15 września tuż, tuż, a Komisja Europejska wciąż nie podjęła decyzji o przedłużeniu zakazu importu ukraińskiego zboża do pięciu krajów przyfrontowych. Mirosław Marciniak, analityk rynku zbóż z InfoGrain uspokaja jednak, że ewentualne otwarcie granicy na import ukraińskich zbóż nie spowoduje na razie zalania krajowego rynku, a z czysto handlowego punktu widzenia, nie grozi nam powtórka sprzed roku. Dlaczego? Zdaniem eksperta obecne ceny zbóż w Polsce są zbyt mało atrakcyjne.
- Zwiększony import ukraińskich zbóż do Polski występował w latach, w których mieliśmy do czynienia ze wzrostem cen krajowych. Tak było chociażby w sezonie 2018/19, kiedy do Polski wjechało 220 tys. ton ukraińskiej kukurydzy. Natomiast historycznie wysokie ceny zbóż przed rokiem i ograniczona podaż krajowa, zachęcały przetwórców i firmy handlowe, do poszukiwania surowca za granicą – wyjaśnia Marciniak i przypomina, że kukurydza czy rzepak także przed wojną mogły wjeżdżać do UE/Polski bez ograniczeń.
Marciniak: firmy nie są zainteresowane importem zbóż z Ukrainy
Ekspert zaznacza, że dziś sytuacja jest zupełnie inna. Ceny światowe, a co za tym idzie także ceny w kraju, są znacząco niższe, a podaż lokalna na tyle duża, że firmy nie są zainteresowane importem z Ukrainy.
- W przypadku rzepaku, zakłady tłuszczowe kontraktują ziarno na dostawy w grudniu i styczniu, co pokazuje, że nie mają potrzeby poszukiwania surowca poza naszymi granicami. A przypomnę, że jesienią ubiegłego roku miały problemy z pozyskaniem krajowego rzepaku, pomimo bardzo dobrych zbiorów – wyjaśnia analityk.
Firmy skupowe nie chcą się narażać na publiczne piętnowanie
Zdaniem Marciniaka sporo zrobił także szum medialny wokół ukraińskich zbóż.
- Dziś większość firm nie chce się narażać na publiczne piętnowanie, więc przy braku konkurencyjności ukraińskich zbóż, tym bardziej nie będą zainteresowane pozyskiwaniem surowca zza naszej wschodniej granicy – tłumaczy ekspert.
W ocenie Marciniaka część firm skupowych, zwłaszcza na wschodzie Polski będzie jednak wywierać presję na rolników, strasząc ich tanim importem z Ukrainy.
Marciniak: zboże z Ukrainy nie doprowadziło do drastycznych spadków cen w kraju
Analityk InfoGrain przypomina też, że to nie ukraińskie zboża doprowadziły do drastycznych spadków cen w kraju, lecz przeceny na rynkach światowych.
- Od maja nasza granica jest zamknięta na import pszenicy, kukurydzy i rzepaku, a ich ceny są znacząco niższe niż przed rokiem, kiedy do Polski wjeżdżały duże ilości ukraińskiego ziarna. Obecne ceny pszenicy w krajowych portach są porównywalne z notowaniami pszenicy na giełdzie MATIF, więc widać wyraźnie, że to rynki globalne, a nie Ukraina dyktują ceny w Polsce, która jest coraz większym eksporterem zbóż. Niestety, w bieżącym sezonie Polska dysponuje przede wszystkim nadwyżką zbóż paszowych, na które trudniej będzie znaleźć rynki zbytu w eksporcie – tłumaczy.
Marciniak: dopłaty do transportu zbóż z Ukrainy nie zwiększą eksportu
Mirosław Marciniak odniósł się także do forsowanej przez komisarza Janusza Wojciechowskiego propozycji dopłaty do transportu ukraińskich zbóż do portów bałtyckich. Miałoby to być 30 euro do każdej tony. W jego ocenie ta propozycja nie zwiększy znacząco eksportu ukraińskich zbóż.
- W tym przypadku przeszkodą jest warunek sprzedaży poza UE. Ukraina dysponuje głównie zbożami paszowymi (nawet pszenica jest gorszej jakości), a przy znacznie wyższych kosztach transportu z Ukrainy przez porty bałtyckie, trudno będzie znaleźć nabywców w Afryce i na Bliskim Wschodzie, nawet przy dopłacie 30 euro. W mojej ocenie wysiłki UE powinny się koncentrować na odblokowaniu ukraińskich portów czarnomorskich (powrót do umowy zbożowej) bądź dalszej rozbudowie portów rzecznych na Dunaju – ocenia ekspert.
Niemcy i Holandia już kupują zboża z Ukrainy. To ograniczy popyt na ziarno z Polski
Zdaniem Marciniaka dziś uwaga skupiona jest na zablokowaniu importu ukraińskich zbóż do Polski, a tymczasem brakuje szerszego spojrzenia na problem, który pozostanie z nami na lata. Przecież Ukraina będzie konkurencją dla polskich zbóż w eksporcie do Europy Zachodniej, która jest naszym największym odbiorcą (to samo dotyczy mięsa drobiowego).
- Przetwórcy z Niemiec i Holandii już bezpośrednio zaopatrują się na Ukrainie (tranzyt przez Polskę coraz lepiej się rozwija), co oznacza ograniczenie popytu na zboża oraz rzepak z Polski. A przypomnę, że nasza roczna nadwyżka zbóż sięga już 9-10 mln ton. Jak się do tej konkurencji przygotować? To temat na oddzielną dyskusję, która powinna zostać jak najszybciej podjęta. I tutaj mój apel do polityków, aby po wyborach na poważne zajęli się tym tematem, bo dziś widzę tylko gaszenie pożarów – podkreśla Marciniak.