Ukraina już przystosowuje swoje rolnictwo do unijnego
Ukraina uruchomiła już też pierwsze projekty pilotażowe dotyczące płatności oddzielonych od produkcji dla rolników, aby w przyszłości zharmonizować płatności państwowe z unijnymi. Kraj ten robi też postępy w sektorach weterynarii i dobrostanu zwierząt. Uchwalono m.in. przepisy dotyczące monitorowania zakaźnych chorób zwierząt i dobrostanu zwierząt. W całym kraju, choć w ograniczonym zakresie, wprowadzono także europejski system baz danych TRACES dla handlu produktami zwierzęcymi. Ukraina w pełni zintegrowała również unijny system wczesnego ostrzegania o niebezpiecznej żywności i paszach (RASFF). Przyjęto także przepisy dotyczące inżynierii genetycznej, z których część spełnia już normy UE.
Podczas Kongresu Światowego Dnia Mięsa, który pod koniec października odbył się w Warszawie, mówiono, że Ukraina w swoim planie rozwoju kompleksu rolno-żywnościowego zakłada zapewnienie żywności dla 600 mln ludzi. Co więcej, kraj ten przewiduje, że w przyszłości nie będzie jedynie dostawcą surowców rolnych, a co najmniej 50% zostanie przetworzone. Ukraińcy chcą zwiększyć produkcję wołowiny o 50% do 0,5 mln t, podwoić produkcję wieprzowiny do 1,5 mln t, a drobiu zwiększyć o 150% do około 3,5 mln. Ukraina chce też zostać największym dostawcą marek własnych w UE. W planie ma także m.in. inwestycje w sektor nawozowy, modernizację transportu rzecznego.
a– Ta strategia wskazuje kierunek rozwoju sektora rolnego, ale też plan i sposób jego realizacji. Tam są pokazane konkretne liczby, kwoty odnoszące się do poszczególnych elementów w każdym sektorze i w infrastrukturze towarzyszącej. W planie uwzględniono także zastąpienie w zasadzie całego importu żywności, który obecnie jest wyceniany na około 4 mld dolarów, i doprowadzenie do samowystarczalności – mówił Grzegorz Brodziak, prezes zarządu Goodvalley Agro.
Zwracał uwagę na to, że plan ten zawiera również takie elementy, które pozwolą Ukrainie dostawać się do unijnych standardów. Chodzi np. o energię odnawialną, plan budowy 2000 biometanowni, itp.
Nie chodzi tylko o Ukrainę
Stefan Chrzanowski, dyrektor Ogólnopolskiego Związku Producentów Drobiu „POLDRÓB”, wskazywał, że wiele aspektów uwzględnionych w tej strategii jest już małymi krokami realizowanych. Chrzanowski zwracał uwagę nie tylko na szczegółowość planu w odniesieniu do poszczególnych sektorów, ale również na to, że przy każdym podpunkcie wskazano na partnerów, którzy będą go realizować, co daje temu planowi również wymiar globalny.
– To nie tylko Ukraina stanie się ważnym elementem w grze, jeśli chodzi o produkty rolnospożywcze i całą gospodarkę rolną. Analiza tego planu zmusza nas do tego, aby całkowicie inaczej patrzeć na takie kraje, jak Rumunia, Bułgaria, Gruzja, Turcja, czyli kraje Basenu Morza Czarnego, oraz Armenię, która będzie mogła korzystać z portów gruzińskich. Trzeba zauważyć także, że dla polityki Unii Europejskiej w kontekście polityki czarnomorskiej bardzo ważne stają się też Bałkany Zachodnie. Musimy więc spoglądać na Ukrainę nie tylko jak na jeden kraj, ale w przełożeniu na politykę regionalną i subregionu, bo wpływ działalności tamtejszego agrobiznesu jest znacznie szerszy. Jeśli nie stworzymy odpowiedniego planu działania, będziemy mieli bardzo duże problemy w przyszłości. Tutaj nie chodzi jedynie o agrobiznes, ale też o logistykę i transport produktów rolno-spożywczych. Ze względu na niż demograficzny Unia potrzebuje coraz mniej żywności. To Daleki i Bliski Wschód, Azja Południowo-Wschodnia będą głównymi rynkami zbytu, o które będziemy konkurować z Ukrainą – podkreślał dyrektor „POLDROBU”.
Czy jest to szansa dla polskiego biznesu
Siarhei Horlach, współzałożyciel grupy agrobiznesowej „Pan Kurczak” w obwodzie wołyńskim na Ukrainie i prezes „Capital Trade”, patrzy na krajową strategię pod kątem tego, że wzrost ludności na świecie przyspiesza, a zwiększenie liczebności o kolejny miliard zajmuje coraz mniej czasu. Według niego Ukraina ma potencjał do tego, by produkować nie tylko surowce, ale także mięso. Zauważa też, że produkcja żywności przesuwa się na wschód. Przez ostatnie 20 lat korzystała na tym również Polska.
– Aby budować integralne kompleksy rolno-spożywcze, trzeba mieć ku temu przestrzeń, o którą w Europie Zachodniej jest coraz trudniej. Za to na Ukrainie gęstość zaludnienia wynosi 77 mieszkańców na metr kwadratowy, czyli o ponad 2,5 razy mniej niż np. w Niemczech – wyliczał prelegent.
Siarhei Horlach zachęcał polski biznes do podjęcia tego wyzwania. Zwracał uwagę, że Ukraina oprócz dużej produkcji zbóż jest znaczącym producentem surowców białkowych, takich jak rzepak, soja i słonecznik, ale ciągle przetwórstwo jest tam na niskim poziomie.
Polska branża drobiarska może być zagrożona
Grzegorz Marek, prezes Imex Poland, reprezentujący sektor drobiarski małych i średnich przedsiębiorstw, twierdzi, że patrząc na to, co Ukraina już robi oraz jakie firmy są zaangażowane w realizację strategii, jej realizacja jest bardzo prawdopodobna. W jego ocenie, jeśli Ukraina wejdzie do UE niebawem, polska branża drobiarska będzie mocno zagrożona.
– Europa nie jest aż tak chłonna, żeby zagospodarować ilości mięsa drobiowego, które są obecnie produkowane w Polsce oraz to, co może wyprodukować Ukraina. Ze względu na dobrą cenę Ukraińcy będą chcieli lokować duże ilości tego mięsa również na europejskim rynku – komentował Marek.
Ekspert twierdzi jednocześnie, że jeśli będziemy mieli czas na to, by się przygotować do akcesji Ukrainy do UE, możemy uratować nasze rolnictwo. Trzeba działać szybko i już teraz zwiększać produkcję i zagospodarowywać nasze zboże, modyfikując przepisy, które ten rozwój blokują. W ocenie Grzegorza Marka, jeśli wykorzystamy ten czas, bliskość Ukrainy może być szansą, a nie zagrożeniem.
– Jeżeli nie będziemy przygotowani, będzie katastrofa. Będą płonące opony, będą strajki, będą kosy na sztorc i będą wielkie problemy – komentował Marek.
Partner, nie rywal - tu trzeba szukać okazji i ją wykorzystywać
W kontekście tego, że można wykorzystać bliskość Ukrainy i zarobić na transporcie tamtejszych produktów rolnych, Grzegorz Brodziak mówił, że Polska nie musi budować nowych agroportów, wystarczy, że wykorzysta posiadany potencjał.
– Polska nie jest pierwszym wyborem dla tranzytu produktów rolnych z Ukrainy, pierwszym wyborem jest Morze Czarne. I dopóki ta ścieżka jest otwarta, tak pozostanie. Nowe kanały dystrybucji powstają zresztą też na Bałkanach. Już od 2 lat skutecznie rozbudowuje infrastrukturę Rumunia. Jeśli jednak Polska utrzyma dobre relacje z Ukrainą, możemy stać się trzecim wyborem i pośredniczyć w handlu między Ukrainą a krajami Europy Zachodniej, takimi jak Hiszpania, Portugalia czy Włochy, które muszą kupować zboża paszowe – przekonywał prelegent.
Brodziak twierdzi, że Polska mogłaby, zamiast z Ameryki Południowej, importować śrutę sojową z Ukrainy. W ten sposób moglibyśmy rozwiązać także kwestie związane z dyrektywą antywylesieniową, bo problem wylesiania na Ukrainie nie występuje. Polska importuje natomiast około 3 mln śruty sojowej rocznie, a cała Unia około 18 mln. Ukraina mogłaby dostosować swoją produkcję do unijnych potrzeb.
– Nie możemy wskoczyć na głęboką wodę i powiedzieć: otwieramy się i zobaczymy, jak to rynek wyreguluje. Potrzebny jest mądry, profesjonalnie prowadzony dialog. Polska nie może stać się bramą do Europy dla ukraińskich produktów rolnych i nie tylko. Musimy przestać patrzeć na naszych ukraińskich partnerów z punktu widzenia starszego, mądrzejszego brata, bo jesteśmy w UE już 20 lat i zjedliśmy wszystkie rozumy. Spójrzmy na fakty, i na to, że Ukraińcy, pomimo, że są w stanie wojny, myślą o przyszłości i sobie świetnie radzą – przestrzegał Grzegorz Brodziak.
Magdalena Szymańska
fot. arch. red.