Tiry z sianem i sianokiszonką z Mazowsza wsparły rolników, którzy ucierpieli na skutek powodzi
Jako pierwsze z pomocą swoim rolnikom pospieszyły spółdzielnie mleczarskie funkcjonujące na południu Polski. Grupa Mlekovita poprzez zakład w Kamiennej Górze na Dolnym Śląsku, a OSM Koło przez zakład w Grodkowie na Opolszczyźnie.
– Jesteśmy podbudowani faktem, że Dariusz Sapiński, prezes Grupy Mlekovita pamięta o swoim najmłodszym dziecku zakładzie „KaMos” w Kamiennej Górze w trudnych chwilach – mówi Piotr Lelito, dyrektor zakładu Produkcyjnego „KaMos” należącego do SM Mlekovita. – Ale równie ważna jest w tym wypadku solidarność z rolnikami, bo chcę podkreślić, że to przecież odpowiedzialność społeczna. Ważne są oczywiście wyniki finansowe, ale te bez takiego wsparcia, jakie otrzymują teraz nasi dostawcy nie dają satysfakcji.
Rolnicy z Dolnego Śląska otrzymali pasze dla bydła od rolników z Mazowsza. Na południe pojechały tiry z sianem, sianokiszonką oraz słomą zebraną od członków Mazowieckiego Związku Hodowców Bydła i Producentów Mleka.
Cielęta przeżyły na strychu
Wacław Węglarz ze wsi Marciszów, który gospodaruje razem z żoną Bożeną na 20 hektarach ziemi jest w szczególnie trudnej sytuacji. Bóbr, który przepływa zaledwie kilka metrów od zabudowań gospodarczych zniszczył albo uszkodził chyba wszystko co mógł na posesji rolnika.
Choć zalane budynki gospodarz doprowadził już do użytku, to żywioł zniszczył dużą część paszy oraz uszkodził niemal wszystkie maszyny – owijarkę, heder do kombajnu i kombajn, opryskiwacz, beczkowóz, przewracarkę do siana oraz wiele innych urządzeń przydatnych w codziennym gospodarowaniu.
Zniszczył też panele fotowoltaiczne stojące przed domem, które dawały prąd na potrzeby gospodarstwa.
– Teraz w zimie przyjdzie czas, żeby to wszystko wyczyścić i naprawić, bo przecież nie muszę mówić rolnikom, że inaczej zardzewieje, zniszczy się. Trzeba wymieniać oleje, smary, łożyska. Pracy jest dużo. Na szczęście wiele sam będę mógł zrobić, ale i do wielu rzeczy trzeba będzie wzywać mechanika, a to już nie jest dziś tanie – mówi pan Wacław. I dodaje: – Dlatego pasze, które dostaliśmy pozwolą nam wyżywić bydło, bo inaczej musiałbym je kupić.
W jego przypadku część pasz udało się uratować i przechować w czasie powodzi na strychu w stodole, gdzie gospodarz umieścił też cielęta. Wiele balotów, które miał zgromadzone na zimę zalała woda.
Teraz jego dziesięć sztuk bydła dzięki wsparciu rolników z Mazowsza będzie miało co jeść. W tym przypadku rolnik otrzymał 15 bel siana, 10 sianokiszonki i 25 słomy.
Rzeka Bóbr zalała rolnikowi 30 hektarów użytków zielonych i pastwisk
Krzysztof Ligęza, rolnik z Janiszowa, to kolejny gospodarz, który stracił prawie wszystkie zasoby paszowe, bo jego użytki zielone we wrześniu pochłonął niemal w całości Bóbr.
– Rzeka zalała mi 30 hektarów użytków zielonych i pastwisk – opowiada rolnik. – Chyba nawet ta powódź z 1997 roku nie była tak duża jak w 2024 r. I stąd takie straty.
Dlatego 38 balotów sianokiszonki, które otrzymał jest w takiej sytuacji szczególnie cenne. W jego wypadku to rzeczywiście szczególna sytuacja, bo ze względu na stado bydła – 30 mlecznych krów – swoje uprawy przestawił na potrzeby paszowe. Ale choć żywioł we wrześniu je zniszczył, to rolnik zapowiada, że nie będzie likwidował stada.
– Ta pomoc jest bardzo cenna, bo rolnicy dają nam to, co najbardziej wartościowe, a więc efekty pracy swoich rąk – mówi rolnik. – Tym bardziej warto dalej walczyć i zabiegać, aby nie likwidować stada i rozwijać gospodarstwo.
Podobnie jak inni poszkodowani będzie teraz, a potem na wiosnę, doprowadzać pastwiska do użytku.
– Jeszcze nie wiem czy to co zostało zniszczone trafi do utylizacji czy do biogazowni, ale na pewno trzeba to usunąć z pola i trzeba będzie wapnować. Pracy jest dużo – dodaje pan Krzysztof.
Woda odcięła stado bydła rolniczki od paszy
Żywioł nie był także łaskawy dla gospodarstwa Izabeli Konar ze wsi Marciszów, gdzie Bóbr odciął jej gospodarstwo – ze względu na położenie na pagórku – od reszty wsi. Pani Izabela, która gospodaruje razem z mężem, pod wodą miała niemal 10 hektarów użytków zielonych oraz gruntów ornych.
– Mamy dwadzieścia „ogonów” i dlatego pasza i ściółka są dla nas ważne. Dlatego tym bardziej doceniamy gest i przekazane wsparcie od rolników dla innych – mówi pani Izabela.
Ich przypadek jest nieco inny. Budynki gospodarstwa znajdujące się na niewielkim wzniesieniu nie ucierpiały od wylewającej rzeki, ale trzeba było je ratować i budować tamy przed wodą spływającą z pobliskich wzniesień.
I jak w rolnictwie, tutaj też pomoc wyglądała nieco inaczej, bo w przypadku państwa Konarów potrzebna była słoma, a więc jej bale wymienili z innymi, ze względu na ściółkowe obory.
Rolnicy z terenów dotkniętych powodzią nie zamierzają się poddawać
Wielce pokrzepiające jest to, że rolnicy, choć widzą ogromne straty, jakie spowodowała powódź, nie zamierzają się poddawać. Ale idzie zima, więc kolejne transporty mogą się okazać dla nich bardzo cenne.
Nadzieje na przyszłość budzi również to, iż wielu rolników jest zbyt dumnych, aby przyznać, że potrzebują pomocy oraz wsparcia choćby w postaci paszy. To dowód, że to twardzi ludzie, którzy mimo olbrzymich trudności potrafią zachować swoje gospodarstwa i utrzymają rolnictwo nawet wbrew żywiołowi.
Artur Kowalczyk