
Rolnicy z Ogólnopolskiego Oddolnego Protestu Rolników są zdumieni, że Polska Federacja Rolna, zrzeszająca grupę kilkuset dużych gospodarstw rolnych (głównie dużych spółek jak GoodValley) bierze udział w dyskusji na temat definicji rolnika aktywnego, która ma wskazać komu należą się dopłaty bezpośrednie po 2027 roku.
Przypomnijmy. Polska Federacja Rolna przesłała do resortu rolnictwa swoje stanowisko popierające "wyważoną i rzetelną definicję rolnika aktywnego". Według PFR dopłaty bezpośrednie powinny mieć charakter rozwojowy i wspierać inwestycje. – Z punktu widzenia gospodarstw towarowych płatności są często podstawą zabezpieczenia finansowego inwestycji oraz źródłem odporności na zmienność rynku – tłumaczy Federacja. Pisaliśmy o tym TUTAJ.
Rolnicy: definicja rolnika aktywnego nie może polegać na pompowaniu dopłat do dużych spółek
Zdaniem rolników z OOPR definicja aktywnego rolnika powinna dotyczyć jedynie gospodarstw rodzinnych.
– Polska Federacja Rolna twierdzi, że zrzesza 600 gospodarstw, a ja nie znam żadnego rolnika indywidualnego, który byłby w tej organizacji. Więc nie jest to głos rolników, tylko głos spółek. A definicja aktywnego rolnika ma służyć rolnikom indywidualnym – zaznacza Jakub Buchajczyk, rolnik z woj. zachodniopomorskiego i działacz OOPR.
Rolnicy z OOPR nie chcą, by beneficjentami zmian w definicji aktywnego rolnika stały się agrokorporacje, czyli duże spółki, gospodarujące na tysiącach hektarów.
– Definicja rolnika aktywnego nie może polegać na pompowaniu płatności z ekoschematów na rzecz dużych spółek, bo one zabierają nam, rolnikom indywidualnym, pieniądze – mówi Buchajczyk.
Rolnicy za limitem powierzchni do dopłat bezpośrednich
Dlatego OOPR wskazuje jednoznacznie, że powinien zostać przywrócony capping (mechanizm redukcji płatności dla dużych gospodarstw). Bo obecnie największymi odbiorcami dopłat bezpośrednich nie są rolnicy indywidualni, tylko duże firmy, niekiedy z zagranicznym kapitałem. To one przejadają najwięcej tego dopłatowego tortu. Na przykład Agrofirma Witkowo za 2023 rok otrzymała prawie 14 mln zł dopłat bezpośrednich, a Goodvalley Agro 13,7 mln zł.
– Trzeba przywrócić zasadę cappingu. Z jednej strony zgadzam się, iż dopłaty nie mogą mieć roli socjalnej, a powinny spełniać rolę prorozwojową, inwestycyjną. Ale z drugiej strony efektywność ekonomiczna, tak akcentowana w stanowisku Polskiej Federacji Rolnej, jako cecha przypisywana największym podmiotom, nie może być tu jedynym kryterium – ocenia Krzysztof Piech, rolnik z okolic Namysłowa, działacz OOPR.
W ocenie rolnika dopłaty powinny instrumentem wyrównującym szansy, a nie faworyzującym największych graczy na rynku, którzy często swoje pozycje budowali w oparciu o niskie wartości czynszów dzierżawnych, czy support zewnętrznego, niekiedy zagranicznego kapitału.
Dopłaty bezpośrednie tylko do 300 ha. "Inaczej dopłaty przelecą nam przez palce"
Dlatego zdaniem OOPR dopłaty bezpośrednie powinny otrzymywać gospodarstwa do 300 ha, by duże spółki nie odbierały pieniędzy rolnikom indywidualnym, tak jak ma to miejsce teraz. Weźmy na przykład ekoschematy: na dwa poprzednie nabory wniosków o ekoschematy ministerstwo przeznaczyło 2,4 mld zł z 4,3 mld zł dostępnych. Na nabory w 2025, 2026, 2027 roku zostało tylko 1,9 mld zł. Pieniędzy będzie więc dużo mniej, bo większość już została rozdystrybuowana, głównie do dużych gospodarstw. Wiceprezes ARiMR informował niedawno, że za 2024 rekordzista wziął dopłaty ekoschematowe do 33 tysięcy hektarów, na drugim miejscu znalazła się spółka, która otrzymała dopłaty do 20 tys. ha, a na trzecim – do 19 tys. ha.
– Dopóki capping nie wróci, dopłaty będą nam przez palce przelatywały. Jedna ze spółek mając 11 tysięcy hektarów wzięła dopłaty do 33 tysięcy ha, bo połączyła kilka eksochematów na tej powierzchni. Przez to budżet na ekoschematy na 2025-2027 został w dużej mierze wyczerpany. Dlatego naszym zdaniem dopłaty bezpośrednie, w tym jednolita płatność obszarowa, powinny być ograniczone do 300 ha. Albo wręcz jednolita płatność powinna zostać zlikwidowana na rzecz wyższych dopłat do ekoschematów – podkreśla Grzegorz Połeć, rolnik z OOPR.
W tej kwestii ministerstwo rolnictwa uczyniło już de facto pierwszy krok, bo od 2025 roku ekoschematy będą ograniczone do 300 ha. Ale pozostałe płatności nie będą limitowane. A to one stanowią większość budżetu dopłat bezpośrednich.
Czytaj także: Rolnik-rekordzista. Zgarnął potrójne dopłaty bezpośrednie
Pieniądze na inwestycje potrzebne gospodarstwom rodzinnym
Rolnicy w dyskusji o definicji aktywnego rolnika tłumaczą też, że duże spółki bez dopłat sobie poradzą, a mniejsze gospodarstwa nie. A przecież chodzi o to, żeby wspierać tych słabszych.
– Zgadzam się z Polską Federacją Rolną, że dopłaty powinny otrzymywać te gospodarstwa, które produkują na rynek. Tylko takie gospodarstwa powinny być rozwijane, a nie te sztucznie utrzymywane. Ale capping powinien być przywrócony, żeby pomóc tym rozwijającym się gospodarstwom. Przecież w porównaniu z dużymi spółkami mniejsze gospodarstwa mają całkiem inną sytuację. Im inwestycje w maszyny się tak szybko nie zawracają jak w dużych gospodarstwach. Poza tym mają bardzo tanie dzierżawy – mówi Stanisław Barna, rolnik z woj. zachodniopomorskiego, działacz OOPR.
Rolnik dodaje, że potrzebne są pilne zmiany w dystrybuowaniu dopłat i w poprawie opłacalności produkcji, bo kryzys w rolnictwie się pogłębia.
– Sam mam 400-hektarowe gospodarstwo. I od pandemii nie mam żadnej stabilizacji. Wszystko idzie na kredyty i raty. To nie jest normalne, że mając spore gospodarstwo codziennie od 5 lat martwię się o jutro. Ceny buraków spadają, a maszyny i nawozy pozostają bardzo drogie. To jest droga donikąd – ocenia Barna.
Rolnicy będą pracować w zespołach roboczych
Rolnicy mają nadzieję, że definicję rolnika aktywnego uda im się wypracować w zespołach roboczych powołanych przy ministerstwie rolnictwa. To ostatni moment na zajęcie się tą sprawą, by zdążyć do 2027 roku.
Generalnie rolnicy z OOPR zgadzają się z propozycją, by za aktywnego rolnika uznać tego, który posiada zwierzęta gospodarskie. Podkreślają jednak, że trzeba będzie to sprecyzować, żeby nie okazało się, że posiadacz ziemi utrzymujący jedną kozę zostanie uznany za rolnika aktywnego, a ten który ma 40 hektarów samych upraw i jest dwuzawodowcem już nie zmieści się w tej definicji.
– Będziemy wypracowywać w grupach roboczych propozycję definicji aktywnego rolnika. Będzie to trudne zadania, bo przede wszystkim nie możemy nikogo, kto faktycznie produkuje na rynek, wykluczać. Trzeba będzie też rozwiązać problem bezumownych dzierżaw. Bo w wielu rejonach kraju to właściciel ziemi składa wniosek o dopłaty, a nie rolnik faktycznie uprawiający tę ziemię – mówi Damian Murawiec, rzecznik prasowy OOPR.
Rolnicy przeciwni ukorporacyjnieniu polskiego rolnictwa
Krzysztof Piech podkreśla, że definicja rolnika aktywnego przez pryzmat korzyści powinna dotyczyć gospodarstw rodzinnych, zgodnych z ich definicją w Ustawie o Ustroju Rolnym, czyli do granicy 300 ha.
– A z całą odpowiedzialnością beneficjentami tego rozwiązania nie powinny stać się duże spółki – mówi i dodaje, że ukorporacyjnienie polskiego rolnictwa nie leży w interesie społecznym.
– Żywność produkowana w wielkich molochach mimo spełnienia np. norm emisyjnych nie musi mieć wiele wspólnego z naturalnymi sposobami produkcji, więc nie jest korzystna z konsumenckiego punktu widzenia – zaznacza Piech.
Kamila Szałaj