Era Leppera
Gorąco się zrobiło także na polskich drogach. Kilkadziesiąt blokad to jednak niewiele w porównaniu do tego co działo się niemal dokładnie 20 lat temu. Przypomnijmy, że to od blokady w Świecku 22 stycznia 1999 roku rozpoczęła się gorąca zima Andrzeja Leppera – o czym mało kto dziś wspomina (do 500 blokad dziennie). Na fali niezadowolenia Lepper dwa lata później wszedł do sejmu, a szczyt politycznej kariery osiągnął obejmując stanowisko wicepremiera i ministra rolnictwa.
Zderzył się wówczas z problemami (spadek cen skupu trzody), które jego samego wyniosły na wyżyny polityki. Później było już tylko gorzej i świętej pamięci szef Samoobrony stracił społeczne poparcie aż wreszcie tragicznie zginął. Dlaczego w styczniu 2019 r. blokad było tylko 30? Bo w ciągu minionych 20 lat warunki rynkowe przetrzebiły producentów świń. Wytrwali tylko ci najlepsi i najwydajniejsi. W odbudowie pogłowia trzody nie pomogły dwa przygotowane programy (rządowy i społeczny). Dziś to nawet uwiera beneficjentów, którzy zainwestowali w chlewnie i muszą utrzymać produkcję, bo skorzystali z dotacji. Stąd nasz gorący apel do ministra rolnictwa, aby zawiesić egzekwowanie wobec nich tego obowiązku. Na naszych oczach dobijani są najlepsi rolnicy specjalizujący się w produkcji trzody. Nie mówimy o chlewniach należących do zagranicznych korporacji rolnych, lecz gospodarstw rodzinnych.
W młodości siła, w młodych nadzieja?
Równolegle toczy się dyskusja na temat przyszłości Wiktora Szmulewicza, jako prezesa Krajowej Rady Izb Rolniczych. Przypominamy, że w ostatniej chwili odwołał on demonstrację rolników w Warszawie, choć miała być legalna i już była w zasadzie zorganizowana. Dla rolników Szmulewicz stał się reprezentantem władzy, a nie interesów rolniczej branży. Dobrze się żyje w zarządzie KRIR. Czy rzeczywiście, jak mówią agropowstańcy (protestujący rolnicy), wynagrodzenia sięgają tam 100 tys. zł rocznie albo i więcej? Dodajmy także, że przy KRIR działa spółka. A czym pachnie mariaż rolniczej organizacji i spółki, pokazał przykład Polskiej Federacji Hodowców Bydła i Producentów Mleka. Zbliżają się wybory do izb. Apelujemy więc do zarządu KRIR, aby jeszcze przed wyborami ujawnił swoje dochody ze społecznej pracy na rzecz polskiego rolnictwa. Prosimy, nie idźcie drogą, którą wytyczyła PFHBiPM. Przekonajcie delegatów do izb, także tych, którzy złożyli wnioski o odwołanie prezesa Krajowej Rady (jak ostatnio z Wielkopolski oraz woj. kujawsko- pomorskiego), że nie macie nic do ukrycia. My natomiast życzymy mu jak najlepiej, przede wszystkim dużo odpoczynku od wyczerpujących obowiązków.
W powstałych przed 23 laty izbach ciągle są ludzie, którzy je tworzyli. To nie grzech. Jednak naszym zdaniem, rolniczy samorząd potrzebuje świeżej krwi. Jesteśmy w stanie wyobrazić sobie, że w wyborach do izb startują agropowstańcy, czyli uczestnicy ostatnich protestów. Mają do dyspozycji gotowe struktury i mechanizm finansowania działalności. Niech się sprawdzą działając w realnej rzeczywistości, a nie tylko wygłaszając monologi do kamery. Może pociągną izby do przodu, sprawią, że wzrośnie frekwencja na wyborach, doprowadzą do nowelizacji ustawy o izbach, wykreślenia z list ich członków tzw. działkowców, niemających z rolnictwem nic wspólnego. Nie udało się to ani obecnemu, ani poprzednim zarządom KRIR. Może to właśnie agropowstańcom uda się doprowadzić do wzmocnienia roli samorządu rolniczego w Polsce. Na obecny zarząd KRIR raczej nie liczymy, nie tylko dlatego, że do wyborów pozostało niewiele czasu, zwłaszcza że ich proponowany termin przesunięto z 28 na 7 lipca – takie propozycje to najlepsza amunicja dla agropowstańców. A my ciągle nie rozumiemy, dlaczego nie można tych wyborów zorganizować np. 30 czerwca. Właśnie ta sprawa jest dowodem, jak bardzo zarząd KRIR oderwał się od swoich fundamentów – samorządów wojewódzkich i powiatowych.
Polska żywność, czyli telewizja kłamie... Ma swoją prawdę
Na koniec o innych sprawach bieżących. Jedna z telewizji wyemitowała film na temat uboju chorych krów. Z podobnym problemem mieliśmy do czynienia w 2013 r. (w Białej Rawskiej). Tym razem film spotkał się z żywą reakcją nie tylko w Polsce. Zainteresowanych tym tematem jest wielu od Uralu po Atlantyk. Warto zwrócić uwagę na reakcję rosyjskiej telewizji, która rozdmuchała ten przypadek do rozmiarów wielkiej afery. Naszym zdaniem, Rosjanie chcą w ten sposób potwierdzić zasadność wprowadzenia zakazu importu żywności z krajów Unii Europejskiej. A jednocześnie nasza wewnątrzunijna konkurencja zaciera ręce. Uogólnienia pozwalające sądzić, że do każdej ubojni trafia chore bydło są szkodliwe dla całej branży. Właściciela tej ubojni nie da się obronić. Pozostaje nam tylko apelować o zwiększenie nadzoru nad takimi zakładami. W przeciwnym wypadku telewizja, która ma szczególną skłonność do przygotowywania reportaży na temat niskiej jakości produkowanej w Polsce żywności, nadal będzie miała „ciekawe” tematy.
Paweł Kuroczycki
redaktorzy naczelni "Tygodnika Poradnika Rolniczego"
(fot. archiwum TPR)