywca, to najlepiej, żebym mu za darmo zwierzaka oddał – mówi nasz Czytelnik, hodowca bydła z Lubelszczyzny.
Problem z eksportem
Ubojnia, do której od lat sprzedaje bydło, ma problem ze sprzedażą zwierząt do Arabii Saudyjskiej, a Arabowie dobrze płacili.
Jak informuje nas z kolei pracownik ubojni z Podkarpacia, bydło, tak jak kiedyś jedzie do Niemiec, Francji, Włoch czy Hiszpanii, ale po pierwsze – nie za taką cenę, jak wcześniej, a po drugie – w mniejszych ilościach. Natomiast kontrahenci z Izraela biorą tylko najlepsze sztuki. Turcy z kolei prawie w ogóle przestali kupować polską wołowinę. Zmniejszenie popytu ze strony Turcji można tłumaczyć sytuacją polityczną w tym kraju, która spowodowała osłabienie tamtejszej waluty, co mocno wpłynęło na opłacalność importu.
Warto także zauważyć, iż w ostatnich miesiącach obserwuje się zwiększoną podaż irlandzkiej wołowiny. Tamtejsi producenci redukują zapasy w obawie przed twardym brexitem, co skomplikuje im handel z Wielką Brytanią. Widać to znakomicie np. w niemieckich marketach.
Nie jest tajemnicą, iż około 90% naszej wołowiny wyjeżdża za granicę. W 2018 roku wyeksportowano 391 tys. ton mięsa wołowego i cielęcego. Najwięcej, tj. 84%, trafiło do krajów Unii – najważniejszymi odbiorcami były Włochy (20% – 80 tys. ton) oraz Niemcy (13% – 51 tys. ton.). Na dalszych pozycjach znalazły się Hiszpania, Holandia i Francja. Z kolei w przypadku krajów spoza UE najwięcej wołowiny z Polski trafiło do Turcji (9% – 34 tys. ton) oraz do Izraela (3% – 13 tys. ton).
Państwo pomoże? Państwo nic nie może
Podczas „Debaty przedżniwnej”, która odbyła się w resorcie rolnictwa na początku lipca, jeden z dużych producentów żywca wołowego zwrócił się do obecnego na sali ministra rolnictwa z zapytaniem, czy ministerstwo mogłoby zająć się tym problemem.
– Państwo nie ma żadnych możliwości regulacji tego rynku. Nie mam żadnych narzędzi, żeby wprowadzić interwencję na jakimkolwiek rynku – tłumaczył minister Jan Krzysztof Ardanowski.
Jak mówił, w tej chwili na świecie jest zapotrzebowanie na wołowinę, a pomimo obrzydliwej próby zdyskredytowania naszego mięsa polska wołowina jest oceniana na świecie dobrze.
– To, że jest tańsza, niż np. wołowina z Francji, jest jej przewagą. Rynki zbytu na to mięso są w miarę stabilne. Polska szuka nowych rynków w krajach muzułmańskich, ponieważ tam jest głównie realizowane zapotrzebowanie, m.in. na wołowinę. Wykorzystujemy każdą możliwość, aby to robić. Akurat ten rynek jest dobrze zorganizowany, bo są dobrze funkcjonujące organizacje producentów, może trzeba ich wspierać w kierunku produkcji najwyższej jakości wołowiny kulinarnej? – tłumaczył minister rolnictwa.
Ardanowski mówił o rozszerzeniu w Polsce tzw. metody blockchain polegającej na wszczepieniu specjalnego chipa cielakowi, który pozwala monitorować całe jego życie, bo na świecie najbogatsi konsumenci domagają się pełnej informacji na temat tego, co mają na talerzu. To może spowodować wzrost ceny nawet o kilkadziesiąt procent. Tą metodą Ardanowski chce również znakować zwierzęta utrzymywane w górach, by dać gwarancję, że mięso z nich wytwarzane pochodzi od zwierząt utrzymywanych w bardzo dobrych warunkach środowiskowych.
Nie będzie czego znakować
Producenci bydła mięsnego zaczęli się organizować w grupy producenckie, ale obecnie nawet one nie są w stanie wynegocjować z ubojniami lepszych cen skupu dla swoich członków, bo te, którym zaufali, najwyraźniej mają problem ze zbytem.
– Grup i rolników zrzeszonych w nich jest za mało, by stanowili realną siłę. Działania ARiMR raczej zniechęcają do tworzenia nowych grup. Chodzi tutaj o przewlekłe postępowania zarówno w aspekcie uznania grup, wypłatę pomocy oraz nieprzyjazne interpretowania prawa – komentuje jeden z doradców ds. grup producenckich.
Nie mówiąc już o tym, że nie brakuje ubojni, które oszukują na wadze, nagminnie dają rolnikom sfałszowane wyniki poubojowe, nie płacą w terminach. Takie praktyki wyraźnie się nasiliły po aferze leżakowej. Co więcej, ubojnie zawierają z rolnikami umowy na wsady zwierząt, co w obecnej sytuacji może doprowadzić do przejęcia gospodarstw.
Hodowcy nie wierzą też w sukces zapowiadanego projektu wdrożenia technologii blockchain. Szybko zweryfikowali, że stoją za nim firmy informatyczne i doradcy, których celem jest wyłącznie „zagospodarowanie” milionowych kwot na realizację projektu. Technologia, zdaniem ekspertów, ma sporo ograniczeń, jest kosztowna i jej przełożenie na realne zyski dla rolników wątpliwe, a w proponowanym kształcie – nierealne. Poza tym uważają, że trzeba działać już teraz, bo za chwilę nie będzie czego znakować.
Częściowo minister ma rację, mówiąc, że dzięki temu, iż oferowaliśmy bydło tańsze niż kraje zachodnie, byliśmy konkurencyjni i mieliśmy zbyt. Jest jednak pewna granica niskiej ceny, poniżej której rolnikom produkcja przestaje się opłacać.
– Aby nie stracić na produkcji bydła, żywiec w klasie „0” powinien kosztować około 9 zł. Ale żeby z tej hodowli można było przyzwoicie żyć, cena musi przewyższać 10 zł/kg. Produkcją żywca wołowego zajmuję się już od 16 lat, utrzymuję około 50 krów mamek. Kiedy sprzedawałem bydło w połowie czerwca, nie zdawałem sobie jeszcze wtedy sprawy z tego, że obniżki się tak pogłębią – komentuje hodowca z Lubelszczyzny.
Byki straciły więcej na cenie niż jałówki. Jak tłumaczy specjalista z jednej z ubojni, jest to spowodowane m.in. tym, iż kraje arabskie oraz Izrael kupowały od nas głównie wołowinę z byków. Przez to, że dużo schodziło właśnie tego mięsa, byki były droższe od jałówek. Trzeba jednak zwrócić uwagę, iż byki nie powinny być starsze niż 24 miesiące, bo potem mięso z nich jest już przerośnięte i łykowate. Aczkolwiek walory kulinarne ma lepsze mięso z jałówek czy nawet krów, na które jest większy popyt w krajach Europy Zachodniej. Skoro jest problem ze zbytem do krajów arabskich i Izraela, handel bykami został zredukowany.
Amerykańskie mrożonki z Niemiec
Jak mówi nasz rozmówca z Lubelszczyzny, wielu jego znajomych ze wschodniej ściany, rezygnując z hodowli świń, przestawiło się na bydło mięsne, inni z kolei rozwinęli tę gałąź produkcji, bo wycofali się z produkcji mleka.
– Co dalej z nimi będzie? Mam sygnały również od rolników, którzy prowadzą hodowle zarodowe, że coraz poważniej zastanawiają się nad likwidacją stad, bo jest kłopot ze zbytem cieląt – relacjonuje.
Te sygnały potwierdzają prezesi grup producentów wołowiny.
– Codziennie odbieram telefony od naszych członków. Proszą o pomoc. Jedni nie mają już prawie za co żyć, inni z czego spłacać kredytów, jeszcze inni środków na inwestycje. To jest przerażające. Nie dość, że żywiec drastycznie staniał, to jest też poważny kłopot z paszami. Mam kontakt z hodowcami bydła w Niemczech – tam nie ma takich problemów, jak u nas. Wystąpił oczywiście sezonowy spadek cen, ale nie tak drastyczny, a teraz ceny rosną – komentuje prezes jednej z grup producenckich w Wielkopolsce.
Ceny, zwłaszcza jałówek, odbiły nie tylko w Niemczech, ale także w Danii. Zdecydowanie drożej sprzedaje się też bydło na Słowacji (tam mocno zdrożały byki) oraz w Czechach, gdzie w górę poszły zarówno jałówki, jak i byki.
Nasz rozmówca z Mazowsza zwraca uwagę na inny problem.
– Mam rodzinę, znajomych, którzy pracują w okolicznych dużych ubojniach. Widzą, jakie mięso tam trafia. To mrożonki przywożone z Niemiec stanowiące zapasy amerykańskich wojsk, które tam stacjonują. Amerykanie wymieniają po 10 latach zapasy, a że amerykańska wołowina nie spełnia niemieckich wymagań, upychana jest u nas. Tanie mięso to złoty biznes dla zakładów. Po co więc mają kupować drogi polski żywiec? Chcesz sprzedać swoje bydło, to tak cię „wożą” z ceną, że się odechciewa. Co więcej, sprawdzają, wypytują, gdzie się wcześniej je sprzedawało – komentuje hodowca.
Jeśli się teraz nie zadziała, to stad się nie da szybko odbudować
Jeśli rolnicy nie wytrzymają i wytną stada, nie będzie można tego szybko odbudować. Rolnicy nie wierzą, że komuś na tym nie zależy. Trzeba przecież zrobić lukę dla prawie 100 tys. ton wołowiny, jaka ma do Unii przyjechać z krajów Mercosuru.
– Dlaczego nie można wspomóc nas pieniędzmi z Funduszu Promocji Mięsa Wołowego? Jeśli sytuacja się nie poprawi, fundusz będzie niepotrzebny, a poza tym nie będzie go z czego utworzyć, bo powstaje z opłat wnoszonych przez rolników przy każdej sprzedaży – grzmią hodowcy była wołowego.
Ponadto, jak mówi doradca ds. grup producenckich, jak wynika z ankiet przeprowadzonych wśród konsumentów żaden z nich nie kojarzył choćby jednej akcji promocyjnej realizowanej z tego funduszu.
11 lipca br. odbyło się w resorcie rolnictwa posiedzenie zespołu ds. wołowiny w ramach porozumienia rolniczego.
– Byli rolnicy z całej Polski, ale nie pojawił się żaden przedstawiciel przetwórców i kupców. Najwidoczniej im się dobrze powodzi – podzielił się z „Tygodnikiem” spostrzeżeniami nasz Czytelnik, uczestnik spotkania.
Minister Ardanowski zapowiedział na nim, że będą udostępniane listy zakładów, które sprowadzają surowce z zagranicy kosztem polskich rolników. Obiecał hodowcom, iż na najbliższym posiedzeniu unijnej Rady Ministrów ds. rolnictwa będzie domagał się wprowadzenia klauzul ochronnych, które będą wprowadzały natychmiastowe ograniczenia w przypadku zakłócenia danego rynku w związku z realizacją umowy Mercosur oraz całkowitego zakazu importu produktów niespełniających bardzo wysokich norm europejskich. Będzie też domagał się uruchomienia skupu interwencyjnego wołowiny na poziomie UE.
Światełko w tunelu: Spadki cen bydła przejściowe
W ocenie Jakuba Olipry, ekonomisty Credit Agricole Bank Polska, obserwowany obecnie spadek cen jest przejściowy. Jego zdaniem pogarszający się bilans mięsa w Azji Południowo-Wschodniej ze względu na rozprzestrzeniający się tam ASF będzie w kolejnych kwartałach oddziaływał w kierunku zwiększenia importu unijnego mięsa. Choć najsilniejszy wzrost eksportu mięsą z UE zostanie odnotowany w przypadku wieprzowiny i drobiu, to w przypadku wołowiny również można oczekiwać ożywienia popytu zagranicznego i co za tym idzie – wzrostu cen. Zdaniem Olipry, pod koniec trzeciego kwartału pojawią się korzystne efekty sezonowe oddziałujące w kierunku wzrostu cen skupu bydła w ujęciu miesięcznym.
Magdalena Szymańska
fot. archiwum TPR