– W tym roku w naszej okolicy jest wysyp ziemniaków, każdemu obrodziło. Średnio ziemniaka handlowego zbiera się z hektara ok. 50 t. Pośrednicy przyjeżdżają do gospodarstw i oferują nam za 15 kg worek 2–2,5 zł, to wychodzi niecałe 17 gr za kilogram. Na nasze zdziwienie: „Dlaczego tak mało?” reagują dość arogancko, mówiąc, że jak nie chcemy im sprzedać, pojadą do innych rolników. W pobliskim markecie natomiast za opakowanie 2 kg żądają 4,39 zł albo kuszą promocją 60% taniej i za kilogram każą płacić 1,99 zł – mówi Dawid Kiecka, podirytowany młody rolnik z Gaci Warckiej, zagłębia ziemniaczanego w byłym woj. sieradzkim.
Rolnik nie może uwierzyć, że podczas gdy on z ciężkim sercem sprzedawał ziemniaki na giełdzie w Kaliszu za 20 groszy, w pobliskiej Biedronce wystawiano je za ok. 2 zł/kg.
– To wręcz nieprzyzwoite, by pośrednicy i markety tyle na nas zarabiali. Ja nie chcę kokosów, ale żeby chociaż za worek 15 kilogramowy zapłacili mi 5 zł, to byłoby już coś – komentuje Dawid Kiecka.
Ponadto rolnik zwraca uwagę, iż ziemniaki, które są w sprzedaży w marketach nijak się mają do tego, co on zawozi na giełdę albo do hurtowni. Wiele mówi się o tym, iż spożycie ziemniaków w Polsce spada, bo zmieniają się preferencje żywieniowe, a tymczasem to, co oferuje większość marketów nie zachęca do kupna.
– Ziemniaki w sklepach często są brzydkie. Towar, jaki oferują, w porównaniu do ceny, nie zachęca do zakupu. Ludzie przywykli robić zakupy w dużych sklepach. Coraz rzadziej chodzą do małych sklepików, na targowiska. Odnoszę wrażenie, że nasz towar jest wywożony za granicę, a w kraju oferuje się ten, którego nie mogą u siebie sprzedać Niemcy, Holendrzy, itd. Dlaczego tego nikt nie kontroluje? Jeślibym się ja zdecydował na eksport ziemniaków, musiałbym spełnić szereg wymagań, wypełnić stos dokumentów – tłumaczy nasz rozmówca.
Kontrolą jakości importowanych towarów żywnościowych pochodzenia roślinnego zajmuje się Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa. Producenci ziemniaków z południa Polski, którzy skarżyli się na przywóz do Polski niskiej jakości ziemniaków z Rumunii, już przekonali się, że ta instytucja nie jest w stanie niczego potwierdzić. To samo dotyczy producentów zbóż, którzy narzekają na import z Ukrainy ziarna niespełniającego wymogów jakościowych, Nasz resort rolnictwa zasłania się tym, iż obrót handlowy ziemniakami na terenie UE podlega prawom swobodnego przepływu towarów i usług. Jeżeli ziemniaki spełniają określone, wspólne dla UE wymagania, to mogą być bez przeszkód oferowane do sprzedaży w całej Unii.
To, że Polska niepotrzebnie sprowadza ziemniaki, podczas gdy jesteśmy jednym z większych ich producentów w Unii, nie jest żadną tajemnicą. Jak tłumaczy Wojciech Nowacki, prezes stowarzyszenia Polski Ziemniak, dotyczy to zwłaszcza młodych ziemniaków, ale także późnych, pochodzących z chłodni, zaprawionych przeciw kiełkowaniu, które trafiają do sieci handlowych.
Z danych GUS za pierwsze półrocze bieżącego roku wynika, iż do Polski przyjechało ok. 34 tys. t młodych ziemniaków, z kraju wyjechało zaś w tym czasie jedynie 1,3 tys. t młodych ziemniaków. Największymi dostawcami młodych bulw na polski rynek są Grecja, Hiszpania i Cypr. Porównując masę wwiezionego towaru z jego wartością otrzymujemy, ile średnio płacimy za kilogram takiego importu. Okazuje się, że greckie ziemniaki kosztowały 1,33 zł/kg, hiszpańskie 66 gr/kg, a cypryjskie 2,2 zł/kg. W drugim półroczu ub.r. natomiast do Polski wjechało prawie 39,5 tys. t ziemniaków (w tym również do produkcji skrobi), a wyjechało zaledwie 18,5 tys. t za 13,3 mln zł (ok. 72 gr/kg). Największym i niekwestionowanym liderem wśród dostawców były Niemcy. Z tego kraju sprowadziliśmy ponad 16,7 tys. t ziemniaków za kwotę 18,3 mln zł (zapłaciliśmy za nie średnio 1,1 zł/kg). Około 5,7 tys. t ziemniaków przyjechało z Holandii (1,27 zł/kg), a 3,3 tys. t z Francji (1,3 zł/kg).
Zaprezentowane ceny są zdecydowanie wyższe od tych, jakie za ziemniaki w kraju otrzymuje nasz rozmówca, skoro tyle ich wjeżdża, opłaca się je sprowadzać. To pokazuje tylko, jak niedocenieni są nasi producenci.
– Dlaczego w marketach nie ma oddzielnych, wyraźnie oznaczonych stoisk z polskimi ziemniakami? Dlaczego rząd nie potrafi o to zadbać? – pyta Dawid Kiecka.
Z wyliczeń dr Wojciecha Nowackiego wynika, iż handel detaliczny zarabia na ziemniaku sześć razy tyle, ile za ziemniaki otrzymuje ich producent.
– Handlarze nie liczą się z naszymi kosztami, nie liczą naszej pracy, kosztów produkcji. Za tonę sadzeniaków płacę 1,5 tys. zł, za wczesne holenderskie odmiany typu Rivera, Carera – 2,8 tys. zł. Przy wczesnych odmianach do kosztów produkcji dochodzi jeszcze folia – 3 tys. zł/ha. A dobra cena za wczesne ziemniaki utrzymuje się u nas maksymalnie dwa tygodnie – mówi Kiecka.
Kupcy na giełdach tylko czekają, aż rolnicy się ugną i zejdą z ceny.
– Gdybym zaoferował za 15 kg poniżej 2 zł, od razu by kupili, ale nie możemy przecież dokładać do interesu. Niektórzy zdesperowani rolnicy są już skłonni pójść na taki układ. Jak jednak zaczniemy tak robić, do niczego dobrego nie doprowadzimy, będzie to tylko sygnałem dla nabywców, że mogą robić z nami co chcą – przekonuje Dawid Kiecka.
Z relacji rolnika wynika, iż są odbiorcy, którzy oferują lepszą cenę, ale na płatność trzeba czekać do 150 dni, niektórym za zeszłoroczne ziemianki zapłacono po roku.
Kiedyś do rolników spod Sieradza odbiorcy przyjeżdżali sami.
– Tak jak my dzisiaj czekamy na giełdzie nawet dwa dni na klienta, tak jeszcze 10 lat temu tiry czekały przed gospodarstwami na nasze ziemniaki – komentuje Kiecka.
Rolnicy zdają sobie sprawę z tego, że w porównaniu do innych unijnych krajów w Polsce jest niska koncentracja produkcji ziemniaków. Wielu naszych rolników stawia jednak na poprawę wydajności i jakość. Jeśli jednak nie będzie partnerskiej współpracy pomiędzy producentami ziemniaka a firmami handlowymi i przetwórczymi, spadnie zainteresowanie tym kierunkiem produkcji, a tacy producenci jak Dawid Kiecka, który uprawia 8 ha ziemniaków, zamiast się rozwijać, po prostu się zwiną, a obcym marketom będzie to zapewne i na rękę. Ale nie o to chodzi!
Rolnik nie może uwierzyć, że podczas gdy on z ciężkim sercem sprzedawał ziemniaki na giełdzie w Kaliszu za 20 groszy, w pobliskiej Biedronce wystawiano je za ok. 2 zł/kg.
Kto na tym tyle zarabia?
– To wręcz nieprzyzwoite, by pośrednicy i markety tyle na nas zarabiali. Ja nie chcę kokosów, ale żeby chociaż za worek 15 kilogramowy zapłacili mi 5 zł, to byłoby już coś – komentuje Dawid Kiecka.
Ponadto rolnik zwraca uwagę, iż ziemniaki, które są w sprzedaży w marketach nijak się mają do tego, co on zawozi na giełdę albo do hurtowni. Wiele mówi się o tym, iż spożycie ziemniaków w Polsce spada, bo zmieniają się preferencje żywieniowe, a tymczasem to, co oferuje większość marketów nie zachęca do kupna.
– Ziemniaki w sklepach często są brzydkie. Towar, jaki oferują, w porównaniu do ceny, nie zachęca do zakupu. Ludzie przywykli robić zakupy w dużych sklepach. Coraz rzadziej chodzą do małych sklepików, na targowiska. Odnoszę wrażenie, że nasz towar jest wywożony za granicę, a w kraju oferuje się ten, którego nie mogą u siebie sprzedać Niemcy, Holendrzy, itd. Dlaczego tego nikt nie kontroluje? Jeślibym się ja zdecydował na eksport ziemniaków, musiałbym spełnić szereg wymagań, wypełnić stos dokumentów – tłumaczy nasz rozmówca.
Dawid Kiecka twierdzi, iż obecny podział zysku z produkcji ziemniaków pomiędzy pośredników i markety z pominięciem rolnika jest nie do zaakceptowania
Kontrolą jakości importowanych towarów żywnościowych pochodzenia roślinnego zajmuje się Państwowa Inspekcja Ochrony Roślin i Nasiennictwa. Producenci ziemniaków z południa Polski, którzy skarżyli się na przywóz do Polski niskiej jakości ziemniaków z Rumunii, już przekonali się, że ta instytucja nie jest w stanie niczego potwierdzić. To samo dotyczy producentów zbóż, którzy narzekają na import z Ukrainy ziarna niespełniającego wymogów jakościowych, Nasz resort rolnictwa zasłania się tym, iż obrót handlowy ziemniakami na terenie UE podlega prawom swobodnego przepływu towarów i usług. Jeżeli ziemniaki spełniają określone, wspólne dla UE wymagania, to mogą być bez przeszkód oferowane do sprzedaży w całej Unii.
Mamy swoje, a sprowadzamy
To, że Polska niepotrzebnie sprowadza ziemniaki, podczas gdy jesteśmy jednym z większych ich producentów w Unii, nie jest żadną tajemnicą. Jak tłumaczy Wojciech Nowacki, prezes stowarzyszenia Polski Ziemniak, dotyczy to zwłaszcza młodych ziemniaków, ale także późnych, pochodzących z chłodni, zaprawionych przeciw kiełkowaniu, które trafiają do sieci handlowych.
Z danych GUS za pierwsze półrocze bieżącego roku wynika, iż do Polski przyjechało ok. 34 tys. t młodych ziemniaków, z kraju wyjechało zaś w tym czasie jedynie 1,3 tys. t młodych ziemniaków. Największymi dostawcami młodych bulw na polski rynek są Grecja, Hiszpania i Cypr. Porównując masę wwiezionego towaru z jego wartością otrzymujemy, ile średnio płacimy za kilogram takiego importu. Okazuje się, że greckie ziemniaki kosztowały 1,33 zł/kg, hiszpańskie 66 gr/kg, a cypryjskie 2,2 zł/kg. W drugim półroczu ub.r. natomiast do Polski wjechało prawie 39,5 tys. t ziemniaków (w tym również do produkcji skrobi), a wyjechało zaledwie 18,5 tys. t za 13,3 mln zł (ok. 72 gr/kg). Największym i niekwestionowanym liderem wśród dostawców były Niemcy. Z tego kraju sprowadziliśmy ponad 16,7 tys. t ziemniaków za kwotę 18,3 mln zł (zapłaciliśmy za nie średnio 1,1 zł/kg). Około 5,7 tys. t ziemniaków przyjechało z Holandii (1,27 zł/kg), a 3,3 tys. t z Francji (1,3 zł/kg).
Zaprezentowane ceny są zdecydowanie wyższe od tych, jakie za ziemniaki w kraju otrzymuje nasz rozmówca, skoro tyle ich wjeżdża, opłaca się je sprowadzać. To pokazuje tylko, jak niedocenieni są nasi producenci.
– Dlaczego w marketach nie ma oddzielnych, wyraźnie oznaczonych stoisk z polskimi ziemniakami? Dlaczego rząd nie potrafi o to zadbać? – pyta Dawid Kiecka.
Konieczna współpraca
Z wyliczeń dr Wojciecha Nowackiego wynika, iż handel detaliczny zarabia na ziemniaku sześć razy tyle, ile za ziemniaki otrzymuje ich producent.
– Handlarze nie liczą się z naszymi kosztami, nie liczą naszej pracy, kosztów produkcji. Za tonę sadzeniaków płacę 1,5 tys. zł, za wczesne holenderskie odmiany typu Rivera, Carera – 2,8 tys. zł. Przy wczesnych odmianach do kosztów produkcji dochodzi jeszcze folia – 3 tys. zł/ha. A dobra cena za wczesne ziemniaki utrzymuje się u nas maksymalnie dwa tygodnie – mówi Kiecka.
Kupcy na giełdach tylko czekają, aż rolnicy się ugną i zejdą z ceny.
– Gdybym zaoferował za 15 kg poniżej 2 zł, od razu by kupili, ale nie możemy przecież dokładać do interesu. Niektórzy zdesperowani rolnicy są już skłonni pójść na taki układ. Jak jednak zaczniemy tak robić, do niczego dobrego nie doprowadzimy, będzie to tylko sygnałem dla nabywców, że mogą robić z nami co chcą – przekonuje Dawid Kiecka.
Kilogram ziemniaków w Biedronce w miejscowości Warta kosztuje prawie tyle, ile rolnik dostaje za 15 kg
Z relacji rolnika wynika, iż są odbiorcy, którzy oferują lepszą cenę, ale na płatność trzeba czekać do 150 dni, niektórym za zeszłoroczne ziemianki zapłacono po roku.
Kiedyś do rolników spod Sieradza odbiorcy przyjeżdżali sami.
– Tak jak my dzisiaj czekamy na giełdzie nawet dwa dni na klienta, tak jeszcze 10 lat temu tiry czekały przed gospodarstwami na nasze ziemniaki – komentuje Kiecka.
Rolnicy zdają sobie sprawę z tego, że w porównaniu do innych unijnych krajów w Polsce jest niska koncentracja produkcji ziemniaków. Wielu naszych rolników stawia jednak na poprawę wydajności i jakość. Jeśli jednak nie będzie partnerskiej współpracy pomiędzy producentami ziemniaka a firmami handlowymi i przetwórczymi, spadnie zainteresowanie tym kierunkiem produkcji, a tacy producenci jak Dawid Kiecka, który uprawia 8 ha ziemniaków, zamiast się rozwijać, po prostu się zwiną, a obcym marketom będzie to zapewne i na rękę. Ale nie o to chodzi!
dr Magdalena Szymańska