Rolnicy walczą o ograniczenie importu surowców rolnych z Ukrainy. Jest to jeden z podstawowych postulatów na trwających w całym kraju protestach. Ale czy to rozwiąże problemy rolników? Na to pytanie na swoim blogu odpowiada Mirosław Marciniak, analityk rynku zbóż i oleistych z Infograin.
Ekspert: mimo blokady importu z Ukrainy, ceny zbóż spadły
Ekspert przypomina, że w przypadku zbóż wprowadzona w połowie kwietnia ubiegłego roku blokada ukraińskiego importu nie miała wpływu na ceny skupu w Polsce, które od tego czasu spadły o 30 proc.
Zdaniem Marciniaka uszczelnienie granicy nie zmieni w istotny sposób sytuacji na rynku zbożowym, bo problem leży w zupełnie innym miejscu. Analityk zaznacza, że już od początku sezonu zwracał uwagę na pogarszającą się kondycję finansową największych importerów zbóż (zwłaszcza w Afryce i na Bliskim Wschodzie). Wskazywał też na komfortowy światowy bilans kukurydzy, a przede wszystkim na ogromne nadwyżki pszenicy w Rosji, która zdominowała handel w pierwszej połowie sezonu i która wciąż pozostaje bezkonkurencyjna na rynkach światowych.
- Tak więc to nie Ukraina jest największym problemem, a słabnący popyt na zboża (także w Europie) i bardzo duże nadwyżki u kluczowych eksporterów, zwłaszcza w Rosji, z którą UE musi konkurować o te same rynki zbytu. A należy pamiętać, że w bieżącym sezonie nadwyżka pszenicy w UE wynosi aż 36 mln ton. Nadwyżka zbóż w Polsce w bieżącym sezonie szacowana jest na 13 mln ton, z czego do końca listopada wyeksportowano 5.5 mln ton. A od grudnia widać wyraźny spadek tempa eksportu, będący pochodną braku konkurencyjności na rynkach światowych (dziś porty pracują na 60% swoich zdolności) – tłumaczy ekspert.
Dodaje, że spadki cen zbóż w Polsce są pochodną sytuacji na rynkach światowych (od żniw pszenica na giełdach CBOT i MATIF potaniała o 25 proc.), a nie importu ukraińskich zbóż, który w połowie kwietnia 2023 roku został zablokowany.
Dopłaty do zbóż i nawozów nie rozwiążą problemu
Analityk InfoGrain ocenia też, że proponowane przez ministerstwo rolnictwa dopłaty do zbóż i nawozów nie rozwiązują problemu.
- To powielanie schematu poprzedników, którzy za swoje zaniechania zaoferowali rekordowe rekompensaty w wysokości 15 mld zł, uznając to za swój olbrzymi sukces. Czy przy kolejnym spadku cen jedyną receptą będzie wypłacanie kolejnych dopłat? Moim zdaniem to nie jest rozwiązanie problemu. Przecież sami rolnicy otwarcie krytykują taki rodzaj pomocy – tłumaczy.
Potrzebne są inwestycje. "40-50 zł mogłyby zostać w kieszeni rolnika"
Zdaniem Marciniaka pilnie potrzebne są rozwiązania systemowe i inwestycje w infrastrukturę.
- Mowa nie tylko o portach (tam na szczęście działa kapitał prywatny, który zwiększa zdolności przeładunkowe), lecz przede wszystkim o kolei. Dziś różnica kosztów transportu z południa Polski do portów między koleją a samochodami wynosi 40-50 zł, które mogłyby zostać w kieszeni rolnika. Straciliśmy już dwa lata, w trakcie których można było dokonać odpowiednich inwestycji – najlepszym przykładem jest Rumunia, która wykorzystała środki unijne na rozwój dróg, kolei czy portów, z których będzie korzystać przez kolejne lata – wyjaśnia ekspert i dodaje, że rolnicy powinni lepiej rozkładać ryzyko związane ze sprzedażą zbóż.
oprac. Kamila Szałaj