Ja też tracę - mówi rolnik, hodowca świń
– Był taki czas w ubiegłym roku, kiedy kupiłem warchlaki za 300 zł za sztukę, a tuczniki sprzedałem za 3,9–4 zł/kg na żywą wagę. Nikogo nie obchodzi, że straciłem. Jeszcze niedawno za kilogram żywca ubojnie płaciły 8 zł, teraz cena spadła poniżej 7 zł. Sama pasza obecnie kosztuje ponad 500 zł na tucznika, jeśli doliczę do tego koszt zakupu prosięcia i weterynarza, to przy cenie poniżej 7 zł/kg do tucznika muszę dopłacić. Rozumiem, że należy wspierać krajową hodowlę, ale jeśli nie wesprze się też rolników, którzy kupują prosięta od utrzymujących lochy, może dojść do sytuacji, w której na wyhodowane prosięta nie będzie zbytu. W ostatnim czasie dla utrzymujących lochy, łącznie z ostatnio zapowiadaną pomocą, będzie to już trzecie wsparcie – żali się rolnik z województwa łódzkiego produkujący rocznie 3 tys. tuczników.
Nasz rozmówca został już sam – jest we wsi jedynym, który utrzymuje świnie w cyklu otwartym. Ma dwóch sąsiadów, którzy utrzymują lochy i sprzedają tuczniki.
Rolnik zastanawia się, dlaczego, kiedy dwa lata temu uruchomiono pomoc dla producentów świń szczególnie dotkniętych skutkami COVID-19, rozszerzono ją potem o wsparcie dla wszystkich rolników – zarówno tych, którzy prowadzą tucz w oparciu o zakup prosiąt, jak i tych, którzy świadczą jedynie usługę tuczu. Przecież ci drudzy ponoszą o wiele mniejsze ryzyko produkcji. Pierwotnie z pomocy covidowej uruchomionej w 2020 roku mieli skorzystać tylko utrzymujący świnie w cyklu zamkniętym. Pod koniec naboru wniosków po kraju przeszły fale licznych protestów, które poskutkowały uruchomieniem drugiego naboru, tym razem skierowanego tylko dla utrzymujących świnie w cyklu otwartym – bez względu na to, czy świadczą usługę tuczu, czy też kupują prosięta i sprzedają tuczniki sami.
Do prosięcia dokłada się 40 zł
W uzasadnieniu do projektu rozporządzenia regulującego przyznanie obecnej pomocy wskazano, iż producenci świń w Polsce od kilku lat borykają się z problemem redukcji liczby loch zapewniających dostateczną podaż prosiąt. Spadające równolegle ze spadkiem cen tuczników ceny prosiąt powodują spadek opłacalności w gospodarstwach specjalizujących się w produkcji prosiąt. Taka tendencja skutkuje wycofaniem się z produkcji gospodarstw, których utrzymanie na rynku jest kluczowe dla zachowania produkcji świń w oparciu o stado podstawowe.
W uzasadnieniu powołano się na analizy Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej (IERiGŻ), z których wynika, iż mimo wzrostu cen żywca produkcja żywca wieprzowego w 2022 roku pozostanie niedochodowa – przychody zapewnią pokrycie poniesionych kosztów jedynie w 87,2%. Na 100 kg żywca producent wieprzowiny straci około 95 zł.
Aczkolwiek oprócz strat w samym tuczu producenci w cyklu zamkniętym ponoszą zwiększone koszty utrzymania loch i produkcji samych prosiąt. Według obliczeń WODR, w okresie od marca do czerwca br., uwzględniając jedynie koszty bezpośrednie, producenci prosiąt tracili średnio 41 zł na sztuce. Jak wynika z danych GUS, na początku grudnia 2021 roku stado loch na chów zmniejszyło się w porównaniu z grudniem 2020 roku o 19,7% do poziomu 654,1 tys. sztuk, w tym pogłowie loch prośnych o 112,7 tys. sztuk (o 20,6%) do 433,9 tys. sztuk.
Kierując się tymi danymi oraz obecną sytuacją, uznano, że gospodarstwa utrzymujące lochy nie są w stanie reagować tak elastycznie na zmieniającą się sytuację rynkową, jak pozostałe. W ich przypadku istnieje więc większe prawdopodobieństwo trwałego wycofywania się z produkcji.
Mocniejsze argumenty, z któymi zgadza się Bogusław Prałat, prezes PZNPŚ
Bogusław Prałat, prezes Polskiego Związku Niezależnych Producentów Świń, zgadza się z wyliczeniami zawartymi w uzasadnieniu do projektu.
– Według naszych wyliczeń na ostatnich zawirowaniach cenowych najwięcej tracą również rolnicy utrzymujący lochy, co oczywiście nie oznacza, iż pozostali producenci powinni zostać bez pomocy państwa. Na etapie projektowania nowej pomocy z PROW dla producentów świń zgłaszaliśmy resortowi rolnictwa, iż należałoby wesprzeć też producentów w cyklu otwartym. Odpowiedziano nam, że obecnie to gospodarstwa hodowlane są w największej potrzebie, i trudno się z tym nie zgodzić. Gdyby nie pomoc, jaką otrzymali wcześniej od państwa, z utrzymywania loch wycofałoby się jeszcze więcej gospodarstw – podkreśla Prałat.
Jak mówi prezes PZNPŚ, trudno wyhodować prosię za mniej niż 300 zł.
– Tak długo ciągnącej się niekorzystnej sytuacji dla producentów prosiąt nie było dawno. Wcześniej zdarzały się momenty kryzysowe, ale nigdy nie były tak długotrwałe. A z produkcją prosiąt jest podobnie jak z produkcją mleka – jeśli ktoś z niej zrezygnuje, to raczej do niej już nie wraca. Według mnie jednak już niedługo prosięta będą drogie, a wtedy będzie trzeba wesprzeć i producentów w cyklu otwartym, dlatego związek nie ustanie w staraniach o pomoc również dla nich. Musimy mieć jednak jeszcze mocniejsze argumenty, a ponadto nasz związek musi urosnąć w siłę, tak żeby jego głos był lepiej słyszalny – zaznacza Bogusław Prałat.
To trzeba oddzielić
Prezes PZNPŚ zwraca również uwagę na to, iż w okresie, w którym będzie liczona liczba urodzonych prosiąt na potrzeby projektowanej pomocy, prosięta sprowadzane z Danii kosztowały w granicach 140–250 zł, jeśli więc pomoc byłaby skierowana do rolników, którzy je kupowali, nie byłoby to fair w stosunku do naszych hodowców. Nie byłoby wtedy bowiem różnicy, jakiego producenta wspieramy. Ponadto ciągle w Polsce mamy problem z rozróżnieniem rolnika, który sprzedaje tuczniki na wolnym rynku, i tego, który wykonuje tucz usługowy.
– Ministerstwo tłumaczy nam, iż nie chce wspierać wielkich korporacji, które zajmują się tuczem nakładczym, a nie mogą rozróżnić, który producent żywca prowadzi produkcję w oparciu o taki tucz, a który nie. Podsyłamy pomysły, jak to zrobić, ale niestety bez skutku. Na rozróżnieniu takiej produkcji skorzystaliby natomiast wszyscy – zarówno ci, którzy sprzedają tuczniki na wolnym rynku, jak i rolnicy prowadzący tucz usługowy. Bo tak naprawdę ci drudzy nie mają wiele do powiedzenia w kontekście warunków, jakie im się proponuje. Brak rozróżnienia rodzaju producentów w cyklu otwartym blokuje również skorzystanie rolnikom, którzy kupują tuczniki z dopłat dobrostanowych. A one mógłby skutecznie podnieść opłacalność produkcji. Zwiększenie powierzchni bytowej nie byłoby tutaj tak trudne – sugeruje Prałat.
Do przebiegu prac legislacyjnych nad projektem rozporządzenia regulującego nadzwyczajną pomoc dla producentów świń będziemy wracać na naszych łamach.