Dla rolników rząd ma kij i marchewkę
Mimo rozporządzenia o dopłatach do zbóż, blokady wcale się nie zakończyły, a wręcz przeciwnie, rolnicy zapowiadają kolejne. Rząd wydaje się tym nieco zaskoczony, bo przecież wysupłał 2 mld zł na dopłaty (to jest marchewka). Czy nie zaprzecza to tezie wyznawanej przez liderów partii politycznych, że „chłopi są pazerni, da im się parę złotych przed wyborami i na nas zagłosują”? Premier Tusk nawet wystosował wobec blokujących granicę wcale niezawoalowane groźby (i tu mamy bat). A przecież wystarczyło się z nimi spotkać, bo blokada wróciła na granicę m.in. z powodu odwołania spotkania z premierem.
Czy były przewodniczący Rady Europejskiej przez pięć lat pobytu na brukselskich i światowych salonach przywykł do innego towarzystwa? Nie dla niego twardy uścisk spracowanej, rolniczej dłoni? Widać, że premier nie ma cierpliwości dla rolników.
Opieszałość w przygotowaniu rozporządzenia o dopłatach do zbóż pokazuje też, że niespecjalnie spieszy mu się do wydawania tych „paru złotych”, choć przed nami wybory do Europarlamentu. A przecież rząd przywracając VAT na żywność zyska około 3 mld zł do budżetu. A VAT i tak ostatecznie obciąży rolników, bo sieci handlowe przerzucą ten dodatkowy koszt na dostawców żywności. Bilans wychodzi więc 1 mld zł na plus.
Rolnicy są rozżaleni na warunki dopłat do zbóż
Przy okazji projektu rozporządzenia w sprawie dopłat do zbóż trzeba zapytać, dlaczego przyjęto takie, a nie inne kryteria. Dzwonią do redakcji „Tygodnika” rolnicy i pytają, z jakiego powodu pomoc przyznano tylko, jeśli ziarno sprzedano po 1 stycznia 2024 r. Ceny skupu nie zmieniły się między grudniem 2023 i styczniem 2024, były identyczne. A przecież często rolnik wręcz zmuszony jest przez okoliczności do sprzedaży zboża, choćby po to, żeby opłacić należności.
Kiedy zostanie uregulowany handel produktami rolnymi z Ukrainą?
Ciągle nie uregulowaliśmy problemu importu zboża z Ukrainy. Nie ma porozumienia między rządem w Kijowie, które rozwiązywałoby ten problem. Na szczęście, po naszej stronie stanęli Francuzi. „Francja będzie wspierać Polskę w uniemożliwianiu Ukrainie transportu zboża do Europy. Wymyślą przepisy, inspekcje i ograniczą eksport” – to cytat z jednego z ukraińskich serwisów rolniczych.
Ukraińcy "bokiem" puścili zboże warte 32 mld zł
Przy okazji dyskusji, które w związku z tym toczą się nad Dnieprem, wychodzą nowe fakty. Okazuje się także, że ukraińskie władze mają ogromny problem z nierejestrowanym eksportem ziarna. Zgodnie z obowiązującymi tam przepisami, każdy eksporter musi przekazać zarobione za granicą euro lub dolary do banku w ciągu 90 dni od transakcji, a bank wymienia mu te waluty na hrywny. Eksporterzy ukraińskiego ziarna, żeby uniknąć wymiany na niewiele warte hrywny, płacą jego dostawcom w gotówce, nigdzie nie rejestrując transakcji i nie muszą wymieniać twardej waluty. Z odprawą celną towarów świetnie sobie radzą. Ukraiński Bank Narodowy policzył, że według stanu na 1 września 2023 r. bokiem poszło w ten sposób około 8 mld dolarów, czyli 32 mld zł. Tyle warte jest około 34 mln t pszenicy po cenach z września 2023 r. Biedny kraj ta Ukraina. Dlaczego nikt z handlujących tzw. „czarnym zbożem” nie trafił do tej pory przed sąd wojenny za zdradę ojczyzny? Owszem, tamtejszy minister rolnictwa został aresztowany, ale za sprawę sprzed 7 lat, dotyczącą państwowej ziemi.
Przymrozki znacznie obniżą zbiory rzepaku
My natomiast mamy swoje problemy. Fala nocnych mrozów w kwietniu na pewno nie poprawi plonów, zwłaszcza rzepaku. Zobaczymy, jak zachowają się towarzystwa ubezpieczeniowe. Pamiętam, jak kilkanaście lat temu likwidator szkód policzył, że choć rolnik stracił na skutek przymrozków 55% plonu rzepaku, to i tak zostało mu na polu ponad 4 t/ha. Wówczas jednak firmy ubezpieczeniowe uczyły się rolnictwa na nowo po likwidacji obowiązkowych ubezpieczeń na przełomie lat 80. i 90. Uczyli się go także ustawodawcy, bo w pierwszej ustawie o dopłatach do ubezpieczeń rolnych kukurydzę zaliczono do roślin, które można ubezpieczyć od ujemnych skutków przezimowania.
Polskie mleczarstwo w klinczu. Markety żądają obniżenia cen zbytu nabiału
Nie kończą się też kłopoty przetwórców i producentów mleka. Wraz z wiosną z sieci handlowych popłynęły żądania obniżenia cen zbytu nabiału. Polskie mleczarstwo znalazło się w klinczu. Niebywałą koniunkturę w 2022 r. dodatkowo napędziło u nas około 2 mln uchodźców z Ukrainy, z których większość wróciła do siebie. Zostaliśmy więc z wysokimi cenami rzuceni na pożarcie kryzysu.
Na rynkach tradycyjnie zaopatrywanych przez Europę musimy konkurować z dostawcami z Nowej Zelandii, gdzie średnia cena mleka na bieżący sezon to 1,41 zł/l. Efekt jest taki, że na przykład eksport pełnego mleka w proszku z Europy na rynki Afryki Północnej i Bliskiego Wschodu spadł w ciągu 10 lat o 30% (czyli 77 tys. t). Na dodatek, dziś proszek płaci bardzo słabo, więc w Polsce ten kto może unika jego produkcji. Coraz więcej mleka trzeba więc przetworzyć na twarogi, jogurty itp. Dodatkowo zwiększając podaż na krajowym rynku, co bezlitośnie wykorzystują sieci handlowe. I tu koło się zamyka.
Paweł Kuroczycki, redaktor naczelny "Tygodnika Poradnika Rolniczego"