Artykuł ukazał się w Tygodniku Poradniku Rolniczym 51/2022 na str. 46. Jeśli chcesz czytać więcej podobnych artykułów, już dziś wykup dostęp do wszystkich treści na TPR: Zamów prenumeratę.
W tym roku skupiono się na bezpieczeństwie białkowym kraju, które częściowo mogą zapewnić rośliny bobowate.
Przemysł paszowy wymaga wypracowania sensownych rozwiązań dla dostawców jak i producentów pasz
Obecnie zarówno na poziomie Unii Europejskiej, jak i krajowym wprowadzane są rozwiązania, które mają zachęcić zarówno producentów, jak i nabywców jednych do produkowania, innych do zakupu i przetwarzania krajowego białka roślinnego. Dlatego podczas seminarium tak ważna była obecność i wystąpienie Dawida Leskiego, dyrektora Działu Badań i Rozwoju w firmie Wipasz S.A. Dzięki temu, że przemysł paszowy włącza się do wspólnych działań, być może za jakiś czas uda się zamknąć ten obieg z korzyścią dla każdego ogniwa.
Trzeba pamiętać, że producenci pasz są w samym środku układanki. Z jednej strony mają producenta roślin białkowych, który chce jak najdrożej sprzedać, a z drugiej strony jest producent drobiu czy hodowca bydła, który chce kupić dobrą paszę w jak najniższej cenie, żeby jego produkcja też miała swoją opłacalność. Niestety, ekonomia jest bezlitosna. Dlatego tak ważne są tego typu spotkania, rozmowy i rozpatrywanie tematu krajowego białka od strony każdego zainteresowanego, żeby wypracować sensowne porozumienie i ustalić wspólne realne do spełnienia założenia. Uda się to zrealizować tylko wtedy, gdy jedni będą rozumieli i brali pod uwagę argumenty i położenie drugich.
Lekarz weterynarii Dawid Leski podkreślał, że jego firma jak najbardziej widzi w przyszłości miejsce i możliwości wprowadzenia do pasz krajowego białka z roślin bobowatych. Prowadzą skup tych roślin, wykorzystują je do produkcji pasz, jednocześnie cały czas prowadzą badania, które pomogą lepiej przygotować się na najbliższą przyszłość.
- Prof. dr hab. Jerzy Księżak, IUNG Puławy (po lewej) i Rafał Banasiak, założyciel i prezes Stowarzyszenia Inicjatyw Rolno-Gospodarczych Agroport
Jakie strategie zachęcają rolników do uprawy bobowatych?
Prelegenci podkreślali, że wprowadzenie strategii „Europejski Zielony Ład” i „Od pola do stołu” z pewnością będą czynnikami aktywizującymi produkcję rodzimych roślin białkowych. Jedną z korzyści jest ograniczenie nawożenia azotem mineralnym rośliny następczej, co przy dzisiejszej cenie nawozów jest dużą oszczędnością.
– Rośliny strączkowe są doskonałym przedplonem dla zbóż, roślin przemysłowych i okopowych. Dzięki symbiozie z bakteriami brodawkowymi asymilującymi wolny azot z atmosfery, wzbogacają glebę w ten składnik i pozostawiają go w glebie dla roślin następczych. Udane zasiewy strączkowych pozostawiają w glebie dla roślin następczych w resztkach pożniwnych około 100 kg N/ha, 25 kg P/ha oraz 35 kg K/ha. Patrząc na te liczby wyraźnie widać, że wprowadzenie roślin strączkowych do płodozmianu pozwoli na zmniejszenie dawek nawozów mineralnych. Odnotowano także wyższą zawartość białka w ziarnie zbóż uprawianych na stanowiskach po roślinach strączkowych – mówi prof. dr hab. Jerzy Księżak, reprezentujący IUNG Puławy.
Poza tym trzeba pamiętać, że strategia „Od pola do stołu” zakłada, że do 2030 roku stosowanie nawozów mineralnych zmniejszy się o 20%, a pestycydów o 50%. Według założeń, w 2030 roku produkcja ekologiczna w rolnictwie obejmie 25% gruntów.
W ostatnich latach odnotowano wzrost zainteresowania roślinami białkowymi, ale ich poziom plonowania wciąż pozostawia wiele do życzenia, czym zniechęca część rolników.
Warto zapoznać się z Listami Odmian Zalecanych do uprawy w danym województwie.
- Dawid Leski, lekarz weterynarii, dyrektor Działu Badań i Rozwoju Pasz w firmie Wipasz S.A
Bobik o jasnych nasionach
– Najważniejsze to mieć świadomość jednolitej odmiany. Zdarza się, że rolnik zapewnia nas, że jest to jedna jedyna odmiana, a okazuje się, że w jednej partii mamy różne odmiany bobiku. Czasem bywa tak, że przyjeżdżają mieszanki bobiku z peluszką i mamy ogromny problem, bo nie ma stabilności białka – wyjaśnia Rafał Banasiak, założyciel Klastra Agroport.
Prelegent z firmy paszowej wyjaśnił, że na podstawie własnych doświadczeń i badań mogą potwierdzić, że bobik o jasnej łusce nasiennej jest bobikiem o niższej zawartości tanin i jest najbardziej pożądany przez przemysł paszowy.
– Mogą to być łuski białobeżowe, kremowe czy też białe. Bobiki takie mają także lepszą strawność w porównaniu do odmian o ciemniejszej łusce. Dlatego my jako producenci pasz najchętniej widzielibyśmy taki bobik w naszych magazynach. W tej chwili nie mamy szczegółowych wytycznych dla rolników, co do konkretnych odmian w obrębie gatunku, które będziemy preferowali. Ale warto skupić się na odmianach jasnych, żeby jak najbardziej ujednolicić surowiec, który skupujemy od rolników – podpowiada rolnikom Dawid Leski.
Ekspert wspomina, że podobnie jest z grochem używanym do produkcji. Preferowany jest groch odmian ogólnoużytkowych białych, nie stosuje się grochów pastewnych, które zwykle mają więcej substancji antyżywieniowych. A ich wprowadzanie do receptur pasz wiąże się z ryzykiem pogorszenia strawności i w rezultacie pogorszenia wyników produkcyjnych.
Założyciel klastra roślin białkowych deklaruje, że jeżeli będzie sygnał od przetwórców, że pożądana jest jedna konkretna odmiana, to oczywiście jest to do zrobienia i do wyprodukowania, ale muszą to być umowy długoterminowe. Cykl produkcyjny w rolnictwie trwa rok.
- Wiązanie azotu atmosferycznego przez bakterie brodawkowate w korzeniach wzbogaca glebę w azot i substancję organiczną
Problemem jest strąkowiec
Rolnicy często pytają, jaka powinna być wilgotność bobiku, żeby wszyscy byli zadowoleni.
– U nas w obrocie handlowym funkcjonuje graniczna wartość 14,5% wody. I za tonę bobiku o tej wilgotności w tym sezonie rolnik mógł uzyskać średnio 1700 zł. Natomiast na świecie, ale również badania przeprowadzone na naszym rodzimym UWM w Olsztynie pokazują, że poziom 16%, a nawet 17% wilgotności nie wpływa na przechowalnictwo – podkreśla Rafał Banasiak.
Przedstawiciel firmy paszowej potwierdził, że bobik, który ma 16% wilgotności nadal bardzo dobrze się przechowuje. Najlepiej widać to po partiach, które skupują od rolników w marcu czy w kwietniu, czyli jest to bobik, który już przeleżał u rolnika i z reguły wszystko jest w porządku. Oczywiście wszystko zależy jeszcze od warunków przechowywania. W firmie Wipasz S.A. każdy bobik, który ma powyżej 15% wilgotności kierowany jest do suszarni, żeby zbić wilgotność do poziomu 14 – 14,5%.
Dawid Leski podczas dyskusji z uczestnikami spotkania podkreślał, że wilgotność bobiku nie jest dla firmy, którą reprezentuje problemem, mają suszarnie, więc z tym sobie poradzą. Dużo większym problemem jest strąkowiec, którego w niektórych partiach jest naprawdę bardzo dużo.
– Zdarzyło się, że przyjęliśmy od rolników partie bobiku, gdzie dziurawych nasion było ekstremalnie dużo, bo ok. 35 nawet do 40%. Z tych partii pobraliśmy próbki, żeby sprawdzić, czy wartość odżywcza tak dziurawych nasion będzie dużo niższa. W badaniach rzeczywiście wyszło, że mieliśmy mniej skrobi i nieco mniej białka, więc aż tak porażonego bobiku wolelibyśmy nie przyjmować – podsumowuje ekspert działu badań i rozwoju.
Do rozmowy o strąkowcu włączył się Henryk Pastuszek, dyrektor Stacji Doświadczalnej Oceny Odmian we Wrócikowie. Ekspert mający duże doświadczenie w uprawie bobiku i trudnej walce ze strąkowcem.
– Jeżeli chodzi o strąkowca, każdy rolnik potwierdzi, że ma z nim ogromny kłopot, nawet trzy- lub czterokrotne opryski na strąkowca w bobiku, nie załatwią sprawy do końca. Nie ma pewnego terminu, w którym uda się skutecznie wyeliminować strąkowca. Podobno najlepiej wykonać zabieg na początku kwitnienia, ale rolnicy nie do końca się z tym zgadzają, to znaczy, zabieg jak najbardziej można wykonać, ale będzie to jeden z zabiegów, ale nie jedyny! W naszej stacji prowadzimy doświadczenia, więc staramy się zadziałać tak, żeby szkodnika było jak najmniej i okazuje się, że często robimy oprysk dwa, trzy, a nawet cztery razy i wciąż na poletkach szkodnik jest – podkreśla dyrektor SDOO we Wrócikowie.
W Polsce zostaje połowa wyprodukowanego bobiku
Klaster Agroport posiada magazyny, więc skup prowadzi przez cały rok. Dzięki temu rolnik, który ma 5 czy 10 ha bobiku też ma gdzie swój towar sprzedać i może to zrobić w dogodnym dla siebie terminie.
– Chcielibyśmy zajmować się zaopatrywaniem tylko rodzimych podmiotów. Ale jeżeli nie ma ich zbyt wiele lub nie możemy liczyć na stałą, regularną współpracę, to niestety musimy szukać możliwości sprzedaży na eksport i tym się posiłkujemy. Jestem dumny, że w tym roku jeżeli chodzi o bobik dotarliśmy do celu, jaki sobie założyliśmy, żeby przynajmniej 50% naszych zbiorów sprzedawać w kraju, a kolejne 50% za granicę i to mniej więcej jest zachowane – wyznaje z dumą założyciel klastra roślin białkowych.
fot. Dr inż. Monika Kopaczel-Radziulewicz