StoryEditorWiadomości rolnicze

Znajomość gleb, to szansa na plon

14.11.2016., 12:11h
Jan Balcerzak wziął udział w programie Grunt to Wiedza i skorzystał z możliwości wykonania analiz finansowanych przez Grupę Azoty. Badanie gleb w jego gospodarstwie to już rodzinna tradycja, tyle że nie dyktowana przez sentymenty, lecz zdrowy rozsądek i rachunek ekonomiczny.

Rolnik gospodaruje na areale 49 własnych i 8 dzierżawionych hektarów gruntu we wsi Suchodębie w gminie Łanięta, w powiecie kutnowskim. Prowadzi gospodarstwo ukierunkowane na produkcję roślinną. Uprawia pszenicę ozimą, rzepak ozimy, buraki cukrowe i kukurydzę na ziarno.

Tradycja i ekonomia
– Informację o programie wypatrzyłem na stronie internetowej www.nawozy.eu, którą często odwiedzam – mówi Jan Balcerzak. – Pomyślałem, że to akcja w sam raz dla mnie, bo rolnictwo, a szczególnie efektywne nawożenie i uprawa stały się moją życiową pasją. Gospodarstwo przejęte po rodzicach prowadzę samodzielnie od 2005 r. Nie skończyłem studiów rolniczych, więc specjalistyczną wiedzę musiałem zdobywać sam i korzystać z doświadczenia rodziców. Nie zawsze jednak chciałem słuchać starszych, więc uczyłem się także na własnych błędach. Dziś mogę nieskromnie powiedzieć, że nauki te nie poszły w las, bo udaje mi osiągać bardzo przyzwoite wyniki. Myślę, że jest w tym też zasługa ojca, bo to on przekonał mnie do systematycznego badania gleb. Nie wyobrażam sobie uprawy roślin bez wiedzy o glebach, na których prowadzić mam produkcję. To tak jakby w ciemnościach celować kluczem do zamka w drzwiach, choć w zasięgu ręki jest pstryczek, którym można zapalić światło. Ja wolę mieć jasność, czego potrzebuje ziemia, by dać mi przyzwoity plon i jej to zapewniam. Bogata i żyzna gleba to podstawowy warunek udanej uprawy.

Jak podkreśla Jan Balcerzak – rolnik nie ma wpływu na pogodę, która często roślinom uprawnym nie sprzyja. Ma jednak wpływ na inne czynniki gwarantujące dobre zbiory, takie jak dobór odmian i jakość materiału siewnego, zasobność gleb w składniki pokarmowe, czy odpowiednia agrotechnika. Jeżeli rolnik nie dołoży wszelkich starań i nie wykorzysta wszystkich dostępnych środków w tym zakresie, to obwiniać za efekty uprawy może już tylko siebie. Nawet najlepsze odmiany roślin i wzorowa agrotechnika nie zdadzą się na nic, jeśli roślina nie znajdzie w glebie tego, czego potrzebuje do wzrostu i wydania plonu.

– Gospodaruję na dobrych glebach, głównie klasy bonitacyjnej IIIa i IIIb – mówi Jan Balcerzak. – Tylko niewielki ułamek gruntów stanowią gleby klasy IV. Badania gleb okazują się bardzo przydatne. Szczególną wagę przywiązuję do badania nowo nabytych czy wydzierżawionych działek. Często były to grunty utrzymane w słabszej kulturze, mniej zasobne i zakwaszone. Wtedy niski odczyn pH mogłem szybko skorygować wysiewając wapno, a składniki pokarmowe uzupełnić odpowiednimi dawkami nawozów, natomiast próchnicę odbudować resztkami pożniwnymi oraz poplonami, gdyż nie dysponuję obornikiem. Badania gleby okazywały się pomocne również w przypadku pól już użytkowanych. Nie zadowalały mnie np. plony na części areału, gdzie gleba była zbadana. Zleciłem pobranie dodatkowych prób i wyszło na jaw, że przez pole o powierzchni 5,5 ha przechodzi około hektarowy pas ziemi, z dużo gorszym podglebiem. Dzięki odpowiedniemu nawożeniu te różnice udało się zniwelować i dziś ta ziemia rodzi tyle, ile od niej oczekiwałem. Obecnie badania gleb przeprowadzam co 2 lata, bo wiem, że każde niedociągnięcie w nawożeniu mści się potem w zbiorach.

Pszenica w dwóch aktach
– Wszystkie uprawy prowadzę w tradycyjnej technice orkowej – opowiada uczestnik programu Grunt to Wiedza. – Pola dzielę na cztery części, gdzie połowę areału zajmuje zwykle pszenica ozima, 1/4 obsiewam rzepakiem, zaś po 1/8 powierzchni zajmują plantacje buraków cukrowych i kukurydzy. Na lepszych stanowiskach uprawiam buraki cukrowe, na słabszych kukurydzę. Pszenicę ozimą sieję w dwóch etapach: połowę w terminie optymalnym po rzepaku, a połowę w późnym na stanowiskach po burakach i kukurydzy. Nasza okolica od lat boryka się z niedoborem opadów. Wolę więc czekać z siewem choćby do końca listopada, bo wiem, że odmiana ozima i tak wyda lepszy plon niż forma jara. Na późny siew wybieram odmiany mrozoodporne i silnie krzewiące, bo rośliny przed spoczynkiem zimowym osiągną zwykle 2–3 liście, a krzewienie przechodzi na okres wiosenny. Dzięki temu łatwiej jest im przetrwać zimę i wiosenne przymrozki. Przy wczesnym siewie mniej uwagi poświęcam mrozoodporności a decydujący przy wyborze odmiany jest potencjał plonowania i odporność na choroby.

Gospodarz przed siewem pszenicy stosuje pod agregat uprawowy nawozy wieloskładnikowe (Polifoska 6), a w określaniu dawek bierze pod uwagę wyniki zasobności gleb w fosfor i zapotrzebowanie roślin na ten pierwiastek. Dlaczego fosfor? Bo zdaniem rolnika, pszenica ma mniejsze wymagania pod względem potasu, a na stanowiskach po burakach, rzepaku  i kukurydzy gleby są bogate w ten pierwiastek. Zawsze jesienią, jeśli tylko aura pozwala, stosowana jest ochrona herbicydowa pszenicy. Tylko w pszenicy późno wysianej po burakach i kukurydzy zabiegi te zwykle można przeprowadzić dopiero wiosną.

Wiosenne nawożenie azotowe również odbywa się w zależności od terminu siewu. Pszenica siana terminowo jest zasilana azotem w 3 podzielonych dawkach. Pierwszą rolnik aplikuje zwykle już w marcu, jeśli tylko pozwalają na to warunki atmosferyczne. Drugą dawkę rośliny otrzymują w fazie strzelania w źdźbło, zaś trzecią na kłos. W przypadku pszenicy sianej późno, potrzebny jest podział azotu na 4 porcje. Pierwsza to nawożenie azotowo-siarkowe (zwykle Saletrosan), które gospodarz przeprowadza na początku marca. Po około 2–3 tygodniach aplikowana jest kolejna dawka z wykorzystaniem saletry amonowej (puławski Pulan), w celu lepszego dokrzewienia roślin. Jeśli zachodzi potrzeba i są dogodne warunki atmosferyczne, rolnik stosuje też zabieg chlorkiem chloromekwatu (CCC). Trzecią dawkę azotu rośliny otrzymują w fazie strzelania w źdźbło, zaś czwartą na kłos.

Ochrona fungicydowa sprowadza się zazwyczaj do trzech zabiegów, które gospodarz łączy z dolistnym dokarmianiem roślin mikroelementami. Zabiegi skracania wykonywane są jedno- lub dwukrotnie, w zależności od stanu uprawy. W razie konieczności zwalczane chemicznie są też szkodniki w pszenicy, najczęściej mszyce i skrzypionki. Warto tu wspomnieć, iż rolnik monitoruje wszystkie uprawy pod kątem wystąpienia szkodników, korzystając np. w rzepaku z metody tzw. żółtych naczyń.

Doglebowo i dolistnie
Plantacja buraków cukrowych zajmuje rokrocznie 6 ha. Wieloskładnikowe nawożenie gleb pod ich uprawę rolnik dzieli na 2 etapy. Około 2/3 dawki nawozu stosowane jest jesienią pod pług, zaś 1/3 dawki wiosną, przed siewem buraków cukrowych.

– Dawki ustalam w zależności od wyników badania gleby pod kątem zasobności w fosfor i zapotrzebowania roślin na ten pierwiastek – mówi Jan Balcerzak. – Poziom potasu uzupełniam do zalecanej wartości wiosną. Większość gleb mam średniej zasobności, więc taki sposób nawożenia jest ekonomicznie uzasadniony.

Nawożenie azotowe buraków cukrowych sprowadza się do dwóch zabiegów – połowę dawki przed siewem i połowę w fazie 4–6 liści buraka. Dodatkowo rolnik stosuje 2–3-krotnie dolistne dokarmianie roślin – w ten sposób aplikowany jest m.in. bor. Ochrona herbicydowa przebiega w trzech zabiegach prowadzonych doglebowo i nalistnie. Jeśli zachodzi konieczność, stosowane są środki zwalczające śmietkę oraz mszyce.

– Wybieram odmiany buraków odporne na chwościka i brunatną plamistość liści, więc zabiegi fungicydowe przeprowadzam sporadycznie – podkreśla Jan Balcerzak. – W tym roku było sucho, więc problem chorób buraka cukrowego się nie pojawił.

Nawożenie w uprawie kukurydzy odbywa się w całości wiosną. W pierwszym etapie, przed siewem, rozsiewany jest potas i 2/3 zalecanej dawki azotu. Podczas siewu aplikowany jest nawóz fosforowo-azotowy (fosforan amonu), natomiast w fazie 4–5 liści podawana jest pozostała 1/3 zalecanej dawki azotu w postaci mocznika nawozowego Pulrea, który nie parzy liści. Zabiegi herbicydowe w kukurydzy wykonywane są powschodowo w fazie 2–3 liści. Rolnik unika zabiegów doglebowych, bo w tym gospodarstwie wiosny są zwykle suche, więc zabiegi doglebowe i tak trzeba byłoby poprawiać. Kukurydza jest też dwukrotnie nawożona dolistnie, przede wszystkim nawozami zawierającymi bor i cynk.
Rzepak w gospodarstwie Jana Balcerzaka uprawiany jest zawsze na stanowiskach po zbożach. Od dawna siane są tylko odmiany mieszańcowe, o dużym potencjale plonowania i wysokiej odporności.

– Jesienią pole pod uprawę nawożone jest pod pług nawozem wieloskładnikowym (Polifoska 6) w oparciu o wyniki zasobności gleby w fosfor i zapotrzebowanie roślin na ten pierwiastek – zdradza właściciel gospodarstwa w Suchodębiu. – Potas, którego rzepak również potrzebuje, uzupełniam wiosną, zgodnie z wymaganiami pokarmowymi rośliny. Rzepak wysiany w drugim roku po kukurydzy i burakach ma zazwyczaj wystarczająco dużo azotu w glebie (potwierdzają to wyniki badań zawartości azotu mineralnego, które wykonuję od kilku lat), więc nie stosuję jesienią dodatkowego nawożenia, bo zbytnio by wybujał. Jesienią jednak obowiązkowo skracam rośliny (chlorek mepikwatu i metkonazol), wykonuję zabiegi fungicydami i jeśli trzeba, także insektycydami. Razem z zabiegiem skracania stosowane są mikroelementy, w szczególności bor, co wpływa na lepsze przezimowanie.

Wiosną po ruszeniu wegetacji najpierw stosowany jest nawóz azotowo-siarkowy (Saletrosan), w dawce zależnej od zapotrzebowania rośliny na siarkę. Dzięki dobrze dobranemu składowi tego nawozu azot też jest dostarczany roślinie w odpowiedniej ilości. Rzepak już w lutym wznawia wegetację i potrzebuje azotu. Rolnik gospodaruje jednak na obszarach OSN i nie może tak wcześnie stosować potrzebnego azotu, bo zwłokę w nawożeniu wymuszają po prostu przepisy. Cztery tygodnie po pierwszej startowej, ale opóźnionej dawce azotu z siarką aplikowanej w marcu, rolnik wykonuje w fazie strzelania w pęd kolejne nawożenie saletrą amonową (puławski Pulan).

– Wiosną przeprowadzam również konieczne zabiegi fungicydowe i insektycydowe – mówi Jan Balcerzak. – Zabiegi środkami ochrony tak jesienią, jak i wiosną wykorzystuję do dolistnego dokarmiania roślin. Dostają więc one w czterech dawkach porcje potrzebnego boru i innych wartościowych mikroelementów.

Tajna broń
– Dla mnie wyniki badania gleb to nieodzowne narzędzie pracy i mogę się tylko cieszyć, że mam możliwość z niego korzystać –twierdzi Jan Balcerzak. – W wielu gospodarstwach wciąż pokutuje pogląd, że rolnik sam najlepiej zna swoją ziemię, a badania to tylko wymysły naukowców i zbędny wydatek. To trochę tak, jakby człowiek wolał rzucić się na czołg z gołymi rękoma, zamiast sięgnąć po skuteczną broń, którą ktoś mu podaje. Nie jest ważne, czy uznamy to za akt heroizmu czy głupoty. Naprawdę istotne jest to, że w tych okolicznościach można zwyciężyć tylko przez jakieś cudowne zrządzenie losu. Ja nie chcę uzależniać wyników ekonomicznych gospodarstwa i bytu swojej rodziny jedynie od uśmiechu losu.

Oczywiście badania gleb nie gwarantują rolnikowi olbrzymich plonów i niebotycznych zysków. Dzięki nim jednak nie trzeba poruszać się w kwestii nawożenia zupełnie po omacku.

– Wiem przynajmniej, co powinienem zrobić, by stworzyć roślinom optymalne warunki – podkreśla Jan Balcerzak. – O efekcie uprawy decyduje wiele czynników, na które w większości nie mamy wpływu. Jeśli mogę poznać część niewiadomych i zwiększyć swoje szanse na dobre plony, to czemu miałbym z tej okazji rezygnować. Nie wiem, czy zima będzie śnieżna, czy wiosna będzie ciepła, ale wiem czym i jak nawozić glebę, by rośliny miały do dyspozycji wszystkie niezbędne składniki pokarmowe.

Grzegorz Tomczyk

Warsaw
wi_00
mon
wi_00
tue
wi_00
wed
wi_00
thu
wi_00
fri
wi_00
22. listopad 2024 05:42