
Czym jest dyrektywa ROP i jakie zmiany wprowadza w gospodarce opakowaniowej?
Jednak zazwyczaj największe zagrożenia, to te wewnętrzne. Tak wydaje się być w dyskutowanej gorąco ustawie o rozszerzonej odpowiedzialności producenta – w skrócie ROP. W praktyce jest ona częścią pakietu przepisów dotyczących gospodarki opakowaniowej całej Unii Europejskiej.
Z niektórymi jego elementami już można się spotkać. Są to chociażby dodatkowe opłaty za opakowania na wynos, które wynikają z tak zwanej dyrektywy SUP (Single Use Plastics). Niemniej, to z czym mamy do czynienia w przypadku rozszerzonej odpowiedzialności producenta jest nieporównywalne z niczym w skali oddziaływania na producenta rolnego, przetwórcę i handel detaliczny. O co tak właściwie chodzi w dyrektywie ROP?
W przypadku kwestii związanych z Zielonym Ładem bardzo często mówiono o celach emisyjnych. Mniej medialnym elementem, ale również w znacznym stopniu oddziałującym na rynek, przede wszystkim żywności, ale też kosmetyków, są wspomniane przepisy, które kosztami zbiórki i przygotowania do recyklingu odpadów opakowaniowych obciąża wprowadzającego. To, czy znajdą się one w naszym prawodawstwie jest niemal pewne i raczej nie ma co się łudzić, że nagle zmieni się ten stan rzeczy. Nie mniej istotnym jest to, w jakie ramy przepisy te zostaną ubrane. Podstawowym celem dyrektywy są oczywiście kwestie środowiskowe, które mają być osiągane poprzez system selektywnej zbiórki opakowań oraz zwiększenie udziału materiałów pochodzących z recyklingu.
Dyrektywa ROP – ekologiczne cele czy ukryty fiskalizm?
Jak zawsze mamy do czynienia z szczytnymi celami. Niemniej wydaje się, że na drodze do ich osiągnięcia przestano zauważać konsekwencje tych działań. Prace nad przepisami prowadzone są od roku 2021, a patronował temu procesowi od strony urzędowej minister Jacek Ozdoba. Po zgłoszeniu pierwszych uwag, których liczba wynosiła 1200, prace nad projektem zostały właściwie zatrzymane.
Tymczasem obecne Ministerstwo Klimatu i Środowiska przedstawiło ostatnio swoją wersję projektu. Wbrew licznym obietnicom, stanowiska, które zgłosiła rekordowa liczba organizacji, w tym wszystkie mleczarskie, zajmujące się produkcją i przetwórstwem żywności oraz dystrybucją żywności do konsumenta, nie zostały wzięte pod uwagę. Wydaje się, że ktoś w wymienionym ministerstwie bardzo mocno wziął sobie do serca popularne swego czasu hasło: Budapeszt w Warszawie. Z projektu wynika, że porzucono prace nad systemem selektywnej zbiórki opakowań zbliżonym do rozwiązań czeskich czy belgijskich, a dokonano skrętu w kierunku systemu, który obowiązuje właściwie tylko na Węgrzech.
Czym różnią się te dwa podejścia? Kluczową kwestią jest udział w całym systemie państwa oraz związanych z nim jednostek, z jednoczesną fiskalizacją przepływów pieniężnych, które miałyby zapewnić zagospodarowanie opakowań. Tym samym producenci zostają całkowicie pozbawieni jakiegokolwiek wpływu na wypełnianie przez nich obowiązków środowiskowych.
Zgodnie z najnowszymi planami ministerstwa klimatu producenci wyrobów w opakowaniach mieliby najzwyczajniej zostać obłożeni specjalną daniną, czyli w praktyce parapodatkiem odprowadzanym do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Zgromadzone w ten sposób środki miałyby być dystrybuowane przez Fundusz do gmin, które w praktyce zajmowałyby się codziennymi sprawami związanymi ze zbiórką odpadów opakowaniowych. W poprzednich wersjach rozporządzenia przyjęto stawki: dla szkła – 319,19 zł/t, tworzywa sztucznego – 886,56 zł/t, papieru i tektury – 414,46 zł/t, opakowania wielomateriałowe – 1049,54 zł/t.
Dlaczego Węgry stały się modelem dla nowych przepisów o opakowaniach?
Dlaczego wzorowano się na Węgrzech, które w działaniach odnoszących się do realizacji wspomnianych przepisów są najmniej efektywne, a porzucono rozwiązania funkcjonujące chociażby we wspomnianych Czechach czy Belgii? Jest to jak na razie zagadką, niemniej najczęściej spotykane komentarze dotyczą faktu, że środki takie można bardzo łatwo dystrybuować oraz za ich pomocą zapewnić pieniądze gminom.
Ponadto, aby system działał w przedstawionym kształcie, konieczne jest stworzenie znacznej liczby urzędników i nowych komórek właściwie na każdym szczeblu władz. Kłóci się to nieco z wizją, jaką prezentuje obecny rząd i forsowane przez niego hasło deregulacji. Urzędnicy z ministerstwa klimatu przedstawili wręcz propozycję, która byłaby hiperegulacją z symptomami nacjonalizacji całego sektora gospodarki.
Jak nowe opłaty uderzą w producentów i konsumentów?
Problem ten dotyka w szczególności produkcji i przetwórstwa żywności. Ponieważ w Polsce aż 60% wszystkich opakowań na rynku pochodzi właśnie z tego. Szczególnie dotkniętymi byłyby tu sektory, gdzie opakowanie pełni przede wszystkim rolę ochronną, czyli wykorzystywane w mleczarstwie i dystrybucji produktów mięsnych. We wcale nie tak ekstremalnej wersji pakietu zmian związanych z gospodarką całkiem realne jest, że niektóre z opakowań właściwie znikną z naszego rynku ze względu na niezrealizowanie celów dyrektyw. Bez wątpienia jednak, każdy w łańcuchu dostaw stanie się finansującym działania na rzecz gospodarki w obiegu zamkniętym w swoich gminach. Nazywajmy rzeczy po imieniu – w obecnej wersji chodzi raczej o aspekty fiskalne, a cele środowiskowe schodzą na dalszy plan. Koszty działań pokryją głównie konsumenci z jednej strony, jak i producenci rolni z drugiej.
Szkoda, że procesy tego rodzaju nie zachodzą w drugą stronę. Chociażby w odniesieniu do zapowiedzi likwidacji budżetu rolnego w Unii Europejskiej. Żadna z organizacji zrzeszających czy to przetwórców, czy też rolników nie zabiega o wyrzucenie przepisów do przysłowiowego śmietnika. Niemniej, każda z nich chciałaby, aby wywracające wręcz pewne obszary ich działalności, przepisy, nie obciążały kieszeni w tak dość trudnym czasie, a działały relatywnie tanio i efektywnie.
Oby nie skończyło się to wszystko, jak z osławionymi papierowymi słomkami. W ich przypadku chęć ratowania środowiska w skrajny sposób pokłóciła się z realiami. Stosowane wcześniej plastikowe materiały do ich produkcji były w znacznej części odzyskiwane i ponownie wykorzystywane. Z kolei, aby w jakikolwiek sposób użytkować słomkę papierową należy pokryć ją plastikowym mikrofilmem, w wyniku czego jest ona po użyciu właściwie bezużyteczna do recyklingu. Aby nie okazało się, że tak jak w ich przypadku, tak w odniesieniu do rozszerzonej odpowiedzialności producenta za opakowanie, nie okazało się, że dobre chęci owszem czasem przynoszą korzyści. Jednak jednocześnie piekło jest nimi wybrukowane.
Artur Puławski