StoryEditorZiemniaki

Ziemniaki dobre na piaski

08.11.2018., 18:11h
W roku bez pogodowych anomalii zapewniają stabilny dochód. W obecnym sezonie uprawiane na piaszczystych glebach ziemniaki skrobiowe plonowały jednak bardzo słabo. Susza sprawiła, że Adam Olszewski z Zasiadek w pow. bialskim zebrał kilka razy mniej niż zakładał na początku roku.
Pola wchodzące w skład gospodarstwa są zlokalizowane na terenie dwóch gmin i dwóch województw: lubelskiego i mazowieckiego. Grunty orne, to w sumie ok. 50 ha. Z tego co roku 10–12 ha Adam Olszewski przeznacza pod ziemniaki skrobiowe. Sadzi je od pięciu lat.

Skrobiowe zamiast jadalnych

Ziemniaki w tych stronach, to popularna uprawa. Na piaszczystych, słabych gruntach, to wybór dość oczywisty. Drugim powodem, który jeszcze kilka lat temu przemawiał za taką specjalizacją jest bliskość wschodniej granicy i położonego za nią chłonnego rynku. Pan Adam decydując się na ziemniaki, wtedy jadalne, brał pod uwagę jeszcze jedną kwestię. – Na początku myślałem o truskawkach. Uznałem jednak, że warto iść w taką produkcję, którą można zmechanizować. Kupiłem maszyny, m.in. kombajn do zbioru ziemniaków.

Gdy kilka lat temu skończył się eksport ziemniaków jadalnych na Wschód, przestawił produkcję na skrobiowe. – Trzeba się było zapoznać z tematem, bo jeśli ktoś nigdy nie sadził ziemniaka skrobiowego, to pewne rzeczy mogą go zaskoczyć. Np. w przypadku ziemniaków skrobiowych bulwy mocno trzymają się pędów. Dlatego po wykopaniu powinny być dużo mocniej wstrząsane, aby się oddzieliły. Żeby tak się stało, pierwsza taśma w kombajnie powinna być dłuższa i wyposażona w więcej wstrząsaczy – tłumaczy nasz rozmówca. – W przypadku ziemniaka jadalnego jest inaczej. On powinien płynąć po taśmie, wstrząśnięty ma być lekko, tak aby ziemia odpadła. Pracując kombajnem przeznaczonym do jadalnych, radzę sobie, ale prościej byłoby z maszyną specjalnie przeznaczaną do skrobiowych.



  • Odbiorca bardzo precyzyjnie określa termin dostawy ziemniaków

Inna sprawa to zmianowanie. Monokultura w przypadku ziemniaka jest raczej wykluczona. Nasz rozmówca zaznacza, że choć niektórzy próbują, to jest to kłopotliwa sytuacja. – Co roku trzeba brać sadzeniaki kwalifikowane – mówi pan Adam i dodaje, że produkcja ziemniaka praktycznie wyklucza produkcję kukurydzy. Nie powinno się po niej sadzić ziemniaków. Najlepiej wybierać stanowiska po zbożach i po poplonach.

Sadzeniak to podstawa

Co do kwestii agrotechnicznych pan Adam mówi, że w przypadku ziemniaka podstawa to sadzeniak. W jego przypadku ok. 20 proc., to materiał kwalifikowany pochodzący spoza gospodarstwa. Trzeba o to dbać, bo w przeciwnym przypadku, tak jak w innych uprawach, mogą kumulować się choroby. Pan Adam zwraca też uwagę na dobór odmian. Podkreśla, że nie każda sprawdzi się w każdym gospodarstwie.

Biorąc pod uwagę specyfikę naszych terenów, najbezpieczniejsze są najwcześniejsze odmiany. Z moich doświadczeń wynika, że te o długim okresie wegetacji nie radzą sobie w ekstremalnych i stresowych sytuacjach, takich jak susza. A te bardzo wczesne, choć może nie charakteryzują największą zawartością skrobi, są bezpieczniejsze. Zdążą wykorzystać wiosenną wilgoć, a po tym, jak już powstanie skórka właściwa, wegetacja się kończy, a ziemniak się nie „odmładza”. W przypadku odmian wczesnych, pędy nie rosną na tyle duże, aby utrudniać zbiór. A czasem może to być naprawdę duży problem – mówi Adam Olszewski.

Mówiąc o nawożeniu rolnik zwraca uwagę na rolę poplonów poprawiających strukturę gleby i uzupełniających masę organiczną. Wskazany jest też obornik na słabych stanowiskach, ale z umiarem i oczywiście jesienią a nie wiosną. Wszystko musi być podane we właściwym czasie i dawce. Pan Adam podkreśla, że ziemniak skrobiowy ma tę przewagę nad jadalnym, że prawie wszystkie jego odmiany są odporne na zarazę ziemniaka, czyli główny problem w uprawie odmian jadalnych.

W przypadku jadalnego ziemniaka jedna z firm zaleca nawet 11 oprysków! Na moich uprawach ziemniaka skrobiowego w zupełności wystarcza od jednego do trzech, w zależności od przeznaczenia zbioru – stwierdza Adam Olszewski.

Warto dobrze zaprawić

Każdy, kto ma cokolwiek wspólnego z wsią, z pewnością pamięta zbieranie stonki ziemniaczanej do słoika. – Trzeba pilnować i w przypadku przekroczenia progu szkodliwości interweniować – mówi Adam Olszewski. – Choć od każdej reguły są wyjątki. Był taki sezon, gdy wyglądałem stonki z utęsknieniem. Pędy urosły wtedy wyjątkowo bujne, czekałem na stonkę, żeby je przetrzebiła.

Ale to sytuacja niecodzienna. Nasz rozmówca zaznacza bowiem, że w ostatnich latach obserwuje zwiększającą się presję stonki ziemniaczanej. – Zmienia się klimat, robi się coraz cieplej, te warunki odpowiadają szkodnikom – stwierdza. Poważnym problemem w ziemniakach jadalnych mogą też być drutowce czy opuchlaki.

 – W przypadku ziemniaków skrobiowych jest z tym łatwiej. Zwykle stosuję zaprawianie sadzeniaków preparatem Prestige Forte, który eliminuje szkodniki w pierwszych fazach wzrostu. Do zaprawiania używam dostosowanej do tego celu sadzarki. W tym roku, z przyczyn ekonomicznych, zaryzykowałem i nie zaprawiałem sadzeniaków. Czasami trzeba podjąć takie ryzyko. Udało się, ale gdyby rok był mokry i nie dałoby się wjechać z opryskiem w odpowiednim momencie, to plułbym sobie w brodę. Każdy w takich kwestiach musi decydować sam na podstawie swoich doświadczeń i wiedzy opowiada Adam Olszewski.

Ważny w unikaniu presji szkodników jest dobór stanowiska. Są takie miejsca, gdzie zawsze jest robak i ziemniaka nie da się uprawiać. Ważny jest też poplon. On też ma wpływ na obniżenie presji szkodników. Rolnik zwykle wysiewa w tym celu gorczycę. Jednak w przypadku ziemniaków skrobiowych małe nadgryzienia nie dyskwalifikują partii. W ziemniakach jadalnych to poważna wada.

Susza dała się we znaki

W tym roku większość posadzonych w gospodarstwie Adama Olszewskiego ziemniaków, to bardzo wczesna odmiana Tomensa. – Wczesne odmiany lepiej radzą sobie w przypadku suszy. Nie miałem więc przynajmniej problemu z „odmładzaniem” ziemniaków – informuje rolnik.

Susza jednak bardzo dała się we znaki uprawie ziemniaków. Do tego stopnia, że Adam Olszewski rozważał, czy w ogóle warto wjeżdżać w pole z kombajnem. Ostatecznie zakończył zbiór 8 października. – Na lepszych stanowiskach osiągnęliśmy 10 t/ha, ziemniaki były bardzo drobne. W kontrakcie, jaki ma zawarty z odbiorcą, było zapisane 25 t/ha. A to i tak był bardzo ostrożny szacunek, w dobrych warunkach wynik 35–40 t/ha jest jak najbardziej do osiągnięcia – dodaje rolnik.

Zbiór, jak co roku, pojechał do największego w Polsce zakładu przetwórstwa ziemniaka skrobiowego PEPEES w Łomży. – Mamy gdzie sprzedawać i to jest plus, maszyny się amortyzują, ale niewiele ponadto. Ceny od lat stoją w miejscu, nie ma też za bardzo możliwości zwiększania produkcji, bo co roku rynek potrzebuje podobnej ilości skrobi. Stoimy w miejscu, nie rozwijamy się. Dlatego, gdyby znów można było eksportować na Wschód, nie zastanawiałbym się ani chwili, nad powrotem do produkcji odmian jadalnych. Tym bardziej, że przecież maszyny, którymi dysponuję w większości są przystosowane do produkcji odmian jadalnych. Sortownia, skrzyniopalety, sadzarka, kombajn – mówi Adam Olszewski.



  • Rolnik w większości dysponuje maszynami przeznaczonymi do produkcji odmian jadalnych
Wracając jednak do odbioru ziemniaków skrobiowych. Odbywa się to w sposób zbliżony do zasad panujących w kontraktacji buraków cukrowych. W kontrakcie podpisywanym na początku roku są określone parametry produktu, cena zależy od zawartości skrobi. Od lat jest bardzo podobna i oscyluje w granicach dwudziestu kilku groszy netto za kilogram. Jest też wyznaczony termin odbioru a nawet godziny dostaw. Kontrakt zobowiązuje też rolnika do tego, aby określona część areału została obsadzona kwalifikowanymi sadzeniakami od odbiorcy.

 – Minimalna zawartość skrobi w dostarczonym zbiorze musi wynosić 15 proc. Jeśli jest mniejsza, cała partia wraca do producenta. Podobnie jeśli w ziemniakach znajdzie się chociażby jedna kolba kukurydzy – mówi pan Adam. – I nieważne, że jest przyniesiona przez dzika czy ptaka. Podczas zbioru w kombajnie trzeba bardzo na to uważać.

Adam Olszewski dodaje, że w warunkach jego gospodarstwa dobry wynik to 20–22 proc. zawartości skrobi. W takim przypadku można liczyć na ceny w granicach 22–27 gr netto. Pan Adam podkreśla, że rynek ziemniaka skrobiowego jest bardzo stabilny, ale hermetyczny. Nie jest możliwe zwiększenie produkcji, chyba że ktoś wycofa się z produkcji i zwolni miejsce.

Krzysztof Janisławski
Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
16. wrzesień 2024 08:49