Jak mówił w Dziekanowicach, Wojciech Perczak, dyrektor oddziału KOWR w Poznaniu, tutejszy oddział podjął decyzje, aby działki do 5 ha były wydzierżawiane w przetargach ustnych a większe na przetargach ofertowych. W skali kraju jest to ewenement.
10 tysięcy hektarów do podziału
– Nie chcę przesądzać, ale z dotychczasowych obserwacji wynika, iż zmiana kryterium oceniającego ofertę pod względem powierzchni dotychczas posiadanych gruntów z Zasobu Własności Rolnej Skarbu Państwa zadziała w Wielkopolsce niekorzystnie. W mojej ocenie, dużą słabością tego kryterium jest to, że jeśli ktoś nabył lub wydzierżawił z Zasobu 150% powszechni odpowiadającej średniej powierzchni gospodarstwa w województwie, otrzymuje tyle samo punktów, kto nigdy nic z państwowego zasobu nie wziął. Mamy więc obecnie takie sytuacje, że rolnik, który wygrał przetarg na dzierżawę w ubiegłym roku, w tym roku startuje i zdobywa za to kryterium tyle samo punktów, jak ten, który jeszcze z Zasobu nigdy nic nie wydzierżawił lub nie kupił. Przyjęcie takiej oceny zakłóca przyjętą w naszym oddziale zasadę rozdzielenia ziemi pomiędzy jak największą liczbę rolników – komentował dyrektor Perczak. – Pozytywnie oceniam zmiecenia kryterium wieku, w którym punkty otrzymują również rolnicy starsi niż 40 lat. Jeśli chodzi o powierzchnie gospodarstwa, to w mojej ocenie, kryterium to zostało przewartościowane, ponieważ można za nie otrzymać aż 30 punktów.
- Na spotkaniu rolników podczas Walnego Zgromadzenia Wielkopolskiej Izby Rolniczej podejmowano wiele tematów dotyczących bieżącej sytuacji w rolnictwie
Oddział KOWR w Poznaniu, tak, jak tego chciały środowiska rolnicze, by wyeliminować sytuacje, że kilka działek trafia w ręce tego samego rolnika, organizuje duże przetargi. Trwa weryfikacja ofert łącznie na 4 tys. ha, powinny być one sfinalizowane w lipcu i w sierpniu br. Zainteresowanie dzierżawą jest bardzo duże. Komisje przetargowe w przypadku dużych przetargów mają do zweryfikowania około 30 ofert na jedną działkę, średnio natomiast we wszystkich przetargach ok. 20.
– Duża ilość ofert, które należy zweryfikować generuje opóźnienia, mamy jednak wybór albo konsekwentnie realizować weryfikacje kosztem utracenia jednego sezonu albo przyspieszamy i odstępujemy od twardych wymogów, które sobie nałożyliśmy. Wtedy jednak łatwo możemy doprowadzić do zamieszania i chaosu – mówił Wojciech Perczak.
W tej chwili oddział KOWR w Poznaniu pracuje nad zagospodarowaniem majątku po spółce Raszewy.
– Odebraliśmy z tego majątku do tej pory 836 ha, jest to ziemia z zakładu rolnego Kamień oraz Raszewy. Tam możemy już wkrótce organizować przetargi. Do odebrania pozostało nam jeszcze 864 ha. Są to grunty m.in. z zakładu rolnego Komorze. Grunty z zakładu w Kretkowie będą odebrane jak nie w lipcu, to w sierpniu – wyliczał Perczak.
W przyszłym roku, jeśli wszyscy dzierżawcy, co powinni, oddadzą grunty do Zasobu, na przetargi ofertowe może trafić na terenie oddziału KOWR w Poznaniu nawet 10 tys. ha.
Brakuje doradców
O problemach Wielkopolskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego mówiła dyrektor Wiesława Nowak. W ciągu 2 lat z Wielkopolskiego Ośrodka Doradztwa Rolniczego odeszło około 80 osób. Dwa lata temu pracowało w nim 400 osób, obecnie niecałe 330.
– Problem, z którym się borykamy, to zmieniająca się liczbą doradców, doradcy odchodzą bądź na emerytury, bądź znajdują inne miejsca pracy, ponieważ są nisko wynagradzani. Powoduje to, że doradców nie ma już w każdej gminie. Drugi poważny problem to brak majątku, który został przekazany na rzecz samorządu województwa wielkopolskiego. Od dwóch lat mamy możliwość pozyskania finansowych środków na inwestycje, ale nie mamy ich na co wydać. Nie możemy bowiem inwestować w majątek, do którego nie mamy tytułu prawnego. W ten sposób nie można wyremontować np. ośrodków w Sielinku, Gołaszynie i w Marszewie – wyliczała dyrektor Nowak.
Co roku pracownicy WODR biorą udział w komisjach szacujących straty.
– Kosztuje to ośrodek 4 mln zł, jednakże nie jest to zadanie, które mamy zapisane w ustawie o doradztwie rolniczym. Od wielu lat nie otrzymujemy na to pieniędzy z budżetu państwa, pomimo że jesteśmy wpisani jako eksperci przy szacowaniu strat w innej ustawie. Na 226 gmin na dzień 27 czerwca br. w Wielkopolsce działało 111 komisji. Niektórzy wójtowie czy burmistrzowe nie są w ogóle zainteresowani powywoływaniem komisji, a jest to ich obowiązkiem – zwracała uwagę Wiesława Nowak.
Doradcy oprócz działalności statutowej wykonują również usługi komercyjne, wynagrodzenie za te usługi w 45% trafia w ręce doradcy, a w 55% pracodawcy.
Według ostatniej nowelizacji Prawa łowieckiego, która nie weszła jeszcze w życie, doradcy mają także wchodzić w skład komisji szacujących szkody łowieckie, tym razem mają być na to zarezerwowane środki finansowe. Po cichu mówi się, że doradcy mieliby otrzymywać z tego tytułu bardzo mały dodatek.
Mariusz Tatka, p.o. dyrektora oddziału Centrum Doradztwa Rolniczego w Poznaniu, zwrócił uwagę, iż doradcy muszą być przeszkoleni, aby robić to prawidłowo, a szkolenia niestety kosztują.
– Tylko jedna uczelnia w Polsce dzisiaj prowadzi studia podyplomowe z szacowania szkód łowieckich, koszt takich studiów to 3,5 tys. zł na osobę. Instytut Ochrony Roślin w Poznaniu przysłał nam pismo, w którym podał, iż trzydniowe szkolenie w tym zakresie to koszt 1400 zł od osoby – wyliczał Tatka.
dr Magdalena Szymańska
(zdjęcie: archiwum)