Płynność finansowa gospodarstw podtrzymywana już tylko przez dopłaty
Tak trudnej sytuacji w rolnictwie nie było od lat. Spadające ceny skupu przy utrzymujących się wysokich nakładach drastycznie obniżyły opłacalność produkcji rolnej. Dziś za pszenicę rolnicy otrzymują zaledwie 900 zł/t, a za suchą kukurydzę 700 zł, podczas gdy tona saletry kosztuje ponad 2000 zł/t. Bardzo trudna sytuacja jest także na rynku mleka i żywca. Ceny świń runęły nawet o 1 zł, i to tuż przed Świętami. Bydło też utrzymuje się w trendzie spadkowym. Dlatego wiele gospodarstw stoi dziś na krawędzi bankructwa. Wielkopolska Izba Rolnicza ocenia, że płynność finansowa gospodarstw rolnych jest podtrzymywana już tylko przez dopłaty rządowe, które "dostępne są dla niedużej grupy rolników".
- Sytuacja na poszczególnych rynkach jest dramatyczna. Według kalkulacji prowadzonych co miesiąc przez Wielkopolską Izbę Rolniczą, rolnicy muszą dokładać do hektara niemalże każdej uprawy. Ceny skupu mleka w większości podmiotów skupowych spadły poniżej kosztów produkcji, a wiele mniejszych spółdzielni mleczarskich ma duże problemy z przetrwaniem na rynku, co dla rolników oznacza wymierne straty wartości ich kapitałów członkowskich. Rynek trzody chlewnej przechodzi w dalszym ciągu załamanie, a niewielkie okresy zwyżkowe nie są w stanie zrekompensować dotychczas poniesionych strat. Znacząco spadła liczba stad, a o jakiejkolwiek rentowności mogą mówić tylko rolnicy produkujący w cyklu zamkniętym. Polska stała się importerem netto wieprzowiny i jest pozbawiona praktycznie własnej hodowli świń – zaznacza w swoim stanowisku Wielkopolska Izba Rolnicza, zwracając uwagę na kryzys ekonomiczny, który zdominował sektor rolno-spożywczy w 2023 roku po tym, jak ceny skupu płodów rolnych wróciły do stanów sprzed pandemii COVID oraz agresji Rosji na Ukrainę.
Na wsi kryzys, a dopłaty bezpośrednie kapią. Bunt wśród rolników narasta
Wielkopolscy rolnicy alarmują też, że sytuację finansową rolników pogarsza dodatkowo słabe tempo wypłat dopłat bezpośrednich z ARiMR. Do 15 grudnia ARiMR wypłaciła z tego tytułu niecałe 112 mln zł. Dla porównania: w 2022 roku przez pierwsze dwa tygodnie ARiMR przelała 289 mln zł. W poprzedniej kampanii rolnicy dostali też dużo wyższe zaliczki, w sumie prawie 13 mld zł, a w tym roku tylko 9,3 mld zł.
- W ostatnim czasie rolnicy otrzymali bardzo niskie zaliczki na dopłaty bezpośrednie, nie uwzględniające części związanej z ekoschematami. Samo wdrażanie nowych zasad Wspólnej Polityki Rolnej było bardzo chaotyczne i towarzyszyły im częste zmiany przepisów oraz ich interpretacji – zaznacza Izba.
Brak dopłat bezpośrednich powoduje, że wśród rolników, nie tylko wielkopolskich, narasta bunt. Sytuacja robi się coraz bardziej napięta, do tego stopnia, że od kilku dni rolnicy z Lubelszczyzny blokują w tej sprawie granicę z Ukrainą. Domagają się natychmiastowych wypłat dopłat bezpośrednich.
- Potrzebujemy tych pieniędzy jak najszybciej. Ministerstwo musi zrozumieć, że mamy za sobą wyjątkowo ciężki rok, więc pieniądze z dopłat powinny już trafić na nasze konta – mówi w rozmowie z nami Bartłomiej Szajner, rolnik z Lubelszczyzny, który bierze udział w proteście w Dorohusku.
Rolnicy pod coraz większą presją. "Nie ma w tej chwili żadnych perspektyw"
Kolejnym gwoździem do trumny dla wielu gospodarstw jest brak pomocy suszowej. Aplikacja tak wyszacowała szkody, że mało kto ma wyliczone straty w uprawie powyżej 30 proc.
Rolników dobijają także wysokie ceny prądu. Stanowią one zbyt wysoki koszt, zwłaszcza przy tak słabej koniunkturze w rolnictwie. Sytuacji nie ułatwia też fakt, ze obecnie możliwości sprzedaży zbóż paszowych są ograniczone.
- Wiele skupów nie ma żadnych ofert dla rolników w tym zakresie. Zwracamy uwagę na bierność Krajowej Grupy Spożywczej na tym polu, a to właśnie ten podmiot miał wspierać rolników i tworzyć alternatywę do firm komercyjnych – podkreśla WIR i alarmuje, że nie ma w tej chwili żadnych perspektyw na szybką poprawę sytuacji na wsi.
Kamila Szałaj