Rozwój produkcji pomidorów z braku perspektyw
Tomasz Cieślak wspólnie z bratem Przemysławem z produkcją pomidorów zapoznali się w gospodarstwie ogrodniczym swoich rodziców w Janowie, w powiecie otwockim. Bracia postanowili na własną rękę poprowadzić produkcję pomidorów, budując własne szklarnie. Później w innej lokalizacji dwuetapowo zainwestowali w obiekt o powierzchni 5 ha. Jednak ich zdaniem, obecny rok jest, jak dotychczas, najtrudniejszy dla producentów pomidorów pod osłonami.
– Pierwsze szklarnie naszych rodziców powstały w 1981 roku. Pomagałem w nich od samego początku. Po ukończeniu szkoły nie miałem za bardzo perspektyw, miałem problemy ze znalezieniem pracy. Zdecydowałem więc, że lepiej będzie pracować na swoim. Początkowo założyłem firmę transportową, a po kilku latach wybudowałem w Janowie szklarnię o powierzchni 1,3 ha. Niedługo później mój brat Przemysław wybudował trochę mniejszy obiekt o powierzchni 1 ha. Później w 2006 roku w Latowiczu w powiecie mińskim wybudowaliśmy szklarnię o powierzchni 3 ha i po jakimś czasie powiększyliśmy ją o 2 ha – mówi Tomasz Cieślak.
Brakuje pomocników rolnika, a kredyty trzeba spłacać
Szklarnie w Janowie o łącznej powierzchni około 2,5 ha obecnie stoją puste. Zdaniem pana Tomasza, przyczyną tego stanu rzeczy jest brak rąk do pracy, wysokie koszty produkcji oraz bardzo niskie ceny uzyskiwane za pomidory. Natomiast obiekt w Latowiczu jest bardziej nowoczesny. Znajduje się tam 5 ha szklarni w jednym kawałku. W jednym miejscu jest sortownia, pakownia i chłodnia.
– Obiekt jest maksymalnie zmechanizowany. Próbujemy ograniczyć zapotrzebowanie na siłę ludzką, ale nie zawsze nam się to udaje. Nie poddajemy się, nie możemy, ponieważ mamy olbrzymie kredyty, które musimy spłacać. Prawdopodobnie gdybyśmy ich nie mieli zaniechalibyśmy w obecnych realiach produkcji pomidorów – mówi rozgoryczony Tomasz Cieślak.
Jakie odmiany pomidorów produkują bracia z Mazowsza?
Plantatorzy z Latowicza produkują zarówno odmiany smakowe niszowe, jak też te bardziej popularne.
– Nasze pomidory smakują tak jak dawniej i nie odnajdują się na półkach marketów. Trafiają tam tylko sporadycznie. Generalnie sprzedawane są do hurtowni, które zaopatrują małe sklepy i bazary. Nasz towar jest rozpoznawalny i ponoć droższy od innych np. na giełdzie na Broniszach. Klient oczekuje smacznego pomidora. Promocja w sieciach nie zawsze wiąże się z oferowaniem smacznych pomidorów. W dobrych dla naszej branży czasach bardzo dużą część naszej produkcji eksportowaliśmy do Rosji, Litwy i Białorusi. Uprawialiśmy wówczas około 7,5 ha pomidorów pod szkłem. W tamtym czasie ciężarówki czekały w kolejce po załadunek naszych pomidorów po 2, a nawet 3 dni. Jechały one między innymi do Moskwy i okolic, a nawet do Władywostoku. Od kilku lat praktycznie nie ma eksportu na Wschód. Bardzo rzadko i to w niedużych ilościach udaje się nam wyeksportować coś na Litwę. Sytuacja sprzed kilkunastu lat zmieniła się diametralnie na gorszą. Mamy w Polsce bardzo wysokie koszty każdej produkcji. Mamy bardzo drogi prąd, bardzo drogie paliwo, bardzo drogich ludzi – mówi Tomasz Cieślak.
Rosja rozwinęła produkcję pomidorów
Tomasz Cieślak dodaje, że w Rosji bardzo rozwinęła się produkcja warzyw pod osłonami, w tym pomidorów. Oprócz zaawansowanej technologii mają tam również tani prąd, tanie paliwo i tanią siłę roboczą.
– U nas dzieją się rzeczy niewiarygodne – w trakcie sezonu pomidorowego do sklepów trafia „pomidor gałązka holenderska”. Nie potrafimy chronić własnego rynku. W innych krajach czegoś takiego nie ma – mówi Tomasz Cieślak.
Tomasz Cieślak dodaje, że polskie inspekcje powinny bardziej pomagać naszym producentom, między innymi przez zaostrzone kontrole importowanej do nas żywności oraz materiału nasiennego. Plantator dodaje, że nie dbając o rodzimych producentów rolnych, niszczymy cały przemysł okołorolniczy. Podkreśla, że z roku na rok jest coraz ciężej prowadzić produkcję pomidorów pod osłonami.
– Jesteśmy w zawieszeniu. Nie wiemy, czy pomimo wszystko mamy inwestować w swoją produkcję, czy mamy wegetować. Uważam, że bezpieczniejszy będzie ten drugi wariant. Nie wiemy co dalej będzie z naszą branżą, więc nie planujemy inwestycji – dodaje pan Tomasz.
Ochrona biologiczna roślin drożeje
Pomidory w gospodarstwie państwa Cieślaków uprawiane są na podłożu mineralnym. Rozprowadzone jest nawadnianie kropelkowe. Rośliny zasilane są tzw. pożywką z nawozów mineralnych.
– Staramy się zapewnić roślinom optimum, przy czym nie przekraczamy norm. Pozostało nam niewiele dopuszczalnych środków do ochrony roślin przed szkodnikami i grzybami. Stosujemy też ochronę biologiczną, wykorzystując pożyteczne owady do zwalczania szkodników w szklarniach. Jest to rozwiązanie drogie. Kiedy zaczęliśmy stosować Macrolophusa zwalczającego między innymi mączliki, przędziorki, był on faktycznie bardzo skuteczny. Obecnie ten owad oferowany producentom jest mniej żarłoczny. Musimy kupować więcej na tę samą powierzchnię szklarni. Kiedyś ochrona biologiczna przy zastosowaniu tego owada kosztowała 10 tys. zł na ha, a obecnie jest to około 20 tys. zł za ha. Stosujemy także inne rozwiązania w ochronie biologicznej. Reasumując, ochrona biologiczna nam pomaga, ale powinna być skuteczniejsza – mówi Tomasz Cieślak.
Jakie choroby atakują pomidory?
Plantatorzy z Latowicza walczą głównie z zarazą ziemniaczaną i z szarą pleśnią. Czasami trafi się jakaś bakterioza, ale wówczas trzeba porażony fragment rośliny wyciąć i wyrzucić, a miejsce cięcia zdezynfekować. Generalnie ograniczanie chorób grzybowych odbywa się poprzez sterowanie klimatem.
– W szklarni nie może być zbyt wilgotno, bo to sprzyja chorobom. Dlatego przez cały rok ogrzewamy obiekty. Nawet gdy w dzień jest ciepło, to zazwyczaj w nocy jest zimno. Ta różnica temperatur powoduje wytwarzanie rosy, a jedyną metodą na jej pozbycie się jest ogrzewanie. W sytuacji, kiedy jest wczesna wiosna, kiedy nie możemy otwierać okien, konieczna jest ochrona chemiczna. Po zakończeniu uprawy bardzo ważne jest dokładne sprzątanie szklarni i dezynfekcja – mówi Tomasz Cieślak.
Część sadzonek pochodzi z zakupu, a część plantatorzy produkują sami.
– Oczywiście własny materiał jest pewny pod względem jakości i zdrowotności roślin. Jednak większa inwestycja w tym zakresie wiąże się z ryzykiem. Ograniczeniem jest także brak ludzi do pracy. Do produkcji sadzonek potrzebni są ludzie odpowiedzialni. Innym ograniczeniem są też przydziały energii elektrycznej. Nie zawsze możemy otrzymać jej tyle, ile potrzebujemy – mówi plantator.
W szklarniach braci Cieślaków do zapylania pomidorów wykorzystywane są trzmiele.
– Trzmiele w naszych szklarniach przyczyniają się do zredukowania etatów o jakieś 4 osoby. Owady te są bardzo dokładne w swojej pracy. Oczywiście trzmiele są bardzo kapryśne. Potrzebna jest dla nich odpowiednia długość dnia, odpowiednie nasłonecznienie – mówi Tomasz Cieślak.
Przeczytaj również:
Józef Nuckowski