Rolnik na wsiEnvatoelements
StoryEditorKOMENTARZ NACZELNEGO

Ognisko pod beczką prochu, czyli jak wojna na Bliskim Wschodzie uderzy w nasze rolnictwo?

24.10.2023., 11:00h
Konflikt na Bliskim Wschodzie dla polskiego rolnika może mieć podobne skutki, jak wojna tocząca się za nasza wschodnią granicą.

Czy ktoś w 2021 r. sądził, że może nas spotkać coś gorszego niż pandemia COVID-19?

Gdy Rosja po bandycku najechała Ukrainę okazało się, że są na świecie zdarzenia, które znacznie wykraczają poza możliwości naszej wyobraźni. Wojna spowodowała kryzys energetyczny, dla rolników odczuwalny przede wszystkim w cenach nawozów, ale nie tylko. Na rynku surowców rolnych wyrosła bańka, która następnie pękła. Konsekwencje załamania cen do dziś ponoszą przede wszystkim producenci zbóż, rzepaku i mleka. Teraz stoimy w obliczu kolejnego krwawego konfliktu, który wybuchł na Bliskim Wschodzie. Atak terrorystów palestyńskich na Izrael sprowokował odpowiedź, której skutki są nieprzewidywalne.

Wygląda to tak, jakby ktoś celowo rozpalił ognisko pod beczką prochu. Tamta wojna może się rozlać na region sięgający od Maroko po Iran i przynieść milionom ludzi śmierć i niewyobrażalne cierpienie. Ale wiąże się z nią jeszcze jeden problem. Północ Afryki i Bliski Wschód to kraje, do których Europa eksportuje mnóstwo żywności. Co się stanie z tym zbożem i mlekiem w proszku, wołowiną? To pytanie wobec ogromu śmierci może wydać się śmieszne i nie na miejscu. Ale musimy zdawać sobie sprawę, jaki będzie to miało wpływ na nasz kraj i rolnictwo. W tej sytuacji nasze wewnętrzne podziały, zasiana w Polakach przez polityków nieufność a czasem i nienawiść wydają się śmieszne. Śmieszne nawet wobec wyzwań, przed którymi stoimy we własnym kraju.

Weźmy choćby unijną politykę klimatyczną. Przecież, zgodnie z jej założeniami, do 2030 r. mamy obniżyć emisję gazów cieplarnianych o ponad połowę. A dziś 90% prądu produkujemy z węgla. Będziemy więc zmuszeni do zmiany źródeł energii na odnawialne. Wiatraki produkują prąd, tylko kiedy wieje wiatr, a panele fotowoltaiczne potrzebują słońca. Tylko biogazownia rolnicza może pracować w trybie ciągłym. W naszych warunkach z powodzeniem możemy budować mikrobiogazownie o mocy do 50 kW, ze względu na możliwości naszych gospodarstw.

Tylko jak przekonać rolników, żeby wydali od 1 do 3 mln zł na taką instalację? Nawet jeśli połowę kosztów będzie można sfinansować z dotacji, to pozostaje od 500 tys. do 1,5 mln zł. Ile mamy gospodarstw, które będą w stanie dostarczyć do takich biogazowni odpowiedni wsad i ile z nich będzie mogło wykorzystać powstające przy produkcji prądu ciepło.

Jak pogodzić politykę klimatyczną, która z jednej strony zakłada likwidację chowu zwierząt (niektórzy twierdzą, że krowa jest gorsza od węgla) z potrzebami biogazowni wykorzystujących gnojowicę. To są pytania, na które już teraz trzeba odpowiedzieć. Pierwsza elektrownia atomowa ma ruszyć w Polsce w 2033 r, a budowę drugiej z zaplanowanych zakończymy w 2043 r., jeśli nie będzie żadnych opóźnień. Skąd do tego czasu weźmiemy prąd, a nawet jeśli będziemy go nadal produkować z węgla, to ile będzie on kosztował, obciążony opłatami za emisję zanieczyszczeń do atmosfery?

Czy nasze problemy rozwiążą naprędce ogłaszane programy, których trudno nie połączyć z niedawną kampanią wyborczą

Jak ostatnio program odbudowy pogłowia trzody chlewnej. Chcemy dzięki niemu „odbudować pogłowie i wrócić do tych historycznych rekordów, jakie notowaliśmy”. Rząd przeznaczy więc na dopłaty do kredytów i gwarancje dla producentów prosiąt ponad 1 mld zł. Znając realia dzisiejszej wsi, a zwłaszcza problem z budową nowych chlewni i obór, należałoby doradzić najpierw zmianę przepisów utrudniających takie inwestycje. W przeciwnym wypadku, ten miliard złotych będzie leżał na rządowych kontach i się marnował, a 20 milionów świń w Polsce nigdy się nie doczekamy, zwłaszcza że taka liczba dziś po prostu wydaje się nierealna. Warto dodać, że nie jest to pierwszy rządowy program odbudowy pogłowia trzody chlewnej. A porażka poprzednich pokazuje, że i tym razem trudno będzie o sukces. Bo kto raz ze świń zrezygnował, już do nich nie powraca. Po prostu! A rozbudowa istniejących gospodarstw jest bardzo trudna choćby ze względu na komplikacje, jakie gminy piętrzą przed rolnikami chcącymi inwestować w taką produkcję.

Nieco optymistyczniej jest na rynku mleka, na którym, zdaniem wielu ekspertów, widać koniec kryzysu. Większość jest zgodna, że nastąpi to na początku 2024 r. A wynikać ma ze spadku produkcji na świecie oraz większego popytu na produkty mleczne. Ożywić ma się także mityczny chiński rynek. O ile oczywiście nie nastąpi jakiś kataklizm związany z wojną czy innymi zawieruchami na świecie.

Paweł Kuroczycki
fot. Evanto Elements

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
21. listopad 2024 12:11