Rozmowy z Mercosur jak kabaret
Podpisanie umowy z krajami Ameryki Południowej nie będzie miało bezpośredniego wpływu na rynek mleka. Jednak zagrozi dochodom dostawców mleka, czerpiącym zysk ze sprzedaży odsadków.
Największy nacisk na podpisanie umowy o wolnym handlu z grupą państw, spośród których najistotniejszymi są Brazylia i Argentyna, kładły początkowo Niemcy oraz kraje Europy Południowej. Jednak Włochy w ubiegłym tygodniu zaczęły wyrażać wątpliwości.
Od początku największym przeciwnikiem zawarcia umowy pozostaje jednak Francja. Kraj ten nigdy nie podzielał entuzjazmu dla wszelkich inicjatyw liberalizujących obrót produktami żywnościowymi z państwami trzecimi. Nie jest inaczej w odniesieniu do handlu z Ameryką Południową. Niemniej głos samej Francji nie jest tu wystarczający i jak na razie zaczyna znajdować uznanie wśród kolejnych członków Unii Europejskiej. Czy przeważający to jeszcze się okaże, ponieważ sam tryb procedowania porozumienia zaczyna być irytujący, a nawet skandaliczny.
Dlaczego umowa UE-Mercosur budzi sprzeciw wśród części krajów Unii Europejskiej?
Sam podział umowy na dwie części jeszcze potrafiłby się obronić, gdyby nie fakt, że mamy do czynienia z utworzeniem największej z funkcjonujących obecnie stref wolnego handlu. Tymczasem część decyzji dotyczących części handlowej zapaść ma obecnie wprost w Brukseli z pominięciem głosu państw członkowskich. Jest tak chociażby w kwestii zwiększenia wyznaczonych pierwotnie kontyngentów. Ponadto same kontyngenty miałyby być pozbawione obciążeń jakimikolwiek cłami.
Wyjątkowo często poruszanym obszarem są klauzule ochronne. W początkowym okresie funkcjonowania miałyby one pozwolić na tymczasowe wycofanie się z preferencji przewidzianych porozumieniem, jeśli powodowałyby one szkody ze względu na zbyt intensywną wymianę handlową i masowy napływ towarów na rynek którejś ze stron. Z poszczególnych państw płyną jednak głosy, że nie jest to dostosowane do specyficznej działalności rolniczej. Właściwie w odniesieniu do produkcji rolnej samo ich uruchomienie jest nawet nie tyle trudne, co prawie niemożliwe.
Brak tych samych wymogów co do jakości i sposobu produkcji żywności budzi największe kontrowersje wśród europejskich rolników
Znaczne kontrowersje budzi też obszar związany z samą jakością i sposobem produkcji rolnej. Państwa będące członkami Mercosur nie muszą spełniać tak rygorystycznych wymagać w żadnej z rozpatrywanych kwestii, a są one wręcz dość luźne w porównaniu do krajów unijnych.
Dość dosadnym tego przykładem jest zdarzenie z początku bieżącego miesiąca. Piątego listopada Unia Europejska i Wielka Brytania ogłosiły całkowite wstrzymanie importu wołowiny z Brazylii. Decyzja ta była spowodowana obawami dotyczącymi stosowania estradiolu, czyli hormonu stosowanego przy produkcji zwierząt gospodarskich (przyspieszający wzrost). Jego stosowanie jest zabronione w państwach unijnych ze względu na możliwe zagrożenie dla zdrowia. Z kolei brazylijska administracja nie jest w stanie zagwarantować jego braku w eksportowanym mięsie.
Z samą brazylijską hodowlą wiąże się jeszcze jedna kwestia, wyjątkowo mocno podkreślana w państwach unijnych. W tamtejszych warunkach nie da się zagwarantować identyfikowalności zwierząt. Trudno nie stwierdzić, że podejście do hodowli w Ameryce Południowej jest skrajnie inne. Nie powinno więc zatem dziwić wzburzenie hodowców, których i tak z biegiem czasu ubywa, faktem, że wymaga się od nich spełnienia kolejnych wymogów, podczas gdy w drugą stronę kierowane są ulgi. Co więcej, wielu z nich wręcz byłoby wypchniętych z rynku w niektórych obszarach. W przypadku producentów mleka ucierpiałoby nie główne źródło dochodu, jakim jest wytwarzanie mleka surowego, lecz to poboczne, czyli sprzedaż zwierząt, których z różnych przyczyn nie ma zamiaru utrzymywać się w stadzie.
Jeżeli już o wymogach mowa, to problem ten nabiera jeszcze większego znaczenia w odniesieniu do wdrażanej w Unii Europejskiej polityki Zielonego Ładu. Zrównoważony rozwój jest hasłem odmienianym obecnie przez wszystkie przypadki. Bez wątpienia jest to jeden z tematów, które zajmują producentów i przetwórców mleka. Aby spełnić jego cele przeformatowano już system dopłat w rolnictwie, a wygląda na to, że zostanie wywrócona również cała Wspólna Polityka Rolna.
Z kolei od przetwórców wymaga się ukierunkowywania inwestycji zgodnie z sześcioma obszarami mogącymi mieć wpływ na środowisko naturalne lub zużycie zasobów przedsiębiorstwa. Podobnie jest zresztą w reszcie tak zwanych państw zachodnich, jak Stany Zjednoczone czy Kanada, gdzie programy związane ze zrównoważonym rozwojem są rozwinięte nawet bardziej niż w państwach unijnych. Podobne jak UE podejście prezentują również Japonia, Australia czy Nowa Zelandia. I tu zaczyna się dość istotny problem.
Również członkowie krajów Mercosur mają wątpliwości co do zliberalizowania handlu
Jak wiadomo do tanga trzeba dwojga. Jednak do tańca brak chętnych nie tylko po europejskiej stronie. Wątpliwości pojawiają się wśród jednego z dwóch najistotniejszych członków Mercosur, czyli Argentyny. Państwo to wielokrotnie deklarowało, że porozumienie państw Ameryki Południowej nie spełnia jej oczekiwań.
Po wyborach prezydenckich wygranych przez Javiera Milei, wprost mówiono o tym, że dalsze negocjacje umowy z Brukselą nie mają jakiegokolwiek sensu, ponieważ nowo wybrany prezydent Argentyny był jednym z najzagorzalszych przeciwników istnienia samego Mercosuru.
Poglądy Javiera Milei w odniesieniu do polityki klimatycznej, którą Unia Europejska obrała jako wiodący cel, są takie same jak statystycznego Polaka, Niemca czy Hiszpana, czyli że ktoś tu jednak zbyt się zagalopował. Wobec tego stawianie Argentynie warunków związanych z realizacją wymogów odnoszących się do celów klimatycznych będzie nieskuteczne. Zresztą tamtejsze władze mają zamiar, tak jak i Stany Zjednoczone po ostatnich wyborach prezydenckich, porzucić Porozumienie Paryskie narzucające jego sygnatariuszom cele związane z redukcją emisji gazów cieplarnianych.
Nie powinno zresztą to dziwić, ponieważ Argentyna, tak jak i inne kraje Mercosur, są państwami ukierunkowanymi na eksploatację surowców. Szczególnie w przypadku Argentyny nie dotyczy to tylko upraw czy hodowli bydła mięsnego i mlecznego, ale również wydobywania kopalin. W tym kierunku, a nie rolnym, mają też zamiar ukierunkowywać gospodarkę obecne władze Argentyny.
W efekcie, jeżeli dojdzie do podpisania umowy, każdy sektor produkcji rolnej będzie poszkodowany. Chociażby ze względu na brak lustrzanych warunków produkcji. Wobec tego wcale nie dziwią deklaracje, jak ta francuskiego prezydenta, że podpisanie umowy w obecnym kształcie nie jest możliwe. Trudno nie przyznać mu racji, ponieważ kolejne już na siłę prowadzone negocjacje zaczynają ocierać się o kuriozum.
Artur Puławski