Produkcja i eksport produktów rolno-spożywczych w warunkach wojny w Ukrainie były tematem jednego z paneli 9 Europejskiego Kongresu Menedżerów Agrobiznesu, który odbył się 22 lutego w Żninie. Z dyskusji płynie wniosek, że przyczyną większości nieszczęść naszych rolników jest nie tylko Ukraina, ale to właśnie przy okazji wojny w Ukrainie ze zwielokrotnioną siłą wychodzą zaniedbania, jakie mamy w sferze krajowego i unijnego rolnictwa, którego jesteśmy częścią.
Kołodziejczak chciałby wrócić w handlu z Ukrainą do kontyngentów sprzed wojny
Jak zapewniał wiceminister rolnictwa Michał Kołodziejczak, Polska prowadzi rozmowy z Ukrainą na temat licencjonowania eksportu produktów, choć zdaniem wiceministra te rozmowy powinna prowadzić Komisja Europejska i to ona powinna ustalić bezpieczne zasady importu dla całej Unii.
Wiceminister Kołodziejczak wskazywał na powrót do kontyngentów, które funkcjonowały przed wojną. Mówił także o potrzebie wprowadzenia rozwiązań, które spowodowałyby, że towary, które nie wjeżdżają do nas, ale wjeżdżają do innych unijnych krajów, były eksportowane dalej. Obecnie bowiem blokują nam strategiczne dla naszego eksportu unijne rynki zbytu.
Kołodziejczak odniósł się także do importu produktów rolnych do Unii z Rosji. Jak wyliczał, 3 lata temu z Rosji do Polski wjechało łącznie około miliona ton zbóż, dwa lata temu było to około 900 tys. ton, a w ubiegłym roku było to około 1,4 mln ton. Z czego do Polski wjechały śladowe ilości.
Gryn: niskie ceny zbóż to efekt zaniedbać w przemyśle przetwórczym i ograniczenia produkcji zwierzęcej w Polsce
Wiesław Gryn, wiceprezes zarządu Zamojskiego Towarzystwa Rolniczego, zwracał uwagę na wieloletnie zaniedbania w kontekście zagospodarowania nadwyżki zbóż w Polsce. Zaniedbano nie tylko infrastrukturę i przemysł przetwórczy, ale przede wszystkim rozwój produkcji zwierzęcej, która mogłaby tę nadwyżkę skonsumować. W jego ocenie nasze rolnictwo nie zostało przygotowane na zderzenie z rolnictwem globalnym – i nie chodzi tu jedynie o Ukrainę.
Marciniak z InfoGrain: Ukraina to temat zastępczy. Problemem jest to, że Rosja przejęła część europejskich klientów
– Ukraina to jest obecnie temat zastępczy, bo dzisiaj najłatwiej na Ukrainę zrzucić to, że mamy niskie ceny zbóż w Polsce – mówił z kolei Mirosław Marciniak, niezależny analityk rynków rolnych.
Marciniak zwrócił uwagę na Rosję, która miała 2 lata z rzędu bardzo wysokie zbiory.
– 2022 rok był tam rekordowy, a ubiegły był drugim najlepszym w historii. Co to oznacza? Że Rosjanie mają rekordowe zapasy i rekordową nadwyżkę eksportową. To właśnie Rosja bardzo mocno oddziałuje na ceny. Ponadto Rosja weszła tak naprawdę na rynki, na które sprzedawała jeszcze parę lat temu Europa. Arabia Saudyjska praktycznie większość swoich pszenicy pozyskiwała z krajów nadbałtyckich, między innymi z Polski. Dla nas był to jeden z największych odbiorców pszenicy. Algieria kupowała z kolei pszenicę z Francji. Unijna pszenica wyjeżdżała też do Egiptu. Dzisiaj Arabia Saudyjska praktycznie całość pszenicy kupuje z Rosji, Algieria – połowę, Egipt podobnie. To tylko pokazuje, że jeżeli zamkniemy granice z Ukrainą, nie wpłyniemy na ceny zbóż ani na giełdzie Matif w Paryżu, ani w Chicago – podkreślał analityk.
Ekspert: żeby Polska pozbyła się nadwyżki zbóż, musi konkurować z tanią pszenicą z Rosji i Ukrainy
Marciniak mówił także o bardzo dużej nadwyżce kukurydzy na świecie. Polska ma natomiast, według analityka, nadwyżkę zbóż w tym sezonie na poziomie 12 mln ton.
– Żeby tę nadwyżkę wyeksportować, musimy być konkurencyjni. Przez wiele miesięcy to się nie udawało, ponieważ ceny w Polsce były za wysokie zarówno w stosunku do cen w Rosji, jak i na Ukrainie. Ponadto trzeba mieć na uwadze również to, że najwięksi importerzy, czyli Afryka i Bliski Wschód, mają w tej chwili bardzo duże problemy gospodarcze. Egipt organizuje dzisiaj przetargi z terminem płatności 180 albo 270 dni. To pokazuje, że próbuje znajdować finansowanie poza rynkiem bankowym, bo nie jest w stanie sobie z tym poradzić. Tak więc żeby sprzedać nadwyżki zbóż, musimy być konkurencyjni cenowo – przekonywał Marciniak.
Kontrakty terminowe mogłyby rozwiązać część problemów rolników
W ocenie analityka żeby nie ponosić tak wysokich kosztów kryzysów na rynkach rolnych, nasi rolnicy powinni zmienić podejście do sprzedaży.
– Producenci rolni muszą nauczyć się zarządzania ryzykiem w rolnictwie. Nawet najlepsza infrastruktura nam nie pomoże, jeżeli rolnicy przez pół roku nie będą sprzedawali, a później przez 2 miesiące będą chcieli pozbyć się z magazynów 4–5 mln ton zbóż. O zabezpieczeniu transakcji sprzedaży trzeba zacząć myśleć już na etapie zasiewów. Temu służą między innymi kontrakty terminowe – namawiał Marciniak.
Polskie rolnictwo czeka kolejna fala konsolidacji?
Julij Zoria, ekspert ds. międzynarodowego handlu i współpracy między Ukrainą a Polską, zwracał z kolei uwagę na to, że jeśli Polska chce konkurować na światowych rynkach zbóż, musi postawić na koncentrację gruntów, inaczej nigdy nie wygra z kosztami, jakie ponoszą rolnicy w Ukrainie, USA czy Argentynie. Wzrost cen produktów rolnych będzie bowiem napędzał jedynie wzrost cen mąki, pieczywa, paszy dla zwierząt itd.
Piątkowska: tzw. karuzela zbożowa się nie opłaca
Z kolei Monika Piątkowska, prezes Izby Zbożowo-Paszowej, odniosła się do powielanych w mediach opowieści o krążącym pomiędzy Litwą, Niemcami i Polską ukraińskim zbożu.
– Pojawiają się w przestrzeni publicznej takie głosy, że ukraińskie zboże brane jest na wycieczkę do Niemiec, do Litwy, a potem obwodnicą wraca do Polski. Nikt jednak nie zwraca uwagi na to, że światem rządzi ekonomia. Dzisiaj różnica między ceną zboża polskiego a ukraińskiego nie jest tak duża, żeby opłacało się ze zbożem wędrować. Nikt nie będzie kupował ukraińskiej pszenicy „wycieczkowanej” po Europie za 900 zł/t – bo po dodaniu kosztów transportu tyle mniej więcej to wyjdzie – skoro polską może kupić taniej – tłumaczyła Piątkowska.
Magdalena Szymańska