Firma montująca zapewniała nas, że instalacja pozwoli nam obniżyć koszty energii, a formalności związane z jej uruchomieniem będą znikome. Całość inwestycji wyceniono na 21 tys. zł. Była dotowana z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Wzięliśmy kredyt z Banku Ochrony Środowiska, do którego dopłacono nam 8 tys. zł. Tak wynikało z zasad udzielenia dotacji. Ten etap poszedł dość sprawnie – opowiada Maria Florczak z Mroczenia w południowej Wielkopolsce.
wybierz dwa...
Potem jednak zaczęła się batalia z energetyką o uruchomienie instalacji.
– Na początku był nawet problem z jej formalizacją w energetyce i zawarciem umowy. Mówiono nam, że będziemy dostawać faktury tylko za przesył, a ogólne rozliczenie co pół roku. W praktyce okazało się, że musieliśmy wystawiać raz na kwartał faktury za prąd, który wyprodukowaliśmy w nadmiarze i trafił do sieci. Chciano, abyśmy podawali, ile tego prądu zostało wyprodukowane. Skoro energetyka zamontowała licznik różnicowy i przychodził inkasent, który go odczytywał, to po co jeszcze mielibyśmy coś pisać? Przecież nie musimy się na tym znać – komentuje Jerzy Florczak. – Nie wspomnę już o dodzwonieniu się do energetyki i załatwieniu czegoś przez telefon: „Wybierz jeden, wybierz dwa...” – i tak bez końca, a jak wreszcie ktoś odebrał, to z reguły niekompetentny, sytuacja jak w jakimś kabarecie...
Cały artykuł przeczytacie Państwo w numerze 27/2016 "Tygodnika Poradnika Rolniczego".
Jeżeli jeszcze nie masz prenumeraty "Tygodnika Poradnika Rolniczego", możesz ją zamówić korzystając z zakładki Prenumerata, zadzwonić pod numer (61) 886 06 30 lub skorzystać z e-wydania.