24 stycznia posłowie z sejmowej komisji rolnictwa dyskutowali na temat sytuacji ekonomicznej gospodarstw rolnych w Polsce. Zapoznali się także ze stanem realizacji ustawy o restrukturyzacji zadłużenia rolników, która funkcjonuje od 2019 roku.
Polscy rolnicy mają 28 mld zł długów
Rolnicy są jedną z bardziej zadłużonych grup w Polsce. Z danych przedstawionych wczoraj przez resort rolnictwa wynika, że w roku 2021 zadłużonych było ok. 16 proc. podmiotów rolniczych. Ich długi wynosiły około 27,8 mld zł. Największą grupę stanowiły gospodarstwa rolne, które zaciągnęły zobowiązania na kwotę nie wyższą niż 50 tys. zł. W dalszej kolejności znalazły się gospodarstwa ze zobowiązaniami na poziomie 100-500 tys. zł. Najbardziej obciążona była niewielka grupa gospodarstw (4 proc.), która zaciągnęła zobowiązania na łączną kwotę ponad 4 mld zł. W tej grupie pojedyncze gospodarstwo zaciągnęło zobowiązanie na poziomie co najmniej 5 mln zł. Najwyższym poziomem zadłużenia w 2021 r. charakteryzowały się gospodarstwa ogrodnicze, trzodowe i drobiarskie.
Zdaniem resortu rolnictwa dane te wskazują, że zadłużenie rolników może być coraz poważniejszym problemem zarówno z perspektywy samego rolnika, jak i całego sektora.
Przez 4 lata KOWR oddłużył... 25 gospodarstw
Jednym z narzędzi, z którego mogą skorzystać zadłużeni rolnicy jest przejęcie przez KOWR zobowiązań w zamian za przeniesienie własności nieruchomości na rzecz Skarbu Państwa. I choć taka możliwość istnieje już od czterech lat okazuje się, że w rzeczywistości praktycznie nie funkcjonuje. Jak wyjaśnia resort rolnictwa do końca 2022 roku KOWR przejął zadłużenie jedynie 25 gospodarstw rolnych w wysokości 78 mln zł, w zamian obejmując niecałe 1,3 tys. ha ziemi. 10 z tych gospodarstw było na Podlasiu, 5 ma Mazurach.
Zainteresowanie tym mechanizmem jest bardzo małe z wielu powodów, ale najważniejszy to nadmierna biurokracja. Z 208 gospodarstw, które złożyły wnioski o oddłużenie, KOWR odrzucił aż 183!
Krupiński: oddłużanie rolników jak łazienka z filmu „Kogel-Mogel”
Obecni na posiedzeniu komisji rolnicy nie kryli oburzenia tym, że zadłużeni rolnicy nie mają tak naprawdę od państwa żadnej pomocy.
- Na ustawę o oddłużeniu czekały tysiące gospodarstw rolnych w Polsce. Dzięki temu, że ją nam obiecaliście, doszliście do władzy. Ale niestety, mijają lata, a ustawa jest jak łazienka u Solskich z filmu „Kogel-Mogel”: niby jest, ale jakoby nie do użytku. W skali całego kraju, gdzie zadłużonych jest tysiące rolniczych rodzin, tylko 25 gospodarstw skorzystało z oddłużenia. To kuriozum, jak całe to posiedzenie komisji kolejny raz w tej samej sprawie – mówił Konrad Krupiński, wiceprezes Warmińsko-Mazurskiego Związku Hodowców Bydła Mlecznego.
„Ktoś w stodole po cichu się wiesza, jakaś żona zostaje z dziećmi”
Krupiński zwrócił uwagę, że KOWR nie podejmuje działań oddłużeniowych, choć są na to zarezerwowane co roku pieniądze w budżecie. Przez to tysiące gospodarstw, które znalazły się na skraju bankructwa, nie są w stanie wyjść na prostą.
- Pieniądze są, ale na papierze. A na wsi rolnicy i ich rodziny żyją w tragedii. Ktoś w stodole po cichu się wiesza, jakaś żona zostaje z dziećmi i z długami – podkreślił Krupiński.
Rolnicy muszą się zadłużać, żeby produkować żywność
Zaznaczył też, że rolnicy są zmuszani do zadłużania się, bo muszą inwestować w swoje gospodarstwa.
- Obecnie przez inflację zgrabiarka do trawy kosztuje 100 000 zł, a do tego, chciałbym przypomnieć, potrzebny jest jeszcze ciągnik i strasznie drogie paliwo. Budowa obory na 50 krów to dziś najmarniej 3 mln zł. A ciągnik? 150-konny kosztuje teraz 500 000 zł, choć jeszcze kilka lat temu ta sama marka i moc to był wydatek rzędu 350 000 zł – mówił Krupiński.
- My nie kupujemy Maybacha czy BMW. My kupujemy ciągnik, kombajn, ładowarkę, halę udojową, stawiamy obory i chlewnie, żeby wyprodukować żywność i utrzymać swoje rodziny, a nie iść do MOPS-u. Chcemy tylko godziwie żyć. A nam się ciągle rzuca kłody pod nogi. Dopłaty bezpośrednie w nowym WPR będą niższe, a producenci mleka nie będą mogli siać kukurydzy na ugorach, chociaż z tego robimy kiszonki dla krów – dodał.
Banki nie chcą dawać rolnikom kredytu, bo rolnictwo to ruletka
Rolnik dopytywał też, czemu nie ma banku rolnego. Zaznaczył, że rolnictwo w Polsce finansują głównie banki komercyjne.
- Już nawet banki spółdzielcze nie chcą nam udzielać kredytów, bo rolnictwo jest bardzo ryzykowne. Można je przyrównać do kasyna i gry w ruletkę: albo się uda, albo się nie uda – powiedział.
Prywatne kancelarie są w stanie pomóc rolnikom, a KOWR nie
Krupiński przytoczył też przykład rolników, którzy zniechęceni biurokracją KOWR-u zgłosili się do prywatnych kancelarii restrukturyzacyjnych i dość sprawnie udało im się zawrzeć układ z wierzycielami.
- Taka kancelaria to spory wydatek, ale co mają zrobić rolnicy, skoro państwo nie chce im pomóc? – zaznaczył Krupiński.
Resort rolnictwa: dochody rolników wzrosły o prawie 40 proc.
Dyskusja w Sejmie dotyczyła także sytuacji ekonomicznej gospodarstw w Polsce. Z danych resortu rolnictwa wynika, że w 2021 roku w stosunku do roku 2020 wyraźnie się ona poprawiła. Średni dochód z rodzinnego gospodarstwa rolnego w przeliczeniu na jedno gospodarstwo w 2021 roku kształtował się odpowiednio na poziomie 67,2 tys. zł. To oznacza, że wzrósł w stosunku do roku 2020 o 39 proc.
- Tak wysokiego przyrostu dochodów nie odnotowano w gospodarstwach rolnych od wielu lat. W 2021 roku znacząco wyższe od tej średniej wartości dochodu z rodzinnego gospodarstwa rolnego uzyskiwały gospodarstwa ogrodnicze, mleczne, trzodowe oraz drobiarskie – wyjaśnił wiceminister rolnictwa Ryszard Bartosik.
Nie przedstawiono natomiast danych za 2022 rok.
Rolnicy o kryzysie w rolnictwie: kula śnieżna dopiero się rozpędza
Obecni na sali rolnicy wyliczyli, że aktualna sytuacja ekonomiczna gospodarstw jest katastrofalna, bo w całej Polsce jest duży problem ze sprzedażą zbóż i rzepaku. Nie dość, że ceny skupu drastycznie spadły, to jeszcze wiele punktów przestało przyjmować ziarno.
- Spotkałem się z już z ceną 1000 zł za pszenicę i 2200 zł za rzepak. I mało tego, nie dość, że firmy skupowe płaca niską cenę, to jeszcze nie są zainteresowane kupnem – mówił wczoraj podczas posiedzenia sejmowej komisji rolnictwa Wiktor Szmulewicz, szef Krajowej Rady Izb Rolniczych.
Konrad Krupiński przyznał, że sam w listopadzie sprzedał kukurydzę na mokro po 950 zł, a obecnie tańsza jest sucha z Ukrainy. Ocenił, że kryzys w rolnictwie dopiero się zaczyna, bo ceny skupu mocno spadają, ale za tymi obniżkami nie podążają spadki kosztów produkcji.
- Kula śnieżna dopiero się rozpędza. Ludzie kupili nawozy po 4-5 tys. zł, a teraz nikt od nich nie chce kupić zbóż czy rzepaku – zaznaczył rolnik.
Mleczarnie obniżają ceny mleka, ale resort rolnictwa o tym nie wie
Kryzys nadciąga także na rynku mleka. Od stycznia największe spółdzielnie mleczarskie obniżyły ceny skupu nawet o 42 gr (np. Mlekpol). Tych obniżek nie dostrzega jednak ministerstwo rolnictwa, bo w ubiegłym tygodniu wiceminister rolnictwa Lech Kołakowski stwierdził, że było to maksymalnie 15 gr i dramatu na rynku nie ma.
- Ministerstwo rolnictwa nie wie, co się dzieje na rynkach rolnych. A już wiadomo, że pojawi się duży problem, jeżeli cena mleka spadnie poniżej opłacalności. Mali rolnicy już deklarują, że zaprzestaną produkcji mleka, bo nie będą się zarzynać na hodowli bydła i produkcji mleka – zauważył wczoraj w Sejmie Michał Zarzecki, przedstawiciel Związku Młodzieży Wiejskiej i Krajowej Rady Młodych Rolników.
„Mleko będzie w skupie po 50 groszy”
Zarzecki nie ukrywał, że martwi go także kwestia nadmiernego przywozu zbóż do Polski. W jego ocenie najważniejsze rynki eksportowe mogą odmówić handlu polską żywnością z uwagi na skarmianie zwierząt paszą wyprodukowaną z ukraińskiego surowca.
- Zaraz siądzie nasz eksport, bo Niemcy, Dania czy inne kraje azjatyckie powiedzą, że mleko czy mięso było produkowane na zbożu złej jakości i w ten sposób załamie się nasz rynek. I mleko będzie w skupie po 50 groszy – wyjaśnił.
Szmulewicz: mamy 5 miesięcy na zdjęcie górki zboża, inaczej zacznie się tragizm
Również Wiktor Szmulewicz zaznaczył, że rząd powinien już przewidywać, co się może stać za pół roku i zapobiegać potencjalnej katastrofie. A niestety, są poważne przesłanki świadczące o zbliżającym się kryzysie.
- Jeżeli w ciągu pięciu miesięcy nie zdejmiemy pilnie tej górki zbóż z rynku na różne cele, np. na biopaliwa lub pellet, to dopiero się zacznie tragizm. Więc jeśli UE chce utrzymać produkcję żywności także w Polsce, muszą natychmiast zostać uruchomione dopłaty eksportowe. Same dopłaty do przechowalnictwa nic nie dadzą, bo magazyny są pełne i nie ma gdzie tego zboża wsypać – ocenił Szmulewicz.
Ubywa gospodarstw mlecznych. „Rolnicy nie chcą być niewolnikami”
Zaznaczył też, że w Polsce już następuje także spadek gospodarstw produkujących mleko, bo młodzi rolnicy wybierają produkcję roślinną, która jest mniej absorbująca.
- Młodzi rolnicy nie chcą być hodowcami-niewolnikami, którzy w mediach słyszą, że chłop to gwałciciel. Walczą więc o każdy hektar ziemi, by poszerzać produkcję roślinną. Szczególnie widoczne jest to na zachodzie Polski. Tam w dużych gospodarstwach nie ma już zwierząt – mówił Szmulewicz i dodał, że nastroje na wsi są bardzo złe.
Kamila Szałaj