Dziś trzeci fragment rozmowy (ze skrótami redakcji) nagranej w ramach Akademii Rolnictwa (pełny zapis na youtube.pl, na kanale „AR”) poświęcony nawożeniu.
Paweł Talbierz: Porozmawiajmy o dokarmianiu gleby, czyli środowiska, w którym rosną rośliny. Jaki jest sens stosowania pełnych dawek nawozów w takich latach jak ten rok, gdy jest bardzo sucho?
Dr Witold Szczepaniak: – Mówiąc o makroelementach musimy pamiętać o tym, że tymi składnikami gospodarujemy w zmianowaniu. I to, że teraz mamy deficyt opadów i mamy brak tej wody w glebie, to jeszcze nie świadczy to o tym, że za miesiąc, dwa czy na wiosnę, też będziemy odczuwali brak tych opadów. Rośliny, aby wykorzystać swój potencjał plonotwórczy muszą być właściwie odżywione. I tak jak pan wcześniej pytał – czy roślina dobrze odżywiona jest zdrowa? Nie zawsze jest zdrowa. Jeżeli roślina jest dobrze odżywiona, to zazwyczaj oznacza to, że jest odpowiednio odżywiona azotem i ta podatność na patogeny wzrasta.
A to jest ten makroelement, na który rolnicy nie boją się łożyć wysokich nakładów.
Dr Witold Szczepaniak: – Ja bym powiedział inaczej. Roślina, która jest chora, nigdy nie będzie dobrze odżywiona. Trzeba by to stwierdzenie odwrócić. Wracając do ostatniego pytania, czy w obecnych warunkach warto dawać pełne nawożenie, to odpowiem na nie pytając, czy w takim razie przed siewem stawiamy tezę, że nie jesteśmy w stanie osiągnąć pełnego potencjału plonotwórczego danej rośliny, tylko chcemy osiągnąć 50–60%?
Czyli trzeba zaplanować plon.
Dr Witold Szczepaniak: – Tak, i trzeba pamiętać, że składniki są pobierane z gleby. Więc jeżeli będziemy dbać o żyzność gleby długofalowo, to wcale nie musimy stosować tyle tych składników podstawowych ile roślina potrzebuje, bo część będzie pobierana z gleby. A część będzie do niej wracała w przeorywanej słomie czy resztkach roślinnych, czy to będą liście buraczane, czy inne części rośliny nie zbierane w plonie głównym.
Jak wytłumaczyć rolnikom przy powtarzających się ciężkich latach, że inwestowanie w wysoki plon rośliny nie będzie obarczone zbyt dużym ryzykiem strat?
Dr Witold Szczepaniak: – Oczywiście to jest bardzo trudna decyzja, bo trzeba wyłożyć określone środki do zakupu m.in. wspomnianych nawozów. Ale wróćmy na chwilę do tematu wynoszenia składników. Jeżeli ja mam niższy plon, bo zebrałem w tym roku 3–4 t/ha pszenicy, a pozostawię te resztki pożniwne, to muszę mieć świadomość, że wynoszę to w plonie głównym. A jeżeli ten plon główny jest 3–4-krotnie niższy niż w normalnym roku, ze zdecydowanie lepszym rozkładem opadów, to jest to na czym mogę zaoszczędzić przy kolejnym nawożeniu. Chodzi o pewną racjonalność. Nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że nawożenie racjonalne jest droższe. To jest pracowanie wraz z glebą, zmianowaniem, następstwem roślin i w tym momencie, jeżeli mam poznany odczyn swojej gleby, to reaguje na tych polach, gdzie muszę reagować. Tak samo jest z nawożeniem podstawowym, czy mówimy o nawożeniu fosforem, potasem czy magnezem. Jeżeli mam wiedzę nt. zasobności gleby, to jestem w stanie określić ile mam z tych potrzeb pokarmowych zakładając określony plon zastosować.
W kontekście gospodarowania wodą najważniejszym makroelementem jest...?
Dr Witold Szczepaniak: – Myślę, że już student I roku naszej uczelni powie, że potas, ale tak naprawdę byłoby to bardzo duże uproszczenie. Dlaczego? Warunki, które powinniśmy stworzyć w glebie mają służyć długiej dostępności składników oraz pobieraniu ich z różnych warstw przez system korzeniowy. I z tej perspektywy makroskładniki, które mają wpływ na rozwój systemu korzeniowego, to chociażby fosfor, magnez, potas, również azot. Trzeba pamiętać, że przy dobrej podaży azotu system korzeniowy będzie bardziej gęsty.
Zatrzymajmy się na chwilę przy kukurydzy, w kontekście nawożenia fosforem i potasem. Jaki sposób podania nawozów zawierających te makroelementy będzie najbardziej efektywny?
Dr Tomasz Piechota: – Efektywne jest na pewno zlokalizowane stosowanie nawozów. I tutaj nie możemy już mówić tylko o zlokalizowanym nawożeniu przynasiennym, bo w to miejsce możemy podać niewielką ilość nawozu. Z całą pewnością trzeba stosować zlokalizowane nawożenie wgłębne. Do tej pory było niewiele możliwości technicznych, ale ostatnio już się pojawiły. Są m.in. takie agregaty uprawowo-siewne, które wprowadzają nawozy wgłębnie, np. pomiędzy dwa rzędy zbóż. Szczytowym rozwiązaniem jest pasowa uprawa roli, tzw. strip-till, którego główną zaletą jest to, że nawozy stosuje się głęboko (nawet na 30 cm), pod rzędem roślin, ale jest to odległość na tyle duża, że nie zagraża siewkom roślin. Z drugiej strony, korzenie bardzo szybko tę strefę nawiezioną odnajdują.
Panie Marku, jak to wygląda u pana w gospodarstwie?
Marek Mielnicki: – U nas zazwyczaj stosujemy nawozy przed uprawą, tak żeby znajdowały się w strefie korzeniowej oraz do dozownika przy siewie. Nawozy azotowe w kukurydzy wysiewamy przedsiewnie i pogłównie. Nawozy startowe w zbożach i rzepaku od pewnego czasu zacząłem stosować pod orkę, z tego względu, że fosfor i potas są składnikami „wabiącymi” korzeń. Jeżeli chodzi o oziminy, to nawozy wysiewam tuż przed siewem.
A jakie są plany dotyczące nawożenia przedsiewnego pszenicy ozimej? Ile makroelementów chce pan do gleby dostarczyć?
Marek Mielnicki: – Pod zboża nie daję dużo, ponieważ mam taką praktykę, że dużo resztek zostaje po rzepaku i burakach oraz tego co nie zostało wykorzystane. Dlatego nawożenie doglebowe ograniczam jesienią do minimum. Bardziej dokładam przy nawozach startowych na wiosnę. Wtedy widzę jak rośliny wyglądają po zimie.
I dostarcza pan wtedy głównie potas?
Marek Mielnicki: – Tym bardziej z tego względu, że potas się szybciej przemieszcza w glebie, i wolę żeby był w tej płytszej warstwie. Różnie bywa z zimą, chociaż ostatnie czasy pokazały, że spokojnie można potas stosować jesienią i nie ma ryzyka wymycia (brak okrywy śnieżnej).
Pani doktor, czy to jest optymalne rozwiązanie?
Dr Zuzanna Sawinska: – W tym przypadku przedstawionym przez Pana Marka jest to optymalna wersja, aczkolwiek tak jak powiedzieliśmy wcześniej, powinno to być dostosowane do sytuacji, którą mamy w danym roku.
Dr Witold Szczepaniak: – Raz do sytuacji, dwa do zasobności gleby. Trudno nam mówić o przesuwaniu nawożenia na wiosnę, jeśli by się okazało, że gleba ma niską zasobność. W tej sytuacji zakładam, że resztki roślinne zostają na polu, więc są to bardzo dobre źródła potasu…
Ale w przypadku, gdyby ich nie było?
Dr Witold Szczepaniak: – Patrząc na rozkład opadów zastanowiłbym się, czy nie zastosować tych nawozów potasowych późną jesienią niż wczesną wiosną. Czasami może być tak, że będzie okrywa śnieżna, czy z różnych przyczyn nie możemy wjechać na to pole i ta wiosna ogranicza się do marca. W niektórych regionach na pola jesteśmy w stanie dopiero dojechać w kwietniu. Z badań wynika, że większość potasu (ponad 80%) powinna być zakumulowana np. dla rzepaku do początku kwitnienia. W przypadku roślin dwuliściennych tj. rzepak czy burak, najwięcej tego makroskładnika rośliny pobierają z podglebia, czyli z tej warstwy poniżej 20 cm. Podglebie musi być bogate, a nawożenie wiosenne powinno uzupełniać górną warstwę gleby.