5 marca goście mogli zapoznać się z prezentacjami pracowników firmy Osadkowski SA, mieli też okazję spotkać się z reprezentantami przedsiębiorstw partnerskich tej firmy.
Rodzinnie i w Polsce
Konferencję rozpoczął Andrzej Ptaszyński z Osadkowski SA. Przypomniał, że firma ta jest obecna na rynku od 27 lat. Wciąż jest firmą rodzinną i w całości polską. Zatrudnia ok. 470 pracowników, z czego dwustu bezpośrednio przy sprzedaży. – To również ponad sto punktów handlowych współpracujących z naszą firmą i ponad 1,5 mld zł rocznego obrotu.
Zaznaczył przy tym, że osiągnięcie takiego poziomu obrotów nie byłoby możliwe bez zaufania, jakim firmę darzą klienci. – Wyróżnia nas szeroki asortyment środków do produkcji rolnej, w tym maszyn rolniczych, a także produktów finansowych. Zajmujemy się też profesjonalnym doradztwem i upowszechnianiem wiedzy, współpracujemy z instytucjami naukowymi. Nad innowacyjnymi rozwiązaniami pracujemy także sami, dysponujemy kilkunastoma większymi i kilkudziesięcioma mniejszymi lokalizacjami, gdzie prowadzimy badania. To wszystko pozwala na kompleksową obsługę gospodarstw i sprawia, że jesteśmy liderem w tej dziedzinie w Polsce. W sezonie jesteśmy w stanie w ciągu 24 godzin dostarczyć na terenie kraju każdy preparat, jaki mamy w ofercie. Co ważne, rolnik wie, w jakich godzinach spodziewać się dostawy, nie marnuje więc całego dnia na czekanie.
Agrotechnika upraw
Mateusz Gniatkowski z działu doradztwa i rozwoju firmy mówił w Kolonii-Łaszczówka o agrotechnice upraw. Ale zanim przystąpił do omówienia konkretnych rozwiązań i technik, wspomniał o anomaliach pogodowych, które wystąpiły w ostatnich miesiącach i ich wpływie na uprawy. Otóż w ub. roku na terenach Polski na północ od autostrady A2, szczególnie w woj. zachodniopomorskim czy na Żuławach, suma rocznych opadów była większa od średniej wieloletniej (na podstawie danym IMiGW) nawet o 150–200 proc. Rolnicy mieli tam do czynienia z opadami rzędu nawet 1700 ml na metr kwadratowy.
- Uczestnicy konferencji zorganizowanej przez firmę Osadkowski pod hasłem „Wiosna 2018”
– Dlaczego o tym mówię? Otóż mieliśmy tam do czynienia z bardzo dziwnym dojrzewaniem roślin, np. kukurydzy. Kukurydzę o FAO 240 powinno się zbierać w listopadzie przy wilgotności 30 proc. Tymczasem miała tam ona wtedy 45 proc. i nie dojrzewała. Rolnicy zbierali wodę z pola a nie ziarna kukurydzy.
Przezimowanie
Ale nadmiar wody jesienią to także konsekwencje dla ozimin i stanu roślin na przedwiośniu. – W północnych i zachodnich obszarach Polski rzepaki i pszenice są bardzo rozleniwione. Takich krótkich systemów korzeniowych rzepaku jak w tym roku, jeszcze nie widziałem. Są pola zamienione w jeziora, rośliny chorują, szczególnie spody. Roślina ledwie się krzewi, a już atakują ją choroby.
Inny przykład anomalii pogodowej i jej skutków pokazany na slajdach i omówiony przez Mateusza Gniatkowskiego pochodził z Dolnego Śląska. – 5 lutego temperatura wzrosła do 15 stopni. Rzepaki się obudziły, zaczęły iść w górę, wzrost osiągnął nawet 3 cm, zaczęło brakować im pokarmu. Ponieważ coraz częściej zdarza się, że azotu z jesieni nie wystarcza, po dwóch latach badań uważam, że możliwe i zasadne jest zastosowanie wiosennego nawożenia rzepaku jesienią, oczywiście jeśli się uda wjechać w pole. Technologia wygląda następująco: do ok. 400 l RSM trzeba dodać 2,5 l preparatu N-Lock, czyli stabilizatora azotu.
A jak wyglądały w Polsce pszenice na przełomie lutego i marca? Mateusz Gniatkowski mówił, że w zależności od warunków w jakich odbywało się przezimowanie, widział zarówno te mocno już rozkrzewione, będące w fazie szpilki, a nawet takie, które jeszcze nie wyszły z ziemi. Wracając zaś do opisanych wcześniej upraw ozimin na terenach dotkniętych w ub. roku dużymi opadami deszczu zaznaczył, że w takich przypadkach interwencja musi być natychmiastowa. Nie ma czasu na czekanie na zabieg T1 do fazy pierwszego kolanka.
Jak pomóc roślinom rzepaku
Jeśli plantator nie zdecyduje się na sygnalizowane wyżej wiosenne nawożenie rzepaku jesienią lub ze względu na warunki nie może go wykonać, to zostanie ono przeprowadzone o tradycyjnej porze. Jednak zanim Mateusz Gniatkowski przedstawił sugestie dotyczące wiosennego nawożenia rzepaku, powiedział, że można się spodziewać w Polsce prowadzenia przepisów ograniczających nawożenia azotowe. – Czeka nas 150 kg azotu na ha. Ale na razie ograniczeń jeszcze nie ma, czyli mamy ok. 190–200 kg azotu do podania.
– Ja skłaniam się do użycia Saletrosanu 26 w dawce 350 kg/ha, a po dwóch tygodniach 300 kg/ha. Mamy tu siarkę, niewiele formy saletrzanej, szybko działającej i więcej amonowej. Dzięki temu Saletrosan dawkuje azot. Budzi rzepak, ale nie pędzi go mocno w górę. Dzięki temu roślina produkuje boczne rozgałęzienia, które dadzą plon.
Mówiąc o chorobach rzepaku zaczął od suchej zgnilizny kapustnych. – Poraża liście, ale jej zarodniki są najgroźniejsze w szyjce korzeniowej. Nieprzypilnowana wiosną choroba, najpoważniejsze objawy daje podczas żniw. Jak do tego podejść? Przekonujemy rolników, żeby nie czekać z zabiegiem do regulacji rzepaku. Zalecamy czyszczenie rzepaku ze zgnilizny preparatem Topsin 500 działającym już w temperaturze 5 stopni. Przeprowadzając ten zabieg należy jednocześnie odżywić zmęczone po zimie rzepaki. Ale nie podajemy OSD Mikro Rzepak w pełnej dawce. Wystarczy 2 kg/ha. Nie można roślin od razu na początek bombardować wszystkim, co mamy. Trzeba je delikatnie oczyścić ze zgnilizny i delikatnie odżywić.
Mówiąc o zabiegu regulacji wzrostu rzepaku połączonym z zabiegiem fungicydowym Mateusz Gniatkowski wymienił następujące produkty: 0,5 l/ha Toprexu, 1 l/ha Caryxu i dwa razy po litrze preparatu Syrius 250 albo Tarcza Łan. Następnie przeszedł do zabiegu na opadanie płatka.
– Jest tendencja, żeby technika ochrony w okresie kwitnienia była dwuzabiegowa – powiedział Mateusz Gniatkowski. – Obecnie jeden zabieg to za mało. Fungicydy nie chronią skutecznie aż do samego zbioru przed suchą zgnilizną twardzikową. W zeszłym roku spowodowane nią straty dochodziły w niektórych gospodarstwach do 30–40 proc. Zgodnie z opracowaną przez nas technologią Dobromir Top 250 jest podawany jeszcze na zwarty pąk w dawce 0,6 l/ha. A gdy 50–70 proc. rzepaku kwitnie i zaczynają opadać pierwsze płatki, wchodzimy z mocną interwencją. To Primasol w dawce 0,67–1/ha. To przetestowane w ub. roku rozwiązanie ma jeszcze tę zaletę: można wprowadzić insektycydy przeciw szkodnikom łuszczynowym.
Zboża z zabiegiem T0
Część poświęconą zbożom reprezentant działu doradztwa i rozwoju firmy Osadkowski rozpoczął od stwierdzenia, że wiele gospodarstw nie wyobraża sobie już ochrony fungicydowej pszenicy bez zabiegu T0. Firma proponuje Topsin 500 w dawce 0,5 l/ha lub Promax 450 w takiej samej dawce. Doradca zaznaczył, że chodzi o pszenice gęste, mocno rozkrzewione. Bo te w fazie szpilki takiego uderzenia nie potrzebują. W przypadku jęczmienia zalecamy Tern Premium 575 w dawce 0,6–0,8 l/ha.
Gdy pojawi się gdzieś mączniak, to totalnie go wyczyści.
Omawiając różne strategie nawożenia pszenic prelegent wspomniał o preparacie Nano-Gro. Materiał siewny pszenic firma doprawia tym preparatem, którego zaletą jest wpływ na system korzeniowy. Ale jest też możliwość, by razem z pierwszym zabiegiem opryskać nim rośliny, aby wymusić na nich wzrost.
W kwestii ochrony fungicydowej zbóż Osadkowski rekomenduje cztery rozwiązania. Na standardowe składa się, w pierwszym zabiegu, Tern Premium 575 (mechanizm czyszczący z mączniaka) plus Promax 450. W drugim zabiegu. Dobromir Top 250 plus Rekord 125, a w trzecim – Buzz Ultra DF.
W rozwiązaniu nazwanym Standard Plus w pierwszym zabiegu rekomendowany jest preparat Profinity 180 (z substancją zapobiegawczą na mączniaka) plus Promax 450 plus Syrius/Tarcza Łan Ekstra 250. Drugi zabieg: Swing Top 183, a trzeci Matador 303. – To rozwiązanie prosto z mojego pola – komentuje Mateusz Gniatkowski. – Stosując je zapewniam czysty spód roślin, nie ma mowy o żadnym brązie.
Kolejne omówione rozwiązania to dwuzabiegówki, czyli Premium i Premium Plus. To drugie rozwiązanie zakłada zastosowanie w pierwszym terminie preparatów Tern Premium 575 plus Unix 75 WG lub Tern Premium 575 plus Pixel Prima 38 WG (zawiera strobilurynę pozwalającą roślinie na lepsze wiosenne wykorzystanie azotu i cyprodynil na łamliwość). W drugim terminie do podania jest rekomendowany Elatus Plus oraz Plexeo. – Elatus Plus zawiera Solatenol. To nowa substancja na rynku. Moim zdaniem, to świetny preparat na rdze i septoriozy. Jego mechanizm działania jest odmienny od wszystkich dotychczas znanych na rynku. Ten preparat nie krąży w roślinie. Rozprzestrzenia się w liściu tam, gdzie znajduje się źródło choroby – tłumaczy Mateusz Gniatkowski.
- Mateusz Gniatowski demonstrował rozpuszczalność i mieszalność mikroelementów w formach siarczanów i chelatów
Omawiając strategie fugicydowe w zbożach odniósł się też do kwestii terminu stosowania tzw. zabiegu na kłos na fuzariozy i septoriozy. – Dużo osób o to pyta. W przypadku pszenic grupa kilkunastu naukowców z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu uznała, że jest to moment połowy opadniętych pylników.
Na koniec tej części wspomniał jeszcze o ochronie herbicydowej wymieniając m.in. nowy preparat Pixxaro. – Jedną z najważniejszych jego cech jest temperatura stosowania, czyli 2 stopnie Celsjusza. Porównując z innymi herbicydami dostępnymi na rynku, jest bezkonkurencyjny. Kolejny można stosować dopiero przy 8 stopniach.
W laboratorium
O tym, że wpływ czynników zewnętrznych na skuteczność zabiegu może być bardzo istotny przekonywał w kolejnej części konferencji Roman Szewczyk z Agromixu Niepołomice. W tym celu zademonstrował zgromadzonym „gaszenie” spienionego glifosatu. – Nie ma na świecie związku, którego użycie byłoby większe. Zastanawiano się czy go wycofać, w badaniach okazało się, że winowajcą jest nie tyle sam glifosat a co-formulant. I to jego stosowanie zostało zakazane. Ale nie ma nic za darmo. Zamiana co-formulantu spowodowała, że glifosaty działają słabiej, pienią się bardziej i kosztują więcej.
Silne mieszanie w opryskiwaczu glifosatu powoduje jego pienienie się. A to z kolei sprawia, że z pola wraca się ze zbiornikiem opryskiwacza wypełnionym pianą. – Przeciwdziała temu preparat Zero Piany. Używa się go w objętości ok. 1–1,5 mililitra na 200 l cieczy roboczej. Jego zastosowanie pozwala skrócić czas przygotowania opryskiwacza o połowę, a z pola wraca się z pustym zbiornikiem. Najłatwiej zaprezentować jego działanie na glifosacie, tak jak to zrobiłem tutaj, ale preparat gasi każdą pianę z agrochemikaliami – zaznaczył Roman Szewczyk prezentując zebranym zakończone sukcesem doświadczenie.
Z kolei Mateusz Gniatkowski do mikroelementów opartych na siarczanach i chelatach dodał bor. – To najtrudniejsza próba, jaką można sobie wyobrazić. Ta operacja podnosi pH z 4 do nawet 10 – zaznaczył.
Jaki był wynik eksperymentu? – W przypadku mikroelementów opartych na siarczanach ciecz stała się mętna. Powtarzanie doświadczenia podczas kolejnych konferencji cyklu sprawiło, że na menzurce pojawił się ciemny osad. Co to oznacza? Składniki przeznaczone dla rośliny zostaną na liściu. To doświadczenie pokazuje, że nie należy kierować się ilością substancji podaną na opakowaniu. Trzeba wiedzieć, ile substancji rzeczywiście się wchłonie. Gołym okiem widać, że w przypadku mikroelemntów opartych na chelatach, ciecz jest przezroczysta, co znaczy, że mikroelementy się rozpuściły i będą dostępne dla rośliny.
Krzysztof Janisławski
fot. Pixabay
fot. Pixabay