Towarowa produkcja ziemniaka jadalnego w Sitańcu koło Zamościa
Uprawa ziemniaków jadalnych zaczęła się w gospodarstwie cztery lata temu od 1 ha na próbę. Niewiele później pojawiła się możliwość skorzystania z dotacji na tzw. krótkie łańcuchy dostaw żywności.
– Zapadła decyzja: trzeba iść za ciosem i rozwijać produkcję ziemniaka. Kupiliśmy linię do sortowania i pakowania – mówi Marcin Gryn, który prowadzi gospodarstwo rolne wspierany przez ojca.
Towarowa produkcja ziemniaka dobrze wpisuje się w filozofię reprezentowaną przez zamojskiego rolnika.
– W sytuacji, gdy konkurujemy już nie tylko na rynku europejskim, ale także światowym, aby utrzymać gospodarstwo niezbędna jest produkcja towarowa surowca o odpowiedniej jakości – tłumaczy. Ziemniak uprawiany na kilkudziesięciu hektarach pozwala spełnić te warunki w przeciwieństwie do np. zbóż.
– Nasze gospodarstwo to obecnie ok. 120 ha – wylicza pan Marcin. – Przy założeniu, że ziemniak w płodozmianie to jedna czwarta areału i że jesteśmy w stanie osiągać plon w wysokości 40–50 t/ha, to co roku dysponujemy ilością, z którą można powalczyć o dobrego klienta. Wiadomo też, że rentowność uprawy warzyw, choć i pracochłonność, jest wyższa niż w przypadku zbóż.
Ziemniaków jest więc w gospodarstwie sadzonych co roku więcej. W zakończonym sezonie było to 20 ha, w przyszłym roku ziemniak ma zająć już ok. 30–35 ha. Jednocześnie trwa modernizowanie i przystosowywanie infrastruktury do tej produkcji. W gospodarstwie ma się m.in. pojawić nowoczesny kombajn do zbioru ziemniaków.
Trudny sezon dla ziemniaka. Jakie były przyczyny?
W 2024 r. pogoda w okolicach Zamościa była łaskawa dla upraw roślin ozimych, gorsza dla jarych, w tym ziemniaków.
– W trakcie wykopków okazało się, że nie brakuje bulw małych, kalibru sadzeniaka, czyli mniejszych niż trafiające na sprzedaż – mówi Marcin Gryn. To nie tylko efekt suszy. W tym roku w całej Polsce wystąpiła silna presja zarazy ziemniaczanej. Nie inaczej było na Zamojszczyźnie.
– Zaraza może realnie zredukować plon nawet o 60–70% – mówi plantator. – Na naszej plantacji zabiegi fungicydowe przeprowadzałem co ok. 10 dni. W sierpniu, gdy nasilenie presji zarazy ziemniaczanej wzrosło, zdecydowałem się na desykację. W ten sposób nie dopuściłem do porażenia bulw, ale odbyło się to kosztem zatrzymania ich wzrostu i zwiększenia udziału w plonie tych o mniejszym rozmiarze.
W niesprzyjających warunkach udało się osiągnąć średni plon w wysokości ok. 35 t/ha (rok wcześniej ok. 44 t/ha). I choć zbiór niższy niż ubiegłoroczny, to pozwala zaliczyć tegoroczną produkcję do opłacalnych. Tym bardziej, że ziemniaki okazały się być wysokiej jakości, bulwy nie zostały porażone zarazą.
Ziemniaki kopane w gospodarstwie w pierwszej kolejności (to okres pokrywający się z końcówką żniw i uprawkami pożniwnymi) trafiają do odbiorców detalicznych i okolicznych hurtowników. Te kopane we wrześniu są kopcowane a następnie, po sortowaniu, wyjeżdżają w ilościach samochodowych do dużych odbiorców. Tegoroczne zostały już wyeksportowane do Bułgarii, a także poza Europę.
Sadzeniaki kwalifikowane wysokowydajnych odmian co roku na dużej części areału
W gospodarstwie nie jest stosowane podkiełkowywanie sadzeniaków. Ograniczona ilość miejsca magazynowego nie sprzyja takim działaniom.
Natomiast co roku na 25–30% areału kupowane są sadzeniaki kwalifikowane.
– Ziemniak danej partii jest u nas w gospodarstwie nie dłużej niż dwa lata – mówi rolnik. – Sadzimy odmiany wysokowydajne z myślą o eksporcie, dlatego odświeżanie jest u nas książkowe. Chodzi o jak najwyższe wykorzystanie potencjału plonowania wybranych odmian, ilość bulw, ich wielkość oraz jakość.
Jesienią (o ile nie jest za mokro) rozpoczynają się przygotowywania stanowisk pod ziemniaki. Zwykle są to pola po kukurydzy, rzadziej pszenicy. Po rozdrobnieniu resztek pożniwnych agregatem talerzowym następuje głęboka uprawa (45–50 cm) spulchniająca i napowietrzająca glebę. Jest prowadzona agregatem uprawowym własnego projektu i wykonania. Na tę samą głębokość oraz na głębokość 30 cm, jest aplikowany potas.
Rolnik przywiązuje bardzo dużą wagę, nie tylko w uprawie ziemniaka, do nawożenia wgłębnego. Pozwala ono na budowanie zasobności gleby w składniki pokarmowe dużo głębiej, co z kolei stymuluje korzenie roślin do intensywnego wzrostu oraz poszukiwania wilgoci i składników pokarmowych, tam, gdzie zostały umieszczone.
– Nie prowadzę nawadniania plantacji ziemniaków – mówi rolnik. – Uniemożliwia to logistyka, czyli zbyt duża liczba stanowisk. Ale nie tylko to. Teren jest pagórkowaty, występowałby spływ powierzchniowy i erozja wodna, czyli następowałoby uszkadzanie struktury gleby. Efekt tym bardziej niechciany, że roślina okopowa w płodozmianie już z definicji ma na strukturę gleby niekorzystny wpływ. Staramy się więc, żeby był on jak najmniej inwazyjny.
Wiosną rolnik przeprowadza uprawki eliminujące zachwaszczenie i wyrównujące powierzchnię pola. Pod agregat podawany jest fosfor i azot. Dwuetapowe sadzenie ziemniaka rozpoczyna się od przejazdu sadzarką i umieszczaniu sadzeniaków na głębokość ok. 15 cm. Głębokie formowanie redlin odbywa się zazwyczaj 10–15 dni po sadzeniu, choć przebieg pogody może sprawić, że formowanie następuje znacznie szybciej - tak własnie było tej wiosny.
Wtedy też odbywa się doglebowy zabieg herbicydowy, choć nie w tym roku, ale stało się to z przyczyn niezależnych od rolnika.
Presja szkodników w rzepaku. Jakie szkodniki pojawiły się w uprawie?
Rolnicy z okolic Zamościa dzielą się w tym roku na tych, którzy wysiali rzepaki przed wielką ulewą i po niej. Otóż pod koniec sierpnia nad Zamojszczyzną przeszła potężna nawalna ulewa. Spadło nawet 80 l wody na 1m2. Jak się nietrudno domyśleć, w przypadku niektórych plantacji oznaczało to konieczność przesiewania.
Rzepaków w gospodarstwie Marcina Gryna, choć zostały wysiane przed ulewą, na szczęście nie trzeba było przesiewać. Ale wschody na niektórych polach były nierówne. Z wysiewanych 45 sztuk nasion na 1 mkw wschody wynosiły między 30 a 40 roślin. Konieczne było dwukrotne zwalczanie samosiewów zbóż.
– Rzepak rósł bardzo szybko i widać już niedobory azotu – mówi rolnik. – A także fosforu, co wiąże się z jakością nawozu użytego w podsiewaczu.
Tej jesieni rzepak w gospodarstwie jest też poddany dużej presji szkodników. Bo co prawda nie pojawiła się śmietka rzepakowa, ale i tak było co robić w uprawie.
– Pierwszy zabieg insektycydowy został wykonany, ponieważ w fazie 2 liścia pojawiła się duża presja pchełki rzepakowej i gnatarza rzepakowca. Drugi zabieg był konieczny z powodu występowania larw tantnisia krzyżowiaczka.
Dwa razy została przeprowadzona regulacja pokroju roślin. Przy czym ten drugi zabieg miał bardziej na celu ochronę roślin uszkodzonych przez szkodniki przed chorobami grzybowymi, których wektory mogłyby wniknąć przez naruszone tkanki liściowe – wyjaśnia plantator.
Pszenice w tym roku zostały wysiane, jak na gospodarstwo, stosunkowo późno, bo 14–15 października. Wschody wyrównane, gdy rozzmawialiśmy pszenice były w fazie 2–3 liścia.
– Pszenica rośnie pokazowo – mówi rolnik. – Duża w tym zasługa wykopania ziemniaków na sucho i dobrego w związku z tym przygotowania gleby do siewu. Rok temu mieliśmy obok siebie stanowiska ziemniaków wykopanych na sucho i na mokro. Na obu została potem wysiana pszenica tej samej odmiany, prowadzona w identycznej technologii. Pierwsza plonowała na poziomie 12,7 t/ha, druga dała tylko 7,2 t/ha.