Znaczna część dopłat bezpośrednich trafia… do miastowych
W tym roku na dopłaty bezpośrednie dla polskich rolników przewidziano prawie 17 mld zł. To o ok. 1,32 mld zł więcej niż w 2021 r. Wyższe będą też stawki tych dopłat z uwagi na wysoki kurs euro i słabą złotówkę.
Niestety, okazuje się, że znaczna część tych pieniędzy nie trafi do rolników, tylko… do miastowych.
Jak wyjaśnia w rozmowie z nami Wiktor Szmulewicz, prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych, co roku aż 40 proc. dopłat bezpośrednich pobierają osoby, które w ogóle nie uprawiają ziemi, pracują w innych sektorach i najczęściej mieszkają w mieście.
- Niestety, jest masa takich osób, które posiadają ziemię, ale jej nie uprawiają, tylko oddają w bezumowną dzierżawę czynnym rolnikom. W rzeczywistości ich aktywność rolnicza ogranicza się do ubezpieczenia w tańszym KRUSie i do pobierania dopłat. Oceniam, że aż 40 proc. dopłat trafia do takich właśnie osób – mówi nam Szmulewicz.
To oznacza, że z puli dopłat bezpośrednich prawie 7 mld zł otrzymają osoby nie zajmujące się rolnictwem.
Szmulewicz: system dopłat bezpośrednich premiuje sam fakt posiadania ziemi
Szef samorządu rolniczego zaznacza, że praktykom tym sprzyja system dopłat bezpośrednich, preferujący mniejsze gospodarstwa.
- Obecnie mniejsze gospodarstwa dostają większe dopłaty. Dlatego posiadacze ziemi często dzielą ją na mniejsze działki, by otrzymać więcej pieniędzy z UE. To niestety powoduje, że rosną też czynsze dzierżawne, bo są one odzwierciedleniem wysokości dopłat – wyjaśnia Szmulewicz.
Zaznacza, że oczywiście ważne jest, żeby zatrzymać ludzi na wsi i utrzymać odpowiednią liczbę gospodarstw, ale premiowanie samego posiadania ziemi a nie faktycznej produkcji w rzeczywistości temu nie służy.
Szmulewicz: 800 tys. osób, które pobierają dopłaty nie pracuje na roli
W Polsce o dopłaty bezpośrednie występuje co roku ok. 1,2 mln gospodarstw. Szef samorządu rolniczego uważa jednak, że z produkcji rolnej w Polsce żyje tylko. ok. 430 tys. gospodarstw.
- Dobitnie zostało to udowodnione przy okazji naboru wniosków o dopłaty do nawozów. O taką pomoc wystąpiło wtedy „tylko”427 tys. rolników. W mojej ocenie właśnie tylu czynnych rolników mamy w Polsce. Reszta, czyli prawie 800 tys. osób nie żyje z rolnictwa, a jedynie pobiera dopłaty – te 40 proc., o których wcześniej mówiłem trafia właśnie do nich - wyjaśnia Szmulewicz.
Co z definicją aktywnego rolnika?
Prezes KRIR zaznacza, że aby skończyć z przyznawaniem dopłat jedynie za posiadanie ziemi, należy pilnie uregulować definicję aktywnego rolnika.
- Nie mówię, że ktoś nie może czerpać korzyści finansowych z własności gruntów, ale od tego jest dzierżawa i pobór czynszu dzierżawnego, dopłaty bezpośrednie mają być przeznaczane na pokrycie kosztów uprawy i nawożenia ziemi – mówi Szmulewicz i zaznacza, że aktywny rolnik powinien dysponować fakturami potwierdzającymi produkcję.
- Aktywnie działające gospodarstwo powinno móc wykazać się fakturą sprzedaży na minimum 1000 zł/ha i wydatkiem 500 zł/ha na paliwo, nawozy czy środki ochrony roślin. Przecież każdy otrzymuje faktury czy paragony – mówi prezes KRIR. Zaznacza jednak, że wprowadzenie takiej definicji jest niewygodne politycznie, dlatego każdy rząd ignoruje prośby organizacji rolniczych w tym zakresie.
Kamila Szałaj, fot. envato.com