Kukurydza niczym stołówka dla bażantów
– Bażanty siedzą w rzepaku. Na moją kukurydzę, która rośnie wzdłuż niego, przychodzą jak do stołówki – mówi Andrzej Madej, rolnik ze Starej Wsi Trzeciej w powiecie lubelskim.
Zagrożenie dotyczy okresu po wschodach, gdy rośliny są niewielkie. Ptaki są zainteresowane ziarnami, z których wschodzą rośliny. Wyjadają ziarno, a siewki wyrwane z ziemi zostawiają.
Rolnik swoje, koła łowieckie co innego
– Państwo chce chronić przyrodę, więc niech weźmie w końcu odpowiedzialność za ptaki. Dlaczego ma się to odbywać kosztem rolnika? – pyta Andrzej Madej.
Rolnik jest przekonany, że za szkody odpowiadają bażanty. Koło łowieckie nie do końca. I wskazuje innego winowajcę:
– Na plantacji kukurydzy, wzdłuż rzepaku, to rzeczywiście mogły być bażanty. Ale w innym wskazywanym przez tego rolnika miejscu, gdzie poniósł duże straty, na plantacji żerowały wrony – mówi jeden z myśliwych Koła Łowieckiego „Bażant” w Turobinie. – W tym roku w naszej okolicy wrony wyrządzające szkody w kukurydzy to prawdziwa plaga.
Bażanty czy wrony – to z punktu widzenia ekonomii bez większej różnicy. W obu przypadkach państwo nie bierze odpowiedzialności za szkody.
– My za ptaki nie odpowiadamy – kontynuuje myśliwy. – Jednak w niektórych sytuacjach staramy się zrekompensować szkody wyrządzone przez dzikie ptactwo, na przykład przekazując materiał siewny do przesiania.
Dodaje, że można także próbować podać Skarb Państwa do sądu. Choć, jak stwierdza, nie słyszał, żeby taki pozew zakończył się powodzeniem.
Gęsi, żurawie i łabędzie - skala szkód wyrządzana przez ptactwo jest znaczna
Czy polscy rolnicy są więc skazani na utrzymywanie na swój koszt „stołówek” dla dzikich ptaków? Gustaw Jędrejek, prezes Lubelskiej Izby Rolniczej, mówi, że izba monitoruje sprawę i zabiega o zmianę przepisów.
– Temat jest znany od lat i podnoszony wielokrotnie. Ostatni raz wnioskowaliśmy o wprowadzenie odszkodowań dla rolników za szkody powodowane przez ptaki objęte ochroną w marcu ubiegłego roku – wyjaśnia.
Według LIR takie szkody w regionie lubelskim są powodowane głównie przez gęsi, żurawie i łabędzie. Do strat dochodzi szczególnie w miejscach, gdzie ptaki odpoczywają podczas sezonowych przelotów.
– W ubiegłym roku bardzo dały się we znaki łabędzie czyniące szkody na plantacjach rzepaku w okolicach Janowca w powiecie puławskim – stwierdza prezes LIR. – Potem były kruki i czaple w kukurydzy, gołębie w soi i grochu itd. Z ministerstwa dostaliśmy odpowiedź, że obecnie o odszkodowanie w takich przypadkach starać się nie można, ale zmiana przepisów będzie rozważona. To daje nadzieję, że sprawa zostanie wreszcie rozwiązana.
Póki co, prezes Jędrejek odbiera kolejne telefony od rolników mających problem ze szkodami spowodowanymi przez dzikie ptactwo. Najpierw wiosną, a później jesienią. W przypadkach gdy szkoda może skutkować niewywiązaniem się z kontraktacji, doradza, aby zgłaszać sprawę do komisji wojewody powołanej do szacowania szkód.
– Rozmawiałem już z wojewodą lubelskim – zgodził się. Takie protokoły, oprócz poświadczenia, że rolnicy w konkretnych przypadkach nie zawinili, posłużą również naszej izbie jako dowód na to, że skala szkód wyrządzanych przez ptactwo jest znaczna. Będą argumentami w walce o zmianę przepisów.
Projekty rekomensat dla rolników są, ale lądują w sejmowej zamrażarce
Nie tylko izby rolnicze od dawna monitują w tej sprawie. Jarosław Sachajko, poseł Kukiz ’15 – Demokracja Bezpośrednia i wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi, jeszcze w poprzedniej kadencji przygotował projekt ustawy o szkodach łowieckich zakładający odpowiedzialność finansową państwa za straty poczynione przez dzikie zwierzęta, w tym ptactwo będące pod ochroną.
– W każdej kadencji trafia do laski marszałkowskiej projekt dotykający szkód łowieckich oraz szkód wyrządzanych przez zwierzęta będące pod ochroną. Żaden z nich nie trafia pod obrady, tkwią w tzw. sejmowej zamrażarce. Kolejne rządy nie mają chęci rozwiązania tej sprawy, brak nawet dopuszczenia do dyskusji na ten temat w Sejmie – mówi poseł. – Czy projekty by przeszły, nie wiadomo. Ale gdyby trafiły pod obrady, poznalibyśmy oficjalne stanowisko rządu w tej sprawie, jak również stanowiska organizacji ekologicznych. Jednak od dyskusji i załatwiania spraw wygodniejsze jest zamiatanie ich pod dywan.
Zdaniem parlamentarzysty problem jest poważny. Poseł wskazuje, że straty spowodowane przez ptactwo bywają szczególnie duże w gospodarstwach prowadzących stawy hodowlane.
– W przypadku wyspecjalizowanych gospodarstw rybackich dwa lata z rzędu „naloty” na przykład kormoranów mogą skończyć się bankructwem. Nic dziwnego, że potem dochodzi do takich desperackich zachowań, jak głośna sprawa wybicia stada kormoranów. Rolnicy, pozostawieni sami sobie przez państwo, chronią swoją własność tak, jak potrafią. Z jednej strony państwo chce chronić ptaki, z drugiej nie ma komu wziąć odpowiedzialności za szkody przez nie powodowane.
Jarosław Sachajko mówi, że w jego ocenie problem narasta.
– Dziwię się, że rządzący nie chcą go rozwiązać, kierując się zasadą „jakoś to będzie”. Wygląda na to, że po prostu mogą sobie na to pozwolić. Wieś nie mówi jednym głosem, izby rolnicze, oprócz pisania stanowisk, niewiele mogą zrobić, sprytnie dogadując się z kolejnymi rządami i ministrami – komentuje Sachajko.
Zbigniew Ziejewski (Koalicja Polska), poseł sprawozdawca najnowszego projektu nowelizacji ustawy o ochronie środowiska, liczy, że tkwiący od prawie pół roku w zamrażarce sejmowej projekt uda się wprowadzić pod obrady najbliższej komisji rolnictwa, a następnie Sejmu. Podkreśla, że nie ogranicza się on do dopisania kilku gatunków ptaków chronionych do listy zwierząt, za których szkody odpowiada Skarb Państwa.
– Chcemy, żeby w budżecie państwa na kolejny rok zostały zapisane pieniądze na likwidację tych szkód – mówi poseł Ziejewski.
Krzysztof Janisławski
fot. K. Janisławski