Ponad 30 hektarów gospodarstwa ekologicznego na Lubelszczyźnie
Robert Kuryluk wraz z żoną Moniką prowadzą gospodarstwo, które jest ekologiczne od 1995 roku. Robert jest już czwartym pokoleniem, które gospodarzy na tych gruntach. Są nastawieni na produkcję roślinną, uprawiają obecnie 33 ha. Gospodarze mają też niewielkie stado kur.
Wśród upraw wyróżniają się:
- fasola,
- dynie,
- pszenica orkiszowa,
- żyto,
- gryka,
- seradela na nasiona,
- kozłek lekarski.
Rolnicy mają stały kontakt z kolegami po fachu. Nie ogranicza się on tylko do rolników z regionu. Wymieniają się poglądami i doświadczeniami z ekologami z całej Polski oraz z zagranicy. Odwiedzili wiele gospodarstw ekologicznych w Szwajcarii, Austrii, Niemczech. Są stałymi bywalcami targów żywności ekologicznej, w tym targów Biofach w Norymberdze – największych targów ekologicznych w Europie. Do lubelskiego EKOLANDU należy kilkanaście gospodarstw. Mają różne specjalizacje i różną wielkość. Wszyscy oprócz unijnych certyfikatów spełniają również kryteria narzucone przez stowarzyszenie.
Na czym polega RWS, czyli Rolnictwo Wspierane przez Społeczność?
– Część z nas sprzedaje swoje produkty na biobazarach w Warszawie i Lublinie, niektórzy jeżdżą nawet do Katowic. W naszym stowarzyszeniu mamy też gospodarstwa, które działają na zasadach RWS, czyli Rolnictwa Wspieranego przez Społeczność. Polega to na tym, iż wokół gospodarstwa skupiona jest pewna liczba konsumentów, którzy w okresie przedwiośnia wpłacają rolnikom określoną sumę pieniędzy, a potem w sezonie wegetacyjnym sukcesywnie odbierają w ramach wpłaconego abonamentu produkty. Dzięki temu rolnik może zaplanować produkcję, zakupić środki produkcji, a konsument ma zapewniony towar – wyjaśnia rolnik.
Gospodarstwo ekologiczne i własna firma pozwala sprzedawać żywność w całym kraju i zagranicę
My wybraliśmy jeszcze inny model funkcjonowania na rynku. Ponad dwa lata temu otworzyliśmy działalność gospodarczą, co pozwala nam na sprzedaż produktów przetworzonych, takich jak olej dyniowy, mąki, kasze czy sok jabłkowo-dyniowy. Dzięki temu sprzedajemy nasze produkty nie tylko wysyłkowo w całym kraju, ale i za granicę – relacjonuje pan Robert.
Rolnicy zastanawiali się nad uruchomieniem rolniczego handlu detalicznego. Ma on jednak dwa ograniczenia: zasięg terytorialny sprzedaży oraz limity ilościowe. Bez rynku zbytu funkcjonowanie rolników ekologicznych nie jest możliwe.
– Zawsze mówimy naszym klientom, że dzięki nim nasza praca ma sens. Nie jest to bynajmniej żaden slogan. Nie prowadzimy produkcji ekologicznej tylko dlatego, że są do niej unijne dopłaty – komentuje nasz rozmówca.
Obecnie jest ogromne zainteresowanie żywnością ekologiczną z polskich gospodarstw
Produkcja ekologiczna w Polsce nie jest jeszcze tak rozwinięta, jak chociażby w Niemczech. Według danych IHARS, na koniec 2020 roku produkcją ekologiczną oraz ekologicznym przetwórstwem zajmowało się w Polsce około 19,7 tys. gospodarstw. Dla porównania – w 2014 roku było ich ponad 25 tys. Natomiast jak podkreśla Kuryluk, zapotrzebowanie na tego typu produkty jest ogromne.
– Nie nadążamy z produkcją. Klienci ciągle dzwonią, pytają, a nam już skończyły się na przykład mąki. Nie opieramy się wyłącznie na produktach z własnego gospodarstwa. Kupujemy je też od okolicznych rolników ekologicznych. Traktujemy tę współpracę jako pewien krok naprzód. Wytworzenie więzi ekonomiczno-handlowych jest bardzo ważne, daje poczucie stabilności zarówno nam, jak i tym rolnikom. Jednak to ciągle za mało, aby pokryć popyt – mówi Kuryluk.
W odczuciu naszego rozmówcy nie należy się obawiać, iż rolnicy produkujący ekologicznie, nawet jeśli będzie ich więcej, będą mieli problem ze zbytem swoich produktów. Nic jednak nie przychodzi samo.
Jak rolnicy mogą osiągnąć sukces prowadząc gospodarstwo ekologiczne?
– Gospodarze muszą postawić na marketing, tego powinni się nauczyć. Trzeba wyjść ze swoimi produktami poza gospodarstwo, odpowiednio je zaprezentować. My zbudowaliśmy nasz rynek zbytu poprzez uczestnictwo w przeróżnych spotkaniach branżowych typu konferencje, seminaria. Jeździliśmy na targi. Potem zaczęliśmy wykorzystywać do tego również stronę internetową naszego stowarzyszenia, na której zamieszczamy profile członków. Jest tam też nasze gospodarstwo – wyjaśnia pan Robert.
Gdy nasz rozmówca rozpoczynał przygodę z ekologią, jeszcze w latach 90. ubiegłego wieku, znajdował odbiorców głównie za granicą. Z czasem jednak jego produktami zaczęły się interesować przetwórnie i hurtownie w Polsce.
– Od dwóch lat obserwujemy intensywny rozwój sprzedaży bezpośredniej do klienta. Wielu z nich przyjeżdża do nas do gospodarstwa. W przypadku większych zamówień dowozimy też towar sami. W czasie pandemii rozwinęła się też mocno sprzedaż wysyłkowa. Co jednak nas najbardziej cieszy, to to, że wśród odbiorców naszych produktów coraz więcej jest klientów lokalnych. Przez wiele lat nie wierzyłem w to, że będą u nas kupować nasi bliżsi i dalsi sąsiedzi. To jest przyszłość – podkreśla z radością nasz rozmówca.
W ocenie rolnika produkty ekologiczne muszą być dystrybuowane poprzez nieco inne kanały niż żywność produkowana konwencjonalnie. Sieci handlowe nie są dobrym wyborem, ale biobazary, specjalistyczne sklepy, lokalne targowiska, jarmarki, sprzedaż bezpośrednia – już tak. Poprzez sprzedaż w marketach nie buduje się więzi z odbiorcą, a to w przypadku żywności jest bardzo ważne.
– Wzorem naszych kolegów z Zachodu wykorzystujmy do handlu towarami ekologicznymi miejskie skwery, place. Wyznaczmy dni, w których przyjeżdżają na nie tylko rolnicy ekologiczni, przyzwyczajajmy do tego odbiorców. Wspierajmy żłobki, przedszkola, szkoły, urzędy, szpitale, by mogły kupować nasze produkty – kieruje apel do rządzących przewodniczący lubelskiego EKOLANDU.
Dotacje dla gospodarstw ekologicznych to nie wszystko
Z produkcją ekologiczną wiążą się wyższe nakłady i często niższe plony. Wspieraniu dochodów z tej produkcji służą m.in. dopłaty do produkcji ekologicznej z PROW. Od tego roku zostały one zresztą zwiększone. Nie ma też obowiązywać limit powierzchni.
– Dopłaty są istotnym elementem wspierania rozwoju gospodarstw ekologicznych, ale my nigdy nie uzależnialiśmy naszego funkcjonowania od dotacji. Staramy się tak prowadzić produkcję, aby, jeżeli jest to możliwe, plony nie były niższe niż w rolnictwie konwencjonalnym. W niektórych uprawach udaje się nam nawet uzyskiwać wyższe. Metoda, aby to osiągać, wbrew pozorom, jest dość prosta – podkreśla nasz rozmówca.
Grunty w gospodarstwie Kuryluków są uprawiane metodami ekologicznymi już od wielu lat. Gleby, na których gospodarują, są średniej jakości, przeważają słabsze. Gospodarze stosują jednak bardzo urozmaicony płodozmian, uprawiają rośliny motylkowate, aplikują nawozy organiczne.
– W stosunku do rolników konwencjonalnych musimy o wiele większą wagę przykładać do profilaktyki, nie mamy bowiem możliwości szybkiej reakcji poprzez wjazd na pole ze środkiem ochrony roślin. Sporo prac wykonujemy ręcznie, co generuje wysokie koszty. Wiele gospodarstw ekologicznych boryka się z problem braku rąk do pracy. Niektórzy radzą sobie, zatrudniając sezonowych pracowników z Ukrainy, a nawet Białorusi.
Może pewnym wsparciem okaże się tutaj planowana pomoc w ramach Krajowego Planu Strategicznego, według którego ma być realizowane wsparcie z nowej WPR od 2023 roku. Przypomnijmy, iż zgodnie z przyjętym Zielonym Ładem ma być ona bardziej nastawiona na ochronę środowiska i klimatu, co powinno sprzyjać rozwoju produkcji ekologicznej. Co więcej, założono, iż do 2030 roku co najmniej 25% gruntów rolnych w Unii Europejskiej ma być przeznaczone na rolnictwo ekologiczne.
– Mając wieloletnie doświadczenie w prowadzeniu gospodarstwa ekologicznego, nie wierzę, że ten cel we wszystkich unijnych krajach, a tym bardziej w Polsce, zostanie osiągnięty. Nie mogę sobie wyobrazić, aby nagle co czwarty rolnik na wsi zaczął zajmować się produkcją ekologiczną. Jakie mechanizmy wsparcia musiałyby być uruchomione, aby przekonać rolników do takiej produkcji? Pomimo że dotacje zostały zwiększone, liczba gospodarstw ekologicznych nie wzrasta, a wręcz maleje – zauważa Kuryluk.
Biurokracja największą przeszkodą w rozwoju rolnictwa ekologicznego
Do pozostawania w ekologicznym systemie produkcji rolników niewątpliwie zniechęca biurokracja. Nasz rozmówca poznał wielu gospodarzy, którzy już nie mogą się doczekać, by po zakończeniu pięcioletnich zobowiązań wynikających z unijnych programów powrócić do produkcji konwencjonalnej.
– Są to szczególnie nieduże gospodarstwa położone w południowej części kraju. Niestety, dotyczy to także gospodarstw, a nawet głównie tych, w których są utrzymywane różne gatunki zwierząt. To, co mogłoby być ich atutem, w przypadku kontroli, jest wielkim obciążeniem. Marzeniem byłoby mieć w pobliżu ekologicznego producenta zwierząt, od którego można by wziąć obornik, np. w zamian za słomę. Niestety, wiele przepisów nie ma przełożenia na warunki, jakie panują w takich gospodarstwach, są one oderwane od rzeczywistości, a urzędnicy rzadko bywają elastyczni. Zazdroszczę bardzo moim kolegom ekologom z Austrii, Niemiec. Oni nie mają takich problemów – komentuje nasz rozmówca.
To, że w takich krajach, jak Niemcy, Austria, Włochy, rolnicy nie mają problemów z biurokracją jak w Polsce, może wynikać z tego, że tam gospodarstwa ekologiczne rozwijają się już od dawna. Przywykli do nich zarówno konsumenci, jak i urzędnicy. A to, że warunki do funkcjonowania tego typu gospodarstw są lepsze, znajduje odzwierciedlenie chociażby w statystykach. W Polsce produkcją ekologiczną zajmuje się zaledwie 3,5% gospodarstw, u naszych zachodnich sąsiadów o ponad 100% więcej, podobnie jest we Francji. We Włoszech około 15%, a w Austrii ponad 25%.
Wciąż brakuje fachowego doradztwa dla rolników ekologicznych
Takich wyników kraje te nie osiągnęłyby też, gdyby rolnicy nie mieli dostępu do fachowego doradztwa. U nas cały czas to kuleje. Często wsparcie doradcy kończy się na wypełnieniu wniosku o dopłaty. A to dopiero początek trudnej drogi. Grunty zamiast służyć produkcji ekologicznej, są wykorzystywane tylko do otrzymywania dopłat, ale i te można stracić, gdy wszystko wymyka się rolnikom spod kontroli. Od ograniczenia zabiegów agrotechnicznych, stosowania nawozów czy środków ochrony roślin do produkcji ekologicznej droga daleka.
– Nie wyobrażam sobie rozpoczynania przygody z produkcją ekologiczną bez merytorycznego przygotowania. Szkoda, że nie inwestujemy w tego typu doradztwo, nie rozwijamy takich kierunków na poziomie szkolnictwa zawodowego. Nie wspieramy tworzenia lub robimy to na zbyt małą skalę uniwersytetów ludowych, które by zajmowały się praktycznym szkoleniem przyszłych rolników ekologicznych – zwraca uwagę Robert Kuryluk.
Aby rolnictwo ekologiczne w Polsce mogło się rozwijać, rolnicy ekologiczni muszą się zrzeszać. W krajach, w których takich gospodarstw jest najwięcej, za takimi rolnikami stoją silne organizacje branżowe. Nie tylko reprezentują ich podczas stanowienia prawa, ale także wspierają na etapie produkcji i promocji.
Magdalena Szymańska