W związku z kryzysem na rynku zbóż PiS obiecał rolnikom dopłaty do pszenicy, tak żeby za tonę otrzymali minimum 1400 zł. Wsparcie będzie wyliczane indywidualnie, w zależności od ceny, jaką uzyskają w skupie.
Powszechny skup zboża pochłonąłby 2,5 mld zł. „Skąd minister weźmie takie pieniądze?”
Obecnie, w zależności od regionu Polski stawki za pszenicę wahają się od 850 do 1100 zł. To oznacza, że rząd będzie musiał przygotować naprawdę duży worek pieniędzy, żeby wypłacić rekompensaty – średnio do tony będzie musiał dołożyć 450-500 zł. A ponieważ wsparciem mają zostać objęte także inne gatunki, m.in. pszenżyto i jęczmień, do skupienia w tej formule może być nawet 5 mln ton.
- Jeśli będzie 500 zł dopłaty, a ma być skupione 5 milionów ton, to na ten program pójdzie 2,5 mld zł. Ja chciałbym usłyszeć od ministra rolnictwa, skąd weźmie takie pieniądze. Przecież ta kwota jest kompletnie nierealna do zrealizowania. W mojej ocenie powszechny skup zboża to hasło rzucone dla uspokojenia rolników – mówi w rozmowie z nami prof. Sławomir Kalinowski z Instytutu Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN.
A przypomnijmy, że PiS obiecał rolnikom nie tylko skup zboża z dopłatą, ale także kontynuację programu dopłat do nawozów i podniesienie stawki zwrotu akcyzy za paliwo rolnicze. Na to też potrzebne są kolejne miliardy.
Dopłaty do zbóż zachęcą do sprowadzania tańszego zboża
Ale gigantyczne pieniądze na dopłaty to tylko wierzchołek góry problemów, jakie stwarza powszechny skup zbóż.
Przede wszystkim istnieje bardzo duże ryzyko, że dopłaty zachęcą do sprowadzania tańszego zboża, np. z Czech i Słowacji i sprzedawania go drożej w polskim skupie z wyrównaniem ceny do 1400 zł/t.
- Niestety, dopłaty do zbóż mogą zachęcić niektóre podmioty do sprowadzania tańszego zboża do Polski i zarabiania na tym procederze – mówi prof. Kalinowski.
Szmulewicz: będziemy dopłacać do ukraińskiego zboża
Takie same obawy ma Wiktor Szmulewicz, prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych. W jego ocenie może to stworzyć przestrzeń do spekulacji na rynku.
- Boję się, że będziemy tak naprawdę dopłacać do ukraińskiego zboża. Bo przecież niewykluczone, że niektóre podmioty zaczną skupować zboże od ukraińskich handlarzy, nawet przez inne kraje i wstawiać jako swoje – zaznacza w rozmowie z nami Szmulewicz.
Dodaje, że dopłaty do zbóż mogą spowodować gwałtowny spadek cen w skupie.
- Skupy mogą zaoferować niższe ceny. Wyjdą z założenia, że rolnik i tak będzie chciał sprzedać zboże, bo przecież dostanie wyrównanie. Pamiętajmy, że już sama zapowiedź uruchomionych w tamtym tygodniu dopłat do kukurydzy i pszenicy spowodowała gwałtowne obniżki – zaznaczył Szmulewicz.
„Polski rząd da dotacje hiszpańskim rolnikom”
Spadku cen przez dopłaty do zbóż obawia się także Marcin Szarejko, rolnik i delegat Podlaskiej Izby Rolniczej. Na poniedziałkowym spotkaniu z wojewodą lubelskim alarmował, że Hiszpanie i Duńczycy już zacierają ręce na tanie zboże z Polski.
- My to tanie zboże wywieziemy do Hiszpanii i Danii. Tamtejsi rolnicy skarmią nim świnie, a potem je przywiozą do Polski. I w ten sposób polski rząd da dotacje hiszpańskim rolnikom – mówił Szarejko.
Gdzie wsypiemy zboże ze żniw, skoro mamy pełne magazyny?
Eksperci alarmują też, że Polska nie ma gdzie przechować skupionego w tej formule ziarna, bo silosy i magazyny są wypełnione ziarnem pod sufit.
- Absolutnie nie mamy gdzie tego zboża przetrzymać. Dysponujemy powierzchnią magazynową ok. 9-10 mln ton, ale zboża mamy już o wiele więcej, a przecież za chwilę rozpoczną się żniwa, które mają dać w tym roku rekordowo wysokie zbiory – mówi profesor Kalinowski.
Minister rolnictwa Robert Telus przekonywał co prawda, że wprowadza dopłaty, żeby rolnicy nie trzymali ziarna w magazynach, tylko je sprzedawali, bo „eksporterzy mają kontrakty i czekają na zboże”. Ale nawet jeśli zboże skupione od rolników miałoby trafić na eksport, to przecież nie od razu na statek czy tira. Gdzieś do czasu wywozu trzeba będzie je przetrzymać.
Dopłaty do zbóż hamują eksport. „Niepewność cen i dostaw”
I tu dochodzimy do kolejnego problemu w kwestii zboża, czyli eksportu. Dopłaty do zbóż na razie hamują wywóz. Nie są znane szczegóły tego wsparcia, więc producenci i eksporterzy nie mają jak planować dostaw zboża celem wywozu z kraju.
Izba Zbożowo-Paszowa alarmuje, że w obecnej sytuacji otrzymuje sygnały z rynków światowych i od eksporterów, że "nie składa się ofert na eksport polskiego zboża ze względu na niepewność co do cen ani dostaw”.
Tym bardziej może się więc okazać, że obiecywane przez ministra Telusa „wypchnięcie” 3-4 mln ton przez 3 miesiące z Polski to jedynie pobożne życzenie, bo już wiadomo, że w tak krótkim czasie nie uda się tego zrobić.
- Od 1 lipca do UE wjechało rekordowe 21,7 mln ton kukurydzy(+9 mln ton r/r). To odpowiedź na pytanie, dlaczego nie ma popytu na polską kukurydzę w UE. Nie wiem, jak minister chce wywieźć 3-4 mln ton zbóż do żniw, tym bardziej, że większość zapasów stanowi kukurydza – skomentował na Twitterze analityk rynkowy Mirosław Marciniak z Infograin.
Prof. Kalinowski: rząd tylko sypie dopłaty, a silosów i terminala zbożowego nadal nie ma
Prof. Kalinowski też przyznaje, że nawet jeśli rząd dopłaci do zboża z myślą o szybkim eksporcie, to jego wywóz nie będzie możliwy, bo nasze porty mają za małą przepustowość - są przystosowane do wielkości eksportu krajowego ziarna, a razem z ukraińskim do wywiezienia mamy dużo więcej.
- Miał być zbudowany terminal zbożowy, jednak nadal go nie ma. Rząd tylko sypie pieniądze na dopłaty. Ale efektów brak, bo ciągle nie mamy silosów ani magazynów, ciągle nie mamy pomysłów na rolnictwo i ciągle boimy się odebrać pieniądze z WPR „rolnikom na papierze”. A przecież 600-700 tys. beneficjentów dopłat bezpośrednich nic nie produkuje na rynek – są tylko posiadaczem ziemi – zauważył Kalinowski.
Piątkowska: Ukraina, nawet w stanie wojny, stawia nowe silosy, a my nie
Z kolei Monika Piątkowska, prezes Izby Zbożowo-Paszowej zwraca uwagę, że eksport blokuje nie tylko niska przepustowość portów, ale także brak uzgodnień fitosanitarnych i zbyt mały transport kolejowy.
- Nawet Ukraina, kraj w stanie wojny, rozbudowuje infrastrukturę kolejową i stawia nowe silosy, a my nie – zaznaczyła Piątkowska w News24.
Są chętni na polskie zboże, ale trzeba ich znaleźć
Po sobotniej konwencji PiS rzeczywiście trudno oprzeć się wrażeniu, że rząd zajmuje się głównie polityką i rzucaniem haseł miłych dla ucha wyborcy. Zapomina przy tym o niezbędnych inwestycjach w infrastrukturę eksportową i szukaniu nowych rynków zbytu, bez których zboża wywieźć się po prostu nie da.
- I na bliskim wschodzie, i w Afryce znaleźlibyśmy kupców, ale czy któryś z ministrów o to zabiegał? Nie, my wolimy w Brukseli powołać wyimaginowane biuro, zajmujące się promocją przedsiębiorczości. A przecież gdyby te ogromne pieniądze zainwestować w poszukiwania i namawianie krajów afrykańskich do kupna zboża od nas zamiast od Rosji, to dziś problem byłby mniejszy – ocenił Kalinowski.
Rolnicy idą na zderzenie z potężną katastrofą w żniwa
Niestety, wszystko wskazuje na to, że prawdziwy kryzys dopiero przed nami. Jeśli zgodnie z przewidywaniami ekspertów nie uda się wywieźć zboża z Polski do żniw, czeka nas katastrofa, zwłaszcza, że tegoroczne zbiory mają być rekordowe. Skoro w naszych magazynach jest ponad 10 mln ton zboża, a eksport kuleje, to gdzie schowamy 35 mln ton, które zbierzemy latem?
- Polska w tych działaniach jest spóźniona o rok. Spójrzmy prawdzie w oczy: rolnicy idą na zderzenie z potężną katastrofą w żniwa. Nie dość, że nie będzie gdzie przechować tego zboża, to jeszcze będzie ciężko je sprzedać – zaznacza Kalinowski.
Ekspert podkreśla, że rolnicy woleliby normalnie pracować w swoich gospodarstwach, uzyskując godziwe ceny skupu, zamiast otrzymywać od państwa kolejne dopłaty.
- Zamiast myśleć perspektywicznie na 5-10 lat do przodu, kolejni ministrowie usiłują do siebie przekonać rolników. Myślą, że jałmużna w postaci dopłat załatwi sprawę, a to nieprawda. Ci rolnicy, którzy strajkują np. w Szczecinie mają duże pola. Oni nie chcą żadnej jałmużny. Chcą po prostu normalnie funkcjonować w przewidywalnych warunkach – ocenia Kalinowski.
Kamila Szałaj