W tym tygodniu cena rzepaku na paryskiej giełdzie Matif osiągnęła historyczny szczyt – kontrakty terminowe na maj opiewały niemal na 1100 euro/t. Wzrosły także światowe ceny olejów roślinnych. Skąd te podwyżki? Ich powód może być zaskakujący, ale właśnie w ten sposób rynki zareagowały na decyzję Indonezji o zakazie eksportu oleju palmowego. Ten największy na świecie producent oleju palmowego od 28 kwietnia nie będzie realizował jego dostaw.
Dlaczego Indonezja wstrzymuje dostawy oleju palmowego?
Wstrzymanie sprzedaży oleju przez indonezyjskie władze jest podyktowane niedoborami tego surowca w kraju. Wojna w Ukrainie i susza w Ameryce Południowej wzbudziły obawy o dostawy olejów słonecznikowego i sojowego, więc eksporterzy chętnie sprzedawali olej palmowy za granicę, zwłaszcza że jego ceny od końca 2021 roku wzrosły o połowę. W efekcie zabrakło go dla zwykłych Indonezyjczyków. Zdaniem analityków nadal będzie drożał, biorąc pod uwagę fakt, że Indonezja odpowiada za 56 proc. światowych dostaw oleju palmowego.
- Wstrzymanie sprzedaży zwiększy koszty producentów żywności na całym świecie i zmusi do szerszego zastosowania olejów roślinnych na cele spożywcze, ograniczając tym samym produkcję biopaliw – oceniają eksperci.
Przez decyzję Indonezji ceny olejów roślinnych poszły w górę na całym świecie
W odpowiedzi na decyzję Indonezji wzrosły też ceny alternatywnych olejów roślinnych. Olej sojowy w Hamburgu kosztuje obecnie 8,4 tys. zł/t, a jeszcze na początku tego roku jego cena nie przekraczała 6,2 tys. zł. Coraz droższy jest także olej rzepakowy, nie wspominając już o samym rzepaku, którego notowania biją rekordy. Ceny tych surowców windowane są także przez obawy o poważne niedobory oleju słonecznikowego z Ukrainy oraz przez złe warunki siewu rzepaku w Kanadzie.
Ceny pasz też mogą znacznie wzrosnąć
Niestety, wyższe notowania rzepaku, soi czy olejów i śrut przekładają się na podwyżki cen pasz dla zwierząt. Rolnicy już od wielu miesięcy zmagają się z rosnącymi kosztami żywienia. W chowie drobiu, bydła czy trzody chlewnej nakłady te wzrosły nawet o 60 proc.
- Od początku 2021 do dziś (kwiecień 2022) wzrost ten wyniósł aż 60 proc., z czego 20 proc. podwyżki odnotowano w następstwie wojny w Ukrainie – wylicza Mateusz Pałejko, Dyrektor Działu Zakupu Surowców i Analiz Rynkowych Wipasz.
Dziś za tonę paszy trzeba zapłacić powyżej 2 tys. zł. A przez te galopujące ceny, wielu hodowców bydła już ogranicza stosowanie pasz treściwych na rzecz objętościowych.
- Rolnicy stają teraz przed dylematem, czy opasa karmić lepszą paszą, która daje większe przyrosty i sprzedać go po 24 miesiącach, czy taniej go żywić, ale trzymać np. 28-30 miesięcy. U mnie bardziej się opłaca przetrzymać dłużej, bo mam dużo własnej paszy objętościowej – mówi nam rolnik z Wielkopolski, producent jałówek mięsnych.
Podwyżek cen pasz boją się także producenci trzody chlewnej, bo tu stosunek kosztów wyżywienia tucznika do ceny jego skupu jest najmniej korzystny ze wszystkich gałęzi produkcji zwierzęcej.
- Żeby przy tych cenach żywienia produkcja trzody była opłacalna, tucznik musiałby kosztować 10,50 zł/kg wbc. Na obecną chwilę sprzedajemy po 2 zł taniej, więc nadal dokładamy do tego interesu. Jeśli koszty żywienia jeszcze bardziej wzrosną, trzeba będzie likwidować chów – wyjaśnia nam pan Piotr, rolnik z powiatu żnińskiego (woj. kuj-pom.).
I niestety, taki scenariusz może się wkrótce ziścić, zwłaszcza że rynki światowe nie są przygotowane na przedłużający się niedobór indonezyjskiego oleju palmowego czy ukraińskiego oleju słonecznikowego. A po reakcjach kupców na Matifie czy amerykańskim CBoT widać, że braki te próbują nadrobić rzepakiem i soją.
oprac. Kamila Szałaj