Susza zabiera plony rolnikom
Wypalone zboża, popękana ziemia i łąki jak po glifosacie. Tak wyglądają skutki dramatycznej suszy, jaka dotknęła w tym roku rolników. Najbardziej ucierpieli ci, którzy mają gospodarstwa na Pomorzu, Mazurach i Kujawach. Tam deszczu nie było od tygodni. A nawet jak punktowo gdzieś spadł, to był na tyle mały, że nie uratował plonu.
Miesiąc bez deszczu. "Żyto praktycznie wypaliło w całości"
- U mnie opadów nie było przez 29 dni, od św. Izydora. Dopiero wczoraj spadło 8 litrów, ale to nie wystarczy, żeby uratować moją grykę. Oceniam, że na stanowiskach położonych na 6 klasie straty sięgają już 50 proc. W okolicznych powiatach na 5-6 klasie straty w zbożach dochodzą do 90 proc., a żyto praktycznie wypaliło w całości – mówi w rozmowie z nami Marcin Konicz, rolnik ze wsi Jeglia w powiecie działdowskim, w woj. warmińsko-mazurskim, który uprawia rośliny miododajne.
Pan Marcin przyznaje, że takiej suszy na Mazurach w maju nie pamięta.
- W maju 2021 spadło 116 litrów/m2, w 2022 już 39 l/m2, a w 2023 tylko 13 l/m2 – wylicza rolnik.
Krupiński: pierwszy pokos był o 30 proc. mniejszy, a drugiego praktycznie nie ma
Także Konrad Krupiński, wiceprezes Warmińsko-Mazurskiego Związku Hodowców Bydła Mlecznego i rolnik z woj. warmińsko-mazurskiego załamuje ręce. Susza mocno redukuje plony jego i okolicznych rolników.
- Zboża jare na ciężkich stanowiskach zupełnie nie powschodziły. A z kolei na słabszych stanowiskach pszenżyto zostało praktycznie wypalone. Kukurydze powschodziły, ale już powinny zakryć międzyrzędzia. Jeśli w ciągu najbliższych dni nie dostaną wody, wyschną na wiór! W mojej okolicy pola są żółte. Wszystko wygląda jak na koniec sierpnia, a nie na początek czerwca – żali się rolnik.
Krupiński martwi się też o swoje krowy. Do wyżywienia ma stado 50 sztuk bydła, a susza zabrała mu trawy.
- Pierwszy pokos był o 30 proc. mniejszy, a drugiego praktycznie nie ma. Mam jeszcze jakiś zapas paszy, ale boję się, że nie wystarczy – mówi nam rolnik. I dodaje, że w jego okolicy hodowcom, którzy mają dużo bydła, ale mało ziemi, zapasu paszy wystarczy na 2-3 miesiące.
- Będą musieli dokupić siana. Ale ceny bel idą w górę, więc kogo będzie na nie stać, skoro cena mleka spada? Susza doprowadzi do tego, że rolnicy nie będą mieć wyjścia i zaczną likwidować stada – ocenia Krupiński.
Producent mleka z okolic Drawna: zapas paszy się skończył, będzie redukcja stada
W takiej dramatycznej sytuacji jest już Łukasz Buchajczyk, producent mleka z okolic Drawna (woj. zachodniopomorskie). Gospodarstwo Rodzinne „Buchajczyk”, które prowadzi wraz z bratem i rodzicami utrzymuje 200 sztuk krów. Właśnie skończył im się zapas paszy i od wczoraj karmią zwierzęta pierwszym pokosem. Z bólem serca podjęli decyzję o redukcji stada.
- To jest dramat. Po pierwszych pokosach łąki wyglądają tak, jakby ktoś oblał je glifosatem. Są żółte, wyschnięte, wypalone do samej ziemi, nie ma co kosić! Od marca do maja było zimno, więc nie mamy traw nawet z torfowisk, bo torf nie miał dostatecznie wysokiej temperatury. Ponieważ zapas paszy nam się skończył, zaczęliśmy skarmiać krowy pierwszym pokosem. Ale nie damy rady wytworzyć takiej ilości paszy, żeby nasze krowy mogły przetrwać. Dlatego dlatego podjęliśmy decyzję o redukcji stada. Już wczoraj pierwsze sztuki pojechały – mówi smutno rolnik. Ale dodaje, że szuka pomysłu na zapewnienie paszy. Wraz z innymi hodowcami zamierza wystąpić do rządu o ułatwienia w zakupie wysłodków buraczanych.
Buchajczyk: pszenica sypnie maksymalnie 1-2 tony z ha
Buchajczykom wyschły nie tylko trawy, ale i zboża. 50 ha żyta muszą spisać na straty.
- Z żytem praktycznie się pożegnałem. Ono po prostu umarło. Nawet jakby lało teraz przez kilka dni, nic już z tych roślin nie będzie. Na 6 klasie uschło w 100 proc., a na 5 – w 80 proc. Trochę odbija żyto, które skosiłem na kiszonkę, ale pilnie potrzebuje deszczu. W nie najgorszej kondycji jest także pszenica ozima na glebach 4a i 4b. Ale jeśli nie dostanie wody, to sypnie maksymalnie 1-2 tony z ha – ocenia Buchajczyk.
Jego gospodarstwo czeka więc kolejny ciężki rok. Zboża wyprodukowane na najdroższym nawozie i paliwie w historii praktycznie nie dadzą plonu. Nie zwrócą się nawet koszty.
- Mało że dałem najdroższy nawóz i paliwo, to jeszcze zastosowałem drogi materiał siewny kwalifikowany. I teraz pozostanie mi tylko policzyć straty – zaznacza rolnik.
"Kukurydza posiana miesiąc temu miejscami nawet nie powschodziła"
Starty liczy także Tomasz Sikorski, hodowca bydła z powiatu stargardzkiego (woj. zachodniopomorskie). W tym roku kiszonki z żyta będzie miał aż o 30 proc. mniej.
- Ta susza nas dobija. Mimo zapowiedzi synoptyków, nie pada żaden deszcz. Żyta, z którego przygotowujemy kiszonki, zebraliśmy o 30 proc. mniej, a siana o połowę mniej. Z kolei kukurydza posiana miesiąc temu po życie miejscami nawet nie powschodziła. Na ten moment ze 120 ha pszenżyta wyschła mi połowa, z 75 hektarów pszenicy 30 proc. a z 23 hektarów jęczmienia - 40 proc. Kłosy są w większości pozasuszane i nie uratuje ich już żaden deszcz – wylicza pan Tomasz.
Barna: nie mamy pieniędzy, nie będziemy mieć też żniw
O deszcz modli się także Stanisław Barna, przewodniczący Zachodniopomorskiego Zespołu Koordynacyjnego Związków i Organizacji Rolniczych. Jest przerażony skutkami suszy w swoim regionie.
- Na polach jest tragedia. W tej chwili wiele upraw jest powypalanych, bo kolejna z rzędu susza spowodowała, że wody gruntowe opadły o 2-3 m, a więc korzeń palowy do nich nie sięga. Jeśli w ciągu kilku dni nie popada, zboża nie wytworzą ziaren, tylko zaschną. Nie będziemy mieli co kosić w żniwa. W moim gospodarstwie starty sięgają już 50 proc. – ocenia Barna.
Rolnik zaznacza, że przez suszę gospodarstwa wpadną w duże tarapaty finansowe.
- Ziszcza się czarny scenariusz. Z opracowania WIR wynika, że w tej chwili do hektara pszenicy musimy dołożyć 1800 zł. Ja się pytam: z czego dołożyć? Wielu z nas sprzedało zboże w niskiej cenie, albo jeszcze ma je na magazynie. Nie mamy pieniędzy, a zapowiada się, że nie będziemy mieć także żniw. Aż boję się pomyśleć, co nas czeka – mówi Barna.
Rolnicy chcą powołania komisji suszowych. Zorganizowali specjalna akcję
Rolnicy martwią się też, że przez wadliwą aplikację suszową nie otrzymają należnej im pomocy suszowej. W ich ocenie ocena skutków suszy za pomocą aplikacji nie jest wiarygodna i precyzyjna. Dlatego domagają się, by straty szacowali rzeczoznawcy, a nie aplikacja.
W związku z tym składają wnioski o szacowanie szkód do urzędów gmin. Mają nadzieję, że ta akcja otworzy oczy ministerstwu rolnictwa i zgodzi się ono, by wojewodowie znów powoływali komisje szacujące straty.
By zachęcić rolników do składania wniosków do urzędów gmin, Zachodniopomorska Solidarność przygotowała specjalny formularz takiego wniosku, który można pobrać TUTAJ.
- Rolnicy, składajcie wnioski do urzędów gmin. Wspólnie możemy doprowadzić do prawidłowego szacowania strat. Ta akcja to nasz sprzeciw przeciwko aplikacji. Będziemy walczyć o to, żeby rząd odrzucił w tym roku aplikację i żeby ją zmodyfikował na przyszły rok – apeluje Barna.
Kamila Szałaj