Jak wejście Ukrainy do UE wpłynie na polskie rolnictwo?
Już 10–12 lat temu rolnicy z Podkarpacia protestowali przeciw importowi ziarna z Ukrainy. W minionym sezonie skutki importu odczuliśmy w całym kraju. A co będzie, jeśli Ukraina rzeczywiście wejdzie do UE i zniknie jakakolwiek granica, która dziś uniemożliwia sprzedaż ukraińskiego zboża w Polsce? Nasz wschodni sąsiad w warunkach wojny zwiększył produkcję zbóż i oleistych z 69 mln t w 2022 r. do 78 mln ton w 2023 r. Czy polscy rolnicy za siedem lat będą musieli zamknąć swoje ciągniki i kombajny w garażach i poszukać sobie lepszego zajęcia?
Wydaje się, że tak być nie musi:
- po pierwsze, ukraińskie ziarno jest dziś tak konkurencyjne, bo z powodu wojny kosztuje dużo mniej a decydują o tym problemy z jego wywozem,
- po drugie, Ukraińcom nie opłaca się wozić dużych ilości ziarna ciężarówkami po Europie, bo to transport znacznie droższy niż morski; po wojnie nie będzie już żadnych korytarzy na Morzu Czarnym, wróci normalny handel,
- po trzecie, ukraińskie agroholdingi będą musiały przestrzegać tych samych regulacji, co rolnicy w UE, w szczególności dotyczących środków ochrony roślin, nawożenia itp. A dziś nie muszą się nimi przejmować.
Nieco inaczej może być z produkcją, na przykład ukraińskiego drobiu, który od dawna sprawia ogromne kłopoty polskim producentom. To z kolei oznacza niespotykane problemy na polskim rynku zbóż paszowych, drób jest bowiem ich głównym konsumentem. Zobaczymy także, jak na Ukrainie poradzą sobie z produkcją wieprzowiny i mleka. To kraj dwukrotnie większy niż Polska, a zamieszkały obecnie pewnie przez podobną lub mniejszą liczbę ludności. Ma więc znacznie lepsze warunki do budowy wielkich ferm mlecznych i produkujących tuczniki.
Dlaczego należy martwić się na zapas wejściem Ukrainy do UE?
Bo czas leci szybko. Dwa lata temu członkostwo Ukrainy w UE wydawało się realne może w 2050 roku. Wydarzenia przyspieszyły i zamiast 27 lat, mamy lat siedem. Te siedem lat trzeba przede wszystkim spożytkować na wzmocnienie własnego rolnictwa, tak aby wytrzymało konkurencję z sąsiadami zza wschodniej granicy, bo kolejne siedem lat może być chudych. W ferworze przedwyborczej walki jakoś nie słychać, aby ktoś w ogóle interesował się tym problemem.
A przecież wojna z Rosją powinna skończyć się w pierwszej połowie 2024 r., bo jesienią w Stanach Zjednoczonych będą wybory prezydenckie i Joe Biden potrzebuje sukcesu – pokonania Rosji bez utraty jednego amerykańskiego żołnierza. Wówczas rozpocznie się też odbudowa zniszczonego wojną kraju. Kilkaset miliardów euro to suma tak duża, że nawet tamtejsze skorumpowane elity nie zdołają wszystkiego rozkraść i wchodząca do Unii Ukraina może być krajem zupełnie innym niż przed wojną, znacznie nowocześniejszym i bardziej konkurencyjnym.
Niższe dopłaty dla polskich rolników po wejściu do UE
Wróćmy jednak na nasze podwórko. W minionym tygodniu poznaliśmy stawki dopłat bezpośrednich, choć mówić o nich w ten sposób, to dziś nieporozumienie. System został tak skomplikowany i przeszedł tak wiele przeobrażeń, że nie przypomina tego, co funkcjonowało, kiedy wchodziliśmy do Unii. Nie zmieniło się natomiast jedno – polski gospodarz w UE jest rolnikiem drugiej kategorii, nasze dopłaty nadal są niższe niż w tzw. krajach starej Unii. Bruksela przestała już nawet obiecywać, że kiedykolwiek wyrówna dopłaty, obecnie są one „sprawiedliwe”. Czy wyrównanie dopłat będzie jednym z punktów programu ministra rolnictwa w rządzie, który powstanie po 15 października? Miejmy nadzieję, że tak.
Rolnicy, idźcie na wybory
A jeśli padła data wyborów, to nie sposób ponowić apelu, abyście drogie Czytelniczki i Czytelnicy, w niedzielę 15 października, przeznaczyli pół godziny na oddanie głosu, zgodnie z waszymi przekonaniami i sumieniem. Głos wsi i rolników tylko wtedy będzie się liczył, kiedy będzie słyszalny, a to może zapewnić tylko liczny udział w wyborach.
I na koniec trochę otuchy dla mleczarzy. Wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują, że produkcja mleka na świecie w zasadzie przestała rosnąć. Już niebawem, świat przeje zapasy zgromadzone z powodu pandemii COVID i wojny w Ukrainie. Wówczas wzrośnie zapotrzebowanie na produkty nabiałowe, ale od tego krowy nie zaczną się lepiej doić. I na świecie – w 2024 r. –zacznie brakować mleka. Takie są przewidywania holenderskiego Rabobanku.
Paweł Kuroczycki