Środowisko, zdrowie i bezpieczeństwo to obszary, które budzą najwięcej wątpliwości wśród przeciwników CETA. Boimy się obniżenia standardów produkcji żywności, napływu do Unii chlorowanych kurczaków, produktów GMO. Obawiamy się także nastania rządów korporacji. Umowa proponuje zniesienie niemal wszystkich ceł i barier pozataryfowych oraz liberalizację handlu usługami między Unią Europejską a Kanadą.
Nasze obydwa resorty, tzn. Ministerstwo Rozwoju (resort odpowiedzialny za całość negocjacji w kontaktach z instytucjami UE) oraz ministerstwo rolnictwa, uspokajają. Zapytaliśmy o stanowisko resortu w sprawie CETA. Odpowiedziano nam, iż z interpretacji tekstu umowy obu resortów wynika, że nie zawiera ona zapisów, które modyfikowałyby obecne unijne przepisy i zasady dotyczące GMO. Interpretacja jest potwierdzona posiadanymi analizami oraz stanowiskiem Komisji Europejskiej. Resort rolnictwa podkreśla, że w ramach CETA nie przewidziano otwarcia rynku UE na import GMO z Kanady.
Umowa nie wprowadza modyfikacji w regulacjach dotyczących procedury zatwierdzania GMO, etykietowania produktów je zawierających. Kanadyjskie produkty będą mogły być przywożone do UE i wprowadzane do obrotu na rynku unijnym, pod warunkiem że są w pełni zgodne z odpowiednimi przepisami europejskimi.
Uspokaja też Komisja Europejska, która negocjowała CETA w imieniu krajów członkowskich Unii. Według KE umowa nie będzie skutkować obniżeniem unijnych standardów jakości i bezpieczeństwa żywności, w tym również standardów GMO.
Jeśli chodzi zaś o chlorowane kurczaki, warto podkreślić, iż drób oraz jaja są wyłączone z porozumienia. Rynek europejski w tym zakresie jest chroniony.
Polscy przedstawiciele rządu mówili 18 października na posiedzeniu Rady Europejskiej w Luksemburgu, że CETA to głównie korzyści, zwiększenie obrotów handlowych Polski, zwiększenie eksportu naszych firm, w tym również rolno-spożywczych.
Szansa dla producentów
Pozytywnie o umowie o wolnym handlu z Kanadą wypowiada się także Andrzej Gantner, prezes Polskiej Federacji Producentów Żywności. W jego opinii mówienie, że nagle zostaniemy zalani potężną ilością bardzo taniej żywności, jest nieprawdą. Aby bowiem Kanada mogła cokolwiek wprowadzić na polski rynek, musi spełnić wymogi europejskie. Te zaś są jednymi z najbardziej rygorystycznych na świecie. Przewiduje też, że jeżeli UE zaostrzy przepisy, będą one musiały być spełnione przez kanadyjskich eksporterów.
Zdaniem dyrektora PFPŻ umowa CETA może być szansą dla polskich producentów żywności, gdyż europejska żywność, w tym polska bez GMO, uważana jest na świecie za żywność premium.
Warto jednak zaznaczyć, że członkami Polskiej Federacji Producentów Żywności, oprócz np. Grupy Maspex, SM Gostyń, Związku „Polskie Mięso” oraz Unii Producentów i Pracodawców Przemysłu Mięsnego, są duże korporacje produkujące pasze i artykuły spożywcze, jak np.: Cargill Poland, Coca Cola HBC, Danone Polska, Ferrero Polska, Nestle Polska oraz Unilever.
Witold Choiński, prezes Związku „Polskie Mięso”, twierdzi, iż liberalizacja handlu jest co do zasady dobra dla obu stron. Chyba że w umowie znajdują się propozycje, które wyraźnie faworyzują jedną ze stron. Związek popiera CETA, o ile warunki dotyczące dobrostanu zwierząt czy bezpieczeństwa żywności (w Europie dużo bardziej restrykcyjne niż w Kanadzie) będą dla obu stron równoprawne. Zdaniem Choińskiego na razie ciężko przewidzieć, jak będzie to wyglądało w praktyce. „Polskie Mięso” rozpoczęło już kampanię promocyjną na kanadyjskim rynku.
Lepiej niż było?
Jednym z argumentów powtarzanych przez przeciwników CETA jest wprowadzenie międzynarodowego arbitrażu w przypadku konfliktu na linii państwo – inwestor, co ma sprzyjać korporacjom.
Konrad Szymański, wiceminister ds. europejskich twierdzi, iż nowe zapisy dotyczące sądu inwestycyjnego wyraźniej podkreślają zakres pełnej, niewzruszonej kompetencji państw członkowskich w takich obszarach, jak prawodawstwo dotyczące ochrony pracy, środowiska, dostępności do ochrony zdrowia czy kwestii wody.
Polska od 26 lat ma umowę o wzajemnym popieraniu i ochronie inwestycji z Kanadą. Po zawarciu porozumienia CETA straci ona rację bytu. Zdaniem Szymańskiego rozwiązania dotyczące arbitrażu w umowie unijno-kanadyjskiej są lepsze niż te obowiązujące nasz kraj obecnie. Strona kanadyjska poszła tutaj na pewne ustępstwa. W sądzie będą zasiadać sędziowie typowani przez państwa, a nie przez firmy. Polska chce jednak gwarancji, aby taki arbitraż uwzględniał specyfikę systemu prawnego w naszym regionie i dopuszczał do niego polskich sędziów.
Będzie deklaracja
W związku z obawami formułowanymi w niektórych państwach członkowskich UE, w tym również przez nasze ministerstwo rolnictwa, odnośnie do możliwości różnej interpretacji zapisów CETA w sprawie rozwijania współpracy UE – Kanada w obszarze biotechnologii i wzajemnej ochrony inwestycji KE podjęła w ostatnim czasie działania, aby wypracować wspólną deklarację strony unijnej i kanadyjskiej. Ma być ona dołączona do umowy i zawierać jednoznaczne potwierdzenie, że CETA nie narusza prawa stron do swobodnego regulowania kwestii w obszarach interesu publicznego, takich jak środowisko, zdrowie i bezpieczeństwo, nawet jeśli takie przepisy wywierałyby wpływ na dokonane inwestycje. Z ramienia polskiego rządu kwestię deklaracji koordynuje Ministerstwo Rozwoju.
Wszystkie unijne rządy są za podpisaniem umowy CETA, inaczej jest jednak ze społeczeństwami. Dla większości umowa jest papierkiem lakmusowym – jeśli zostanie podpisana, zwiększa to szanse na przyjęcie umowy o wolnym handlu TTIP z USA. Tej zaś, ze względu na potęgę gospodarczą Stanów Zjednoczonych, europejskie społeczeństwo obawia się bardziej.
Do przyjęcia porozumienia potrzebna będzie większość kwalifikowana. W praktyce oznacza to, że „za” musi być przynajmniej 16 z 28 państw Wspólnoty. Gdy tak się stanie i porozumienie zostanie przegłosowane przez Parlament Europejski, będzie ono mogło wejść tymczasowo w życie. Tymczasowe stosowanie umowy dotyczyć ma tylko relacji handlowych. Do czasu zatwierdzenia przez wszystkie kraje członkowskie zawieszona będzie inwestycyjna część umowy. Ostateczna decyzja należeć będzie jednak do parlamentów narodowych. Przewiduje się, że proces ratyfikacji we wszystkich państwach UE potrwa 2–3 lat.
dr Magdalena Szymańska