Rolnik specjalizuje się w hodowli bydła mlecznego. Utrzymuje 40 krów mlecznych. Od niedawna dostarcza mleko do Mlekovity z czego jest bardzo zadowolony. Wcześniej współpracował z mleczarnią ROTR w Rypinie, jednak ta od wielu miesięcy nie płaci za mleko, a w sądzie znajdują się wnioski o jej restrukturyzację i upadłość.
– Myślałem, że dług ROTR wobec mego gospodarstwa to najgorsza rzecz, jaka mogła się w tym roku wydarzyć. Niestety pomyliłem się. Pogoda wyrządziła porównywalne szkody. To dlatego tak duże nadzieje wiążę z zapowiadaną przez państwo pomocą – twierdzi Dędza.
Zasiew zbóż jak i buraków przebiegał bez większych przeszkód. Hodowca jest dużym plantatorem buraków. W tym roku zasiał ich 35 ha. Na 20 ha uprawia pszenicę, a na 15 ha jęczmień jary. Reszta upraw to kukurydza na kiszonkę dla bydła oraz użytki zielone. Areał gospodarstwa liczy 100 ha.
Niszczący żywioł
Siew buraków cukrowych odbywał się 8–10 kwietnia.
– Po około 10 dniach od siewu w krótkim czasie przetoczyły się trzy nawałnice. Szczęśliwie i chyba dzięki opatrzności boskiej nie ucierpiał żaden budynek ani maszyny. Żywioł niemal w całości zniszczył plantację buraków – wspomina Wojciech Dędza.
Ulewy miały charakter miejscowy. Wystąpiły na terenie całej gminy, jednak w różnych jej miejscach z inną intensywnością. Najbardziej dotknięta została wieś Tadajewo. Ślady po nawałnicy na gruntach gdzie rosły buraki pozostały do dziś. Na wzniesieniu woda wypłukała ziemię do głębokości, na której znajdują się rurki melioracji.
– Zgłosiliśmy deszcz nawalny, ale żadnego urzędnika w gminie to nie zainteresowało. Dzieło zniszczenia zostało dopełnione przez późniejszą susze. Latem wysokie temperatury spowodowały, że wilgoć z gleby szybko wyparowała. Obsada buraków została przez nawałnice znacząco ograniczona. Szkody zaś z powodu suszy miałem znaczne nie tylko w burakach, ale i zbożach jarych, kukurydzy na kiszonkę oraz trwałych użytkach zielonych. Te ostatnie to jedyne źródło paszy dla bydła. Odniosłem wrażenie, że urzędnicy z gminy nie pałali entuzjazmem podczas liczenia strat w zbożach. Nad burakami i kukurydzą nawet się nie pochylili, a ja uważam, że straty poniosłem we wszystkich uprawach i z tego powodu powinienem mieć prawo do ubiegania się o pomoc dla każdego gatunku roślin – uważa hodowca.
Fot. Tomasz Ślęzak
Fot. Tomasz Ślęzak
- Po kwietniowych nawałnicach na polu pozostały wypłukane przez deszcz rowy odsłaniające elementy systemu melioracyjnego
Pomoc przysługuje poszkodowanym gospodarzom, ale tylko pod pewnymi warunkami. W pierwszej kolejności w przypadku wystąpienia strat burmistrzowie bądź wójtowie na wniosek rolników musieli zwrócić się do wojewody z wnioskiem o powołanie komisji odpowiedzialnej za policzenie strat.
W przypadku suszy komisje działały we wszystkich gminach województwa. W tym roku, w przeciwieństwie do poprzedniego, nie były liczone straty wywołane deszczami nawalnymi. Nawet jeśli wójt zwróciłby się o powołanie takiej komisji dla gminy Osiek, jej działanie nie miałoby większego sensu.
– Pomoc oferowana jest rolnikom, których gospodarstwa ucierpiały wskutek tegorocznej suszy lub powodzi. W pierwszej kolejności o wsparcie finansowe mogą ubiegać się rolnicy, w których gospodarstwach susza lub powódź spowodowały straty w uprawach w wysokości co najmniej 70%. Wnioski mogą składać w biurach powiatowych ARiMR od 14 do 28 września 2018 r. Stawka pomocy wynosi 1 tys. zł do 1 ha, jeśli rolnik miał ubezpieczoną przynajmniej połowę powierzchni upraw (z wyłączeniem łąk i pastwisk). Gospodarz, który nie miał takiej polisy, otrzyma 50% tej kwoty – informuje Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa.
Rząd więc nie przewidział pomocy za deszcze nawalne i inne zjawiska. Miały one ograniczone i lokalne znaczenie. Na masową skalę straty wynikły w tym roku tylko z powodu suszy. Nie oznacza to jednak, że 1 tys. zł przysługuje do każdego rodzaju uprawy, w których stwierdzony został poziom strat na poziomie co najmniej 70%.
To IUNG w Puławach decyduje na podstawie obowiązujących przepisów, czy w danej uprawie i określonym terenie susza wystąpiła. Wyliczenia są robione na podstawie Klimatycznego Bilansu Wodnego. Według norm, w oparciu o które IUNG prowadzi wyliczenia, na terenie gminy Osiek suszy w plantacjach buraków, kukurydzy i ziemniaków oraz TUZ nie było. Wystąpiła ona tylko w zbożach. Nawet gdyby oszacowała straty w burakach, na niewiele by się to zdało. Urząd Wojewódzki każdy protokół dotyczący strat musi zweryfikować. Akceptowane są tylko te, w których podane są wartości strat dla gatunków, w których IUNG podał zagrożenie suszą na danym terenie.
Z podobnym problemem boryka się Maciej Plutro ze wsi Woźniki (gm. Łubowo, Wielkopolska).Rolnik prowadzi gospodarstwo o areale 28 ha. Utrzymuje produkcję zwierzęcą w postaci stada bydła opasowego, trzody chlewnej i owiec.
– Przedstawiciel naszej cukrowni powiedział, że suszy w burakach nie ma. Obok buraków rósł rzepak i zboża. Były sprawdzane, a szkody szacowane. Dlaczego buraki nie były objęte monitoringiem? Straty mamy poważne, a pomoc do naszych plantacji się nie należy – mówi pan Maciej.
Co widzi cukrownia, a co IUNG?
Rolnik w tym roku zasiał 4,5 ha buraków. Liczył na to, że jeśli straty będą wynosiły 30–69% dostanie zapowiadane przez ministerstwo wsparcie. Plon kiepski w zależności od stanowiska wynosi 20–30 w najlepszych przypadkach 40 t.
Fot. Tomasz Ślęzak
Fot. Tomasz Ślęzak
- Wojciech Dędza przeżył w tym roku trzy kataklizmy – kłopoty swojej spółdzielni ROTR w Rypinie, ulewne deszcze i suszę
– To jest bardzo niesprawiedliwe, że do buraków nie należy się pomoc. Mamy kłopot nie tylko z plonami, ale i z kopaniem. Na polach nie radzą sobie nawet ciężkie kombajny. Ziemia ma strukturę betonu. W efekcie powstają dodatkowe uszkodzenia, a my dodatkowo tracimy. System monitoringu suszy w burakach jest dla nas absurdalny skoro twierdzi, że strat suszowych w plantacjach nie ma. Ten rok pokazał, że jest niezbędna jego szybka zmiana, tak aby monitoring odzwierciedlał rzeczywistą sytuację w uprawach. W przeciwieństwie do monitoringu o tym, że jest susza zdaje sobie sprawę cukrownia, z którą współpracujemy. Przedstawiciel P&L uspokaja, że koncern nie będzie wyciągał konsekwencji wobec rolników, którzy nie dostarczą przewidzianej w umowie ilości buraków – mówi Pluto.
Tomasz Ślęzak